Uważam, iż przy obecnych utrapieniach dobrze jest tak zostać, dobrze to dla człowieka tak żyć. (1 Kor 7, 26)
Zaakceptuj. Być może jesteś w takim miejscu życia, którego w ogóle dla siebie nie chcesz. Jest inaczej niż w młodzieńczych marzeniach i planach. Trudniej, nieefektownie, zwyczajnie. Nie ma podboju świata, jest zmaganie z codziennością. Marzenia, które przybierają kształt rzeczywistości, nie wydają się już atrakcyjne i pociągające, a te, które rozwiały się w dym, ustępując miejsca nieoczekiwanym zdarzeniom i nie zawsze trafnym wyborom, sączą pomału truciznę frustracji i goryczy.
Słyszysz: „Wyjdź ze swojej strefy komfortu, walcz!”. A może jednak nie? Może rozkwit jest nie tam, gdzie planujemy i projektujemy, ale właśnie w tym, co zwyczajne, codzienne i niespektakularne? Może w ciemnych grudach ziemi pomału, niewidocznie pęka ziarno, które wyda kiedyś owoce? Nigdzie nie jest powiedziane, że je zobaczysz na własne oczy, że ich dotkniesz i posmakujesz. To jednak nie znaczy, że nie są warte cierpliwego czekania!
Żyć tak, jakby czas miał się zaraz skończyć, to nie to samo, co korzystać z uroków doczesności, póki jest. Żyć tak, jakby zaraz miało wszystko się skończyć, to znaczy być przygotowanym na więcej, tęsknić bez granic, nie ugrzęznąć w tym, co teraz. To znaczy mieć perspektywę i pragnienie, by wciąż na nowo przekraczać teraźniejszość.
Jezus podniósł oczy na swoich uczniów i mówił:
«Błogosławieni jesteście, ubodzy, albowiem do was należy królestwo Boże.
Błogosławieni, którzy teraz głodujecie, albowiem będziecie nasyceni.
Błogosławieni, którzy teraz płaczecie, albowiem śmiać się będziecie.
Błogosławieni jesteście, gdy ludzie was znienawidzą i gdy was wyłączą spośród siebie, gdy zelżą was i z powodu Syna Człowieczego odrzucą z pogardą wasze imię jako niecne: cieszcie się i radujcie w owym dniu, bo wielka jest wasza nagroda w niebie. Tak samo bowiem przodkowie ich czynili prorokom.
Natomiast biada wam, bogaczom, bo odebraliście już pociechę waszą.
Biada wam, którzy teraz jesteście syci, albowiem głód cierpieć będziecie.
Biada wam, którzy się teraz śmiejecie, albowiem smucić się i płakać będziecie.
Biada wam, gdy wszyscy ludzie chwalić was będą. Tak samo bowiem przodkowie ich czynili fałszywym prorokom».
A On podniósł oczy na swoich uczniów i mówił: Błogosławieni… (Łk 6,20)
Osiem błogosławieństw Jezusa to jeden z najpiękniejszych fragmentów Ewangelii. Każde błogosławieństwo Boga obiecuje obfitość, jest dobrem, które odmienia życie. W miejsce ubóstwa Bóg wprowadza relację miłości i bogactwo serca. W niedosyt wprowadza Siebie. W miejsce smutku – pocieszenie. Tym, którzy zostaną odtrąceni z Jego powodu, da poczucie swojej obecności. Każdy ludzki brak, który wydaje nam się nie do zniesienia, Jezus wypełnia dobrem. Być błogosławionym przez Boga to znaczy czuć się człowiekiem spełnionym, patrzącym z miłością w kierunku, w którym zmierza.
Ewangelia z komentarzem. 8 błogosławieństw Jezusa to jeden z najpiękniejszych fragmentów Ewangelii
Co więc robi nasz chłopak, gdy osiąga wiek nastoletni? Pracuje na ojcowiźnie, licząc na to, że ją kiedyś w części odziedziczy. Zanim jednak nadarzy się taka okazja, dostaje wyjątkową propozycję za sprawą swojego stryja, który został rektorem seminarium duchownego lazarystów, czyli Zgromadzenia Księży Misjonarzy. Oto zamiast dożywotniego orania pola, otwiera się przed tym młodym człowiekiem perspektywa niezwykłego społecznego awansu – może zostać kapłanem. I choć wiąże się to z bezżennością i porzuceniem rodzinnego domu, raźno rusza w stronę świetlanej przyszłości. Droga jest długa, bo z jego rodzinnej miejscowości do Paryża, gdzie ostatecznie studiuje filozofię i teologię, jest – bagatela - ponad 900 km. Jednak wysiłek się opłaca, bo człowiek o którym mowa, w roku 1825 przyjmuje święcenia kapłańskie, a następnie zostaje profesorem dogmatyki w wyższym seminarium w Saint-Flour. Po niedługim czasie otrzymuje również funkcje rektora i ekonoma nowo powstałego pensjonatu kościelnego w tym właśnie mieście. Jak na kogoś, kto w perspektywie miał tylko los ubogiego rolnika, to doprawdy oszałamiająca kariera. Tyle, że temu człowiekowi nie o karierę chodzi. Skąd to wiem? Bo począwszy od święceń, zamiast pilnować bezpiecznej posady, nieustannie składa do swoich przełożonych pisma w sprawie wysłania go na misje. Jest to zresztą nie tylko zgodne z pragnieniem jego serca, ale też z charyzmatem zgromadzenia lazarystów. Wielokrotnie ponawiane prośby przynoszą w końcu spodziewany skutek – nasz dzisiejszy patron zostaje wysłany do Chin. Podróż morska trwa pół roku, uczenie się podstaw języka w Macao drugie tyle. Jednak dla 33-latka jest to spełnienie marzeń i nie zmieniają tego nawet prześladowania chrześcijan, jakie mają wtedy miejsce w Państwie Środka. Rozpoczyna swoją posługę ostrożnie, w ukryciu, niosąc katolikom chińskim konieczną pomoc duszpasterską. Gdy jest taka okazja ewangelizuje, jednak wykazuje w tym oprócz gorliwości także roztropność. W końcu jaki pożytek mieliby jego wierni z martwego duszpasterza, prawda? Ta trudna sztuka unikania aresztowania udaje mu się przez całe cztery lata. Nadszedł jednak 26 września 1839 roku, gdy został zadenuncjowany i trafił do więzienia. Spędził tam cały rok bez dwóch tygodni, regularnie podlegając śledztwu i torturom. To, że wytrzymał tak długo bez wydania swoich parafian i innych misjonarzy, zawdzięczał Bożej łasce, a także swojemu młodemu wiekowi. Ostatecznie został uduszony 11 września 1840 roku, licząc sobie zaledwie 38 lat. Kto taki? Św. Jan Gabriel Perboyre ze Zgromadzenia Księży Misjonarzy.