Ten, który sieje, i ten, który podlewa, stanowią jedno. (1 Kor 3,8)
Czyj jesteś? Kogo słuchasz? Jak słuchasz? Potrzebujemy autorytetów, to nie ulega wątpliwości. To zresztą ciekawy paradoks. Każdy z nas jest trochę jak niemowlę, ufne i nieporadne, potrzebujące opieki. A zarazem każdy – każdy! – z nas może być przewodnikiem w drodze dla drugiego. A może lepiej napisać: towarzyszem. Przewodnik bowiem jest jeden i nikt Go nie zastąpi. Ani papież, ani ojciec Szustak, ani ksiądz z osiedla.
O ile pamiętamy, że ci ostatni są pomocnikami Boga i mają prawo się mylić, o ile nie przywiązujemy swojego życia do ich opinii i nie uzależniamy naszych decyzji od ich aprobaty, o tyle mogą być dla nas cennymi towarzyszami – taki zainspiruje, może pokaże alternatywną drogę, czasem wesprze, gdy ciężko iść. Zawsze jednak można się z nim nie zgodzić. Co więcej, może przyjść i taki czas, że role się odmienią i ten, kogo nazywaliśmy przewodnikiem czy autorytetem, sam będzie potrzebował wsparcia i światła.
Jeden sieje, drugi podlewa. Jeden zwołuje na modlitwę, drugi powie zdanie, które daje do myślenia… Po co tworzyć obozy, rywalizować ze sobą, podważać autorytet jednego i gloryfikować drugiego, skoro wszyscy pracujemy na jednym polu? Dziś jest czas Pawła, jutro Apollosa. Dziś słuchamy Grzywocza, jutro może Benedykta XVI, ale to nie dzięki nim, lecz wsparci łaską Boga docieramy do głębi, dojrzewamy, nabieramy siły. Stajemy się jednością.
Po opuszczeniu synagogi Jezus przyszedł do domu Szymona. A wysoka gorączka trawiła teściową Szymona. I prosili Go za nią. On, stanąwszy nad nią, rozkazał gorączce, i opuściła ją. Zaraz też wstała uzdrowiona i usługiwała im.
O zachodzie słońca wszyscy, którzy mieli cierpiących na rozmaite choroby, przynosili ich do Niego. On zaś na każdego z nich kładł ręce i uzdrawiał ich. Także złe duchy wychodziły z wielu, wołając: «Ty jesteś Syn Boży!» Lecz On je gromił i nie pozwalał im mówić, ponieważ wiedziały, że On jest Mesjaszem.
Z nastaniem dnia wyszedł i udał się na miejsce pustynne. A tłumy szukały Go i przyszły aż do Niego; chciały Go zatrzymać, żeby nie odchodził od nich. Lecz On rzekł do nich: «Także innym miastom muszę głosić Dobrą Nowinę o królestwie Bożym, bo po to zostałem posłany».
I głosił słowo w synagogach Judei.
Także innym miastom muszę głosić Dobrą Nowinę o królestwie Bożym, bo po to zostałem posłany. (Łk 4,43)
Jezus zatrzymał się w domu jednego z najważniejszych uczniów, Piotra, by uzdrowić jego teściową. Uzdrawiał wielu, nie tylko tych, którzy odczuwali ból z powodu choroby ciała, ale też uwalniał od złych duchów, wyzwalał od bólu duchowego. Za każdym razem czytamy, że złe duchy nazywały Jezusa Synem Boga, to znaczy, że nawet szatan wierzy w Jego istnienie. Po licznych uzdrowieniach Jezus odchodzi na pustynne miejsce, aby stamtąd wyruszyć do kolejnych miast. Taka jest droga chrześcijan. Nie jesteśmy powołani do tego, żeby trwać w bólu, nie jesteśmy powołani do tego, by stać w miejscu. Jesteśmy powołani do działania. W trudnych chwilach można się zatrzymać, znaleźć pustynię, ale tylko na chwilę, aby odzyskać siłę. Pustynią może być adoracja Najświętszego Sakramentu.
