1 J 2, 12-17
Napisałem do was, dzieci, że znacie Ojca (1 J 2,14)
Za każdym razem nieodmiennie wzrusza mnie to Janowe „dzieci”. Myślę wówczas, że ten tkliwy zwrot jest owocem bliskiej więzi, jaka łączyła apostoła z Jezusem. On sam doświadczył miłości Pana, karmił się nią z dziecięcą prostotą i odpowiadał na nią najlepiej jak potrafił – był przy Nim aż po Golgotę. Miłość dla Jana była naturalna jak powietrze. I tak samo niezbędna do życia.
Ktoś, kto naprawdę potrafi kochać i pozwala na to, by być kochanym, nie zagarnia miłości dla siebie, dzieli się nią. Przez swoje decyzje i wybory, przez czuwającą obecność, ale także w sposób niemal odruchowy, jak Jan, który używa tego serdecznego sformułowania. Dzieci.
Nie ma w tym słowie wyższości dorosłego, bardziej doświadczonego. Nie ma w nim protekcjonalizmu. To jedno słowo w ustach apostoła, który wiele razy był świadkiem więzi łączącej Jezusa z Ojcem, mówi więcej o tajemnicy Boga, który jest miłością, niż wszystkie tomy zapisane przez teologów.
Dzieci. Ufni, z prostotą karmiący się Słowem, znający Ojca. Mocni Jego miłością.
Rodzice Jezusa chodzili co roku do Jerozolimy na Święto Paschy. Gdy miał On lat dwanaście, udali się tam zwyczajem świątecznym. Kiedy wracali po skończonych uroczystościach, został Jezus w Jerozolimie, a tego nie zauważyli Jego rodzice. Przypuszczając, że jest w towarzystwie pątników, uszli dzień drogi i szukali Go wśród krewnych i znajomych. Gdy Go nie znaleźli, wrócili do Jerozolimy szukając Go. Dopiero po trzech dniach odnaleźli Go w świątyni, gdzie siedział między nauczycielami, przysłuchiwał się im i zadawał pytania. Wszyscy zaś, którzy Go słuchali, byli zdumieni bystrością Jego umysłu i odpowiedziami. Na ten widok zdziwili się bardzo, a Jego Matka rzekła do Niego: „Synu, czemuś nam to uczynił? Oto ojciec Twój i ja z bólem serca szukaliśmy Ciebie”. Lecz On im odpowiedział: „Czemuście Mnie szukali? Czy nie wiedzieliście, że powinienem być w tym, co należy do mego Ojca?” Oni jednak nie zrozumieli tego, co im powiedział. Potem poszedł z nimi i wrócili do Nazaretu; i był im poddany. A Matka Jego chowała wiernie wszystkie te wspomnienia w swym sercu. Jezus zaś czynił postępy w mądrości, w latach i w łasce u Boga i u ludzi.
Wszyscy zaś, którzy Go słuchali, byli zdumieni bystrością Jego umysłu i odpowiedziami. (Łk 2,47)
Zanim Maryja i Józef odnaleźli Jezusa, czuli rozpacz. Nietrudno sobie wyobrazić, co czują rodzice, którym dziecko znika z oczu. Ale łzy, paradoksalnie, zaprowadziły ich do Jezusa. Pomogły im odnaleźć Boga. Oni znali Jego bystrość, dlatego, kiedy Go zobaczyli w świątyni, przede wszystkim tak po ludzku zwrócili uwagę na siebie. Na to, co czuli. Ich relacja była autentyczna. A jaka była relacja tych, którzy słuchali? Wiemy, że był w nich zachwyt, ale czy w tym zachwycie widzieli Chrystusa? Czy rozumieli Go? Czy zobaczyli w Nim Boga? Czasem przez łzy widzimy więcej. Nie bójmy się więc zapłakać, kiedy przyjdzie szukać Boga w swoim życiu.
Ewangelia z komentarzem. Czasem przez łzy widzimy więcej
Na pierwszy rzut oka nie rokujący. Młody i tak wrażliwy, że mdlał gdy na przyjęciach organizowanych w jego domu, a był synem kasztelana, padały grube żarty. Wysłany wraz z bratem do jezuickiej szkoły we Wiedniu nie zachwycił nauczycieli, bo miał braki w edukacji. Także koledzy mieli z nim Pański krzyż, bo zamiast spać, całymi nocami się modlił. Jakim więc cudem ten dziwaczny nastolatek stał się najbardziej popularnym w XVIII wieku świętym z Polski? Tu właśnie objawia się w pełni tajemnica młodości, która nie zna ograniczeń, gdy tylko zapali się prawdziwą miłością. A św. Stanisław Kostka, bo o nim to mowa, zapłonął wręcz szaloną miłością do Boga. Tak wielką, że jego udziałem stało się w pewnym momencie widzenie Matki Bożej, która złożyła na jego ręce Dzieciątko Jezus i poleciła, by wstąpił do zakonu jezuitów. Posłuszny jej słowom św. Stanisław ucieka nocą ze szkoły we Wiedniu i po pokonaniu 1650 km w przebraniu puka do drzwi domu jezuitów w Rzymie, prosząc o przyjęcie do nowicjatu. Wbrew protestom rodziców składa następnie śluby zakonne w wieku zaledwie 18 lat, a swoