schodzicie się razem nie na lepsze, ale ku gorszemu (…), zdarzają się między wami spory, gdy schodzicie się razem jako Kościół (1 Kor 11, 17-18)
Trudno o większy paradoks. A raczej: trudno o większy skandal. Gromadzić się jako Kościół, który jest – zgodnie z nauką ostatniego soboru – sakramentem „wewnętrznego zjednoczenia z Bogiem i jedności całego rodzaju ludzkiego”, i równocześnie być zaprzeczeniem tej jedności. Gromadzić się wokół stołu eucharystycznego, uobecniającego Ofiarę Chrystusa, przez którą „Bóg pojednał wszystko z sobą”, przywracając pierwotny ład we wszechświecie, a równocześnie zostawiać w sercu miejsce na radykalny podział, odrzucenie. Oto wielka tajemnica naszej niewiary.
Gdy Jezus dokończył wszystkich swoich mów do słuchającego Go ludu, wszedł do Kafarnaum. Sługa pewnego setnika, szczególnie przez niego ceniony, chorował i bliski był śmierci. Skoro setnik posłyszał o Jezusie, wysłał do Niego starszyznę żydowską z prośbą, żeby przyszedł i uzdrowił mu sługę.
Ci zjawili się u Jezusa i prosili Go usilnie: «Godzien jest, żebyś mu to wyświadczył – mówili – miłuje bowiem nasz naród i sam zbudował nam synagogę». Jezus przeto zdążał z nimi.
A gdy był już niedaleko domu, setnik wysłał do Niego przyjaciół ze słowami: «Panie, nie trudź się, bo nie jestem godzien, abyś wszedł pod dach mój. I dlatego ja sam nie uważałem się za godnego przyjść do Ciebie. Lecz powiedz słowo, a mój sługa odzyska zdrowie. Bo i ja, choć podlegam władzy, mam pod sobą żołnierzy. Mówię temu: „Idź!” – a idzie; drugiemu: „Przyjdź!” – a przychodzi; a mojemu słudze: „Zrób to!” – a robi».
Gdy Jezus to usłyszał, zadziwił się nad nim, i zwróciwszy się do tłumu, który szedł za Nim, rzekł: «Powiadam wam: Tak wielkiej wiary nie znalazłem nawet w Izraelu».
A gdy wysłańcy wrócili do domu, zastali sługę zdrowego.
Powiadam wam: Tak wielkiej wiary nie znalazłem nawet w Izraelu. (Łk 7,9)
Jedno słowo może zmienić życie. Jak wypowiedziane nad nami: „Ja Ciebie chrzczę w Imię Ojca i Syna, i Ducha Świętego”. Jak wypowiadane przez Boga i ludzi „przebaczam” lub „nie opuszczę Cię”. Jak parafraza słów setnika wypowiadana przez nas podczas każdej Mszy Świętej: „Panie, nie jestem godzien, abyś przyszedł do mnie, ale powiedz tylko słowo, a będzie uzdrowiona dusza moja”. Słowo niesie w sobie wiarę człowieka. Chociaż często zatrzymuje nas zewnętrzna forma wypowiadanych słów, wyczulmy ucho na coś więcej. Na to często nieme słowo ukryte pomiędzy kolejnymi wyrazami, w którym zawarta jest cała wiara człowieka.
Ewangelia z komentarzem. Jedno słowo może zmienić życie
Otaczała ją opinia świętości – z uwagi na jej wiedzę, piękno i rozmodlenie – ale nie znaczy to wcale, że nie znała swojej wartości. Na pieczęci, którą sygnowała dokumenty, widniał jej wizerunek z jedną ręką podniesiona do góry, a druga spoczywającą na księdze. Był też podpis: 'królewska siostra'. I podpis ten był w dwójnasób adekwatny do jej statusu – raz, bo była zakonnicą, dwa, bo była siostrą króla Anglii św. Edwarda Męczennika. Jednak jej rodzinne koligacje nigdy nie zaważyły na przyjęciu przez nią funkcji przełożonej ani w swoim macierzystym zgromadzeniu, ani w ościennych, co jej trzykrotnie proponowano. Po długich nalegania współsióstr zgodziła się co najwyżej na funkcję honorowej przeoryszy. Klasztor w Wilton, w którym spędziła całe swoje życie, był natomiast sowicie przez nią uposażany - tuż przed śmiercią udało jej się nawet dokończyć budowy ufundowanego z jej pieniędzy nowego kościoła pod wezwaniem św. Denisa. Pomimo tak pokornej służby Kościołowi do historii przeszedł jej spór z biskupem Winchester, który postanowił publicznie upomnieć dzisiejszą patronkę, zarzucając jej strój nie licujący z klasztorem, bo istotnie przywiązywała ona wagę do swojego ubioru, który był bliższy modzie dworskiej niż zakonnej. Tutaj jednak, odnotowana została nie tylko owa sytuacja, ale i odpowiedź, jakiej wspominana dzisiaj zakonnica udzieliła biskupowi, a brzmiała ona z grubsza tak: „Pycha może istnieć także pod szatą nędzy, Ekscelencjo, a mój umysł może być tak czysty pod tymi szatami, jak jest pod twoimi znoszonymi futrami.” Tak, na taką odpowiedź pozwolić sobie mogła we wczesnym średniowieczu tylko królewska siostra, która znała swoją godność. A jak to się w ogóle stało, że ta niezwykła młoda kobieta, bo żyła zaledwie około 25 lat, w ogóle trafiła do klasztoru w Wilton, a nie na królewski dwór, gdzie o jej rękę staraliby się okoliczni władcy? Tutaj jej historia jest równie nietuzinkowa. Otóż dzisiejsza patronka była po prostu nieślubnym dzieckiem króla Anglii Edgara Spokojnego. Niby nic nadzwyczajnego, ale jej mamą była mniszka, św. Wulfryda, uprowadzona siłą z opactwa w Wilton, znajdującego w sąsiedztwie jednej z siedzib królewskich. Król miał wtedy zaledwie 18 lat, a dodatkowo działał w zgodzie z tradycją, która nakazywała porywać kobiety wybrane sobie na żonę. Niestety św. Dunstan, arcybiskup Canterbury, nie dał się przekonać do tej wersji wypadków i w ramach pokuty za popełniony grzech odmawiał królowi prawa do koronacji przez okrągłe 7 lat. A co się stało ze św. Wulfrydą i jej córką? Powróciły do Wilton, gdzie dziewczynka się wychowywała i otrzymała najlepsze wykształcenie, a jej mama została wybrana przeoryszą. Ona także pochowała swoją córkę, która nagle zachorowała i zmarła 16 września roku 984. Czy wiecie państwo jak miała na imię córka św. Wulfrydy? Edyta. Wspominamy dzisiaj bowiem św. Edytę, zakonnicę.
Ze względów bezpieczeństwa, kiedy korzystasz z możliwości napisania komentarza lub dodania intencji, w logach systemowych zapisuje się Twoje IP. Mają do niego dostęp wyłącznie uprawnieni administratorzy systemu. Administratorem Twoich danych jest Instytut Gość Media, z siedzibą w Katowicach 40-042, ul. Wita Stwosza 11. Szanujemy Twoje dane i chronimy je. Szczegółowe informacje na ten temat oraz i prawa, jakie Ci przysługują, opisaliśmy w Polityce prywatności.