Ewangelia z komentarzem. Taka jest droga chrześcijan
"Ja, Rozalia, córka Sinibalda, postanowiłam żyć w tej grocie dla miłości mego Pana, Jezusa Chrystusa". Taki napis na ścianie groty znaleźli mieszkańcy pewnego niewielkiego miasteczka na Sycylii, gdy mieszkająca tutaj pustelnica nie dawała od kilku dni znaku życia. Tylko napis i pustka, a tacy byli dumni, że także i w ich okolicy jest Boża służebnica. Zachodzili do niej po radę, byli pod wrażeniem jej mądrości i urody, bo przecież to była młoda kobieta. Co prawda chodziły słuchy, że urodziła się na zamku Olivella w pobliżu Bergamo, jako córka księcia Sinibalda, służącego królowi Normanów Rogerowi II, ale dopiero ten napis na skale potwierdzał ostatecznie te przypuszczenia. Tylko jak owa książęca córka trafiła aż tutaj? To akurat proste - uciekła z domu - była bowiem pewna, że swoje serce pragnie ofiarować jedynie samemu Odkupicielowi. Miała 14 lat, gdy odmówiła zamążpójścia i niewiele więcej, gdy zniknęła z zamku. A teraz zniknęła także i stąd. Dlaczego? By nic nie stawało między nią a Bogiem – ani wola rodziców, ani pokusa próżności, jaką wzbudzały w niej wyrażane przez ciekawskich zachwyty nad jej świętością. A jad owej próżności wlewał się w jej serce nieustannie, pomimo podejmowanych stale postów i wyrzeczeń. W końcu św. Rozalia, zamiast mierzyć się z tym śmiertelnym niebezpieczeństwem dla swej duszy, postanowiła zrobić to, co doradzali w takich przypadkach pierwsi pustelnicy – uciekła przed pokusą i to uciekła skutecznie, znajdując dla siebie jeszcze bardziej ukrytą i oddaloną jaskinię w Monte Pellegrino pod Palermo. Gdy zdarzało się, że i tam ktoś się na nią znienacka napatoczył, to nasza dzisiejsza patronka, uciekając przed wzrokiem intruza, chowała się w maleńkim zagłębieniu skalnym. Nieprzyzwyczajona do surowego trybu życia, jaki sobie obrała, zmarła młodo, prawdopodobnie w 1165 lub 1170 roku. Jedyne co nam po niej dzisiaj zostało, to ów napis, a właściwie to odpis owego napisu ze skalnej ściany - Ja, Rozalia, córka Sinibalda, postanowiłam żyć w tej grocie dla miłości mego Pana, Jezusa Chrystusa. Do Rzymskiego Martyrologium wpisał ją znany z surowości papież Urban VIII w roku 1630, ponad 400 lat po jej śmierci, kiedy to po latach zapomnienia szczątki św. Rozalii zostały odkryte w grocie pod Palermo, co w cudowny sposób zbiegło się w czasie z ustaniem zarazy pustoszącej Sycylię. Odtąd św. Rozalia z Palermo, choć przez całe swoje krótkie życie ukrywała się przed wzrokiem ciekawskich, po swojej śmierci stała się orędowniczką chroniąca od zarazy. A propos, czy wiecie państwo, że nawet jej imię stało się częścią legendy? Otóż przed jej urodzeniem matka otrzymała we śnie polecenie, aby nazwała ją Rozalia, będzie bowiem najpiękniejszym kwiatem swojego rodu i rodzinnej Sycylii. Miał to być również proroczy symbol jej życia – rosa czyli róża, a dokładnie jej kolce, zwiastowały bowiem ascezę, której się podda, a lilia niewinność, której nigdy nie utraci. Nawet wyniesiona wbrew swej woli na piedestał.
Ze względów bezpieczeństwa, kiedy korzystasz z możliwości napisania komentarza lub dodania intencji, w logach systemowych zapisuje się Twoje IP. Mają do niego dostęp wyłącznie uprawnieni administratorzy systemu. Administratorem Twoich danych jest Instytut Gość Media, z siedzibą w Katowicach 40-042, ul. Wita Stwosza 11. Szanujemy Twoje dane i chronimy je. Szczegółowe informacje na ten temat oraz i prawa, jakie Ci przysługują, opisaliśmy w Polityce prywatności.