Zabiorę wam serca kamienne, a dam wam serca z ciała. (Ez 36, 25)
Bóg zabiera nam kamienne serca, a Jego Syn wytrąca z rąk kamienie.
Święty Augustyn podpowiadał: „Panu Bogu znacznie trudniej jest powstrzymać miłosierdzie niż gniew, bo gniew Jego trwa tylko przez chwilę, a miłosierdzie na wieki”.
- Obraz Boga miłosiernego przyjmują ci, którzy znają swą grzeszność – wyjaśniał mi. kard. Grzegorz Ryś - Augustyn pisał, że ci, którzy chcieli ukamienować cudzołożnicę znali prawo, ale… nie znali Prawodawcy. Jeśli w imię sprawiedliwości powołujemy się na Prawo Boże, to trzeba jeszcze zapytać, co sam Pan Bóg na ten temat myśli i czy ma tu coś do powiedzenia…”.
„Jesteśmy w trakcie procesu nasiąkania Bożą rzeczywistością. Nasiąkanie – to dobre słowo – opowiada siostra Bogna Młynarz – Wyobraź sobie, że wkładasz do wody kamień i gąbkę. Obiektywnie są one tak samo zanurzone i oblane wodą ze wszystkich stron. Tyle, że do głębi kamienia nie przenika ani kropla, a gąbka ją chłonie. Mamy być jak gąbka, nasiąkać Duchem”.
Jezus w przypowieściach mówił do arcykapłanów i starszych ludu: «Królestwo niebieskie podobne jest do króla, który wyprawił ucztę weselną swemu synowi. Posłał więc swoje sługi, żeby zaproszonych zwołali na ucztę, lecz ci nie chcieli przyjść.
Posłał jeszcze raz inne sługi z poleceniem: „Powiedzcie zaproszonym: Oto przygotowałem moją ucztę; woły i tuczne zwierzęta ubite i wszystko jest gotowe. Przyjdźcie na ucztę!” Lecz oni zlekceważyli to i odeszli: jeden na swoje pole, drugi do swego kupiectwa, a inni pochwycili jego sługi i znieważywszy, pozabijali.
Na to król uniósł się gniewem. Posłał swe wojska i kazał wytracić owych zabójców, a miasto ich spalić. Wtedy rzekł swoim sługom: „Uczta weselna wprawdzie jest gotowa, lecz zaproszeni nie byli jej godni. Idźcie więc na rozstajne drogi i zaproście na ucztę wszystkich, których spotkacie”. Słudzy ci wyszli na drogi i sprowadzili wszystkich, których napotkali: złych i dobrych. I sala weselna zapełniła się biesiadnikami.
Wszedł król, żeby się przypatrzyć biesiadnikom, i zauważył tam człowieka nieubranego w strój weselny. Rzekł do niego: „Przyjacielu, jakże tu wszedłeś, nie mając stroju weselnego?” Lecz on oniemiał. Wtedy król rzekł sługom: „Zwiążcie mu ręce i nogi i wyrzućcie go na zewnątrz, w ciemności! Tam będzie płacz i zgrzytanie zębów”. Bo wielu jest powołanych, lecz mało wybranych».
Wielu jest powołanych, lecz mało wybranych. (Mt 22,14)
Nie mam czasu, mam jakieś swoje sprawy. Tak w przypowieści z dzisiejszej Ewangelii wymawiają się zaproszeni na ucztę weselną. Zwróćmy uwagę – chodzi o wesele królewskiego syna, a zapraszającym jest sam król. Czy wypada z takiego zaproszenia nie skorzystać? Zwłaszcza że nie było niespodziewane; zaproszeni wcześniej zostali uprzedzeni. Trudno takiego lekceważenia nie odebrać jako wyrazu buntu. Niestety, my ludzie często podobnie traktujemy Boga. Jak byśmy nie wiedzieli, kim On jest. Lekceważymy, bo ważniejsze niż przyjęcie Jego zaproszenia, wydają się nam inne sprawy. Jakby nie był Panem, a naszym sługą. To może się źle dla nas skończyć. Bo choć powołani, niekoniecznie zostaniemy wybrani.
Ewangelia z komentarzem. Bo choć powołani, niekoniecznie zostaniemy wybraniŻyjemy w świecie, który po brzegi wypełniają informacje. Na każdy temat, niemal w dowolnej ilości i co ważne : na wyciągnięcie ręki. A właściwie to na kliknięcie palcem, jeżeli ktoś nie przekonał się jeszcze do wybierania głosowego. Czy jednak powszechna dostępność najróżniejszych wiadomości naprawdę ułatwia nam podejmowanie właściwych decyzji? Taka refleksja naszła mnie wraz z lekturą liturgicznego kalendarza otwartego na 22 sierpnia. Oto bowiem poza wspomnieniem NMP Królowej znajdziemy pod tą datą jeszcze dwa życiorysy. Oba dotyczą sylwetek męczenników. Pierwszy z nich wypełniony jest faktami z życia pewnego młodego kapłana, który przyszedł na świat w roku 1910 we wsi Salno niedaleko Koronowa. Uczył się najpierw Wierzchucinie Królewskim, potem w Wyższej Szkole Chłopców w Koronowie, następnie w Państwowym Gimnazjum Klasycznym. Po maturze wstąpił do seminarium duchownego w Gnieźnie, gdzie w 1933 roku przyjął święcenia kapłańskie. Był wikarym w parafii pw. Najświętszej Maryi Panny w Inowrocławiu, uczył religii w gimnazjum i szkole zawodowej w Bydgoszczy, studiował zaocznie na Uniwersytecie Jana Kazimierza we Lwowie. 1 września, powołano go na kapelana wojskowego 62. Pułku Piechoty Wielkopolskiej. 17 dni później dostał się do niewoli. Najpierw przez pół roku więziony był w oficerskim obozie jenieckim w Rotenburgu by następnie trafić do kamieniołomów w Buchenwaldzie i ostatecznie do Dachau. Tam został wybrany do grupy więźniów, na których prowadzone były eksperymenty medyczne. Po pół roku życia w nieustannym bólu zmarł 22 sierpnia 1944. Przed śmiercią zdołano mu udzielić sakramentów. Cała masa informacji i jeden wniosek - któż z nas mógłby się z nim równać? Zapewniam państwa jednak, że o wiele łatwiej przyjdzie nam się zidentyfikować z drugim z wspominanych dzisiaj patronów. Dlaczego? Bo wiemy o nim tylko tyle : zginął męczeńsko on i Towarzysze za panowania cesarza Maksymiana w Nikomedii w dniu 22 sierpnia miedzy rokiem 305 a 311. Żadnych szczegółów, dlatego od ich śmierci możemy abstrahować i powiedzieć : każdy, kto swoje życie oddaje Bogu w dyspozycję, kto w pewien sposób umiera dla świata zmierza do chwały ołtarzy niczym dzisiejsi patroni. Brzmi ładnie i trudno się z tym nie zgodzić, prawda? Kłopoty z przyjęciem takiej myśli bez oporów pojawiają się dopiero wraz ze szczegółami. Takimi jak 5 lat obozowego dawania świadectwa. Czy wiecie państwo kto się tyle wycierpiał dla Chrystusa? I kim jest ten drugi z patronów, który oferuje nam błogosławioną niewiedzę? To św. Agatonik wraz z Towarzyszami. A ów niezwykle doświadczony za życia kapłan nosił imię Franciszek Dachtera i wspominamy go jako błogosławionego .