Pan rzekł do niego: «Przejdź przez środek miasta, przez środek Jerozolimy i nakreśl ten znak TAW1 na czołach mężów, którzy wzdychają i biadają nad wszystkimi obrzydliwościami w niej popełnianymi». (Ez 9,4)
Ostatnia litera alfabetu jest jak ostateczne dopełnienie, zamknięcie. Kropka nad „i”. Koniec nadający sens całości. TAW to przypomnienie, że Bóg ma ostatnie słowo. Zawsze.
Gdy jednak wszystko wokół płonie, gdy wali się w gruzy, a śmierć i zniszczenie sieją grozę, gdy łzy przesłaniają widoczność, a strach odbiera mowę, można nie poczuć tego dotknięcia, delikatnego, jak pióro maczane w kałamarzu i mocnego, jak krew przelana na krzyżu.
Słowo Boga na naszych czołach jest znakiem rozpoznawczym: ten człowiek nie umrze. Nie widzimy swoich czół, o ile nie przeglądamy się nadmiernie w lustrach, ale rzecz w tym, by inni ten znak zobaczyli. By widzieli: ten człowiek należy do Pana. Niesie na sobie Jego słowo.
Ten znak jest jak pieczęć potwierdzająca tożsamość, mówiąca: on jest Chrystusowy. Jednoczący i uniwersalny jak krzyż, ale dla każdego wyjątkowy. Jego ostateczny kształt zależy od ręki pisarza, użytego atramentu i podłoża, na którym został wyciśnięty. Zależy od Boga, krwi Jego Syna i duszy, w którą ona wsiąka, przemieniając ją na wieczność.
TAW. Słowo Boga daje ocalenie.
Gdy brat twój zgrzeszy <przeciw tobie, idź i upomnij go w cztery oczy. Jeśli cię usłucha, pozyskasz swego brata. Jeśli zaś nie usłucha, weź z sobą jeszcze jednego albo dwóch, żeby na słowie dwóch albo trzech świadków oparła się cała sprawa. Jeśli i tych nie usłucha, donieś Kościołowi! A jeśli nawet Kościoła nie usłucha, niech ci będzie jak poganin i celnik! Zaprawdę, powiadam wam: Wszystko, co zwiążecie na ziemi, będzie związane w niebie, a co rozwiążecie na ziemi, będzie rozwiązane w niebie. Dalej, zaprawdę, powiadam wam: Jeśli dwaj z was na ziemi zgodnie o coś prosić będą, to wszystkiego użyczy im mój Ojciec, który jest w niebie. Bo gdzie są dwaj albo trzej zebrani w imię moje, tam jestem pośród nich.
Gdzie są dwaj albo trzej zebrani w imię moje, tam jestem pośród nich. (Mt 18,20)
W czasie gdy przeżywamy kryzys Kościoła, warto rozważyć głęboko w sobie dzisiejszą scenę z Ewangelii. Od pierwszego zdania Jezus mówi, jak napominać innych, którzy nie przestają być nadal naszymi bliźnimi. Pierwszym krokiem jest rozmowa indywidualna – to może być czasem tylko jedno zdanie, w którym zasygnalizujemy wiedzę o złym postępowaniu. Drugim krokiem jest napomnienie, trzecim troska wspólna. Czwartym krokiem jest odsunięcie się od tej osoby, jeżeli nie posłuchała ani napomnienia indywidualnego, ani wspólnotowego. Ostatnim krokiem, niezwykle istotnym, jest wspólna modlitwa w imię Jezusa. Co to znaczy? To znaczy, że wszyscy, którzy mają wiedzę o złym postępowaniu, powinni gromadzić się na modlitwie. Często lubimy napominać, „nawracać”, ale bez modlitwy napomnienie nie jest owocne.
Ewangelia z komentarzem. Bez modlitwy napomnienie nie jest owocneŚw. Maksymilian Maria Kolbe brewiarz.pl Jak często patrząc na łobuzujące dzieci zastanawiacie się państwo, co z nich właściwie wyrośnie? Więcej niż raz? Dziesięć razy? Sto? Dokładnie to samo pytanie raz jeden na głos zadała także mama dzisiejszego patrona. Mundziu, co z ciebie będzie? A on strasznie się tym pytaniem zawstydził. I dokładnie o to samo zapytał Maryję, jak tylko znalazł się w parafialnym kościele w Pabianicach. Stanął przed jej obrazem i poprosił aby Ona sama odpowiedziała mu, kim będzie. Wtedy wydarzył się cud. Oto ukazała mu się Maryja trzymająca dwie korony: jedną białą a drugą czerwoną, i zapytała, czy chce je otrzymać. "Biała miała oznaczać, że wytrwam w czystości, czerwona - że będę męczennikiem." Opowiadał z przejęciem mamie – "Odpowiedziałem, że chcę obie. Wówczas Matka Boża mile na mnie spojrzała i zniknęła". Co działo się w sercu mamy Mundka w tym momencie możemy się tylko domyślać, pewnym jest natomiast, że w niedługim czasie w parafii pabianickiej po raz pierwszy od dziesiątków lat odbyły się misje. Prowadził je franciszkanin ze Lwowa. Na jednej z nauk misjonarz zachęcił chłopców, by wstąpili do zakonu św. Franciszka. Rajmund potraktował to jako wezwanie i za zgodą rodziców razem ze swoim starszym bratem udał się do franciszkanów do Lwowa. Jeżeli myślicie państwo, że teraz wszystko poszło jak z płatka to jesteście w grubym błędzie. To był dopiero początek długiej drogi jaka Rajmunda poprowadziła do koronacji tymi dwoma obiecanymi koronami – czystości i męczeństwa. Na tej drodze było szkolne, młodzieńcze, zrodzone z rewolucyjnych czasów w których przyszło mu żyć, pragnienie by zbrojnie walczyć dla Maryi. Były studia w Rzymie. Była rozterka czy zostać kapłanem czy wstąpić do legionów Piłsudskiego. Było doświadczenie ulicznych wstąpień przeciw Kościołowi. Była koncepcja wielkiego religijnego ruchu Milicji Niepokalanej. Było wydawanie Rycerza Niepokalanej. Było zbudowanie od podstaw największego na świecie klasztoru w Niepokalanowie. Była ewangelizacja Japonii. Dopiero po wielu latach na końcu tej długiej i pracowitej drogi pojawiła się brama z prześmiewczym napisem "Praca czyni wolnym". Rajmund, który już wtedy od wielu lat nosił nowe zakonne imię otrzymał numer 16670. Umarł oddając życie za współwięźnia. Było to w wigilię Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny. Zupełnie jakby Matka Boża czekała by ukoronować go obiecanymi w dzieciństwie koronami i zabrać ze sobą do nieba. Czy wiecie państwo jakie imię zakonne nosił Rajmund i jak nazywał się człowiek za którego poniósł śmierć. Tym człowiekiem był Franciszek Gajowniczek, a Rajmund, czy zdrobniale Mundek to nikt inny jak św. Maksymilian Maria Kolbe.
Ze względów bezpieczeństwa, kiedy korzystasz z możliwości napisania komentarza lub dodania intencji, w logach systemowych zapisuje się Twoje IP. Mają do niego dostęp wyłącznie uprawnieni administratorzy systemu. Administratorem Twoich danych jest Instytut Gość Media, z siedzibą w Katowicach 40-042, ul. Wita Stwosza 11. Szanujemy Twoje dane i chronimy je. Szczegółowe informacje na ten temat oraz i prawa, jakie Ci przysługują, opisaliśmy w Polityce prywatności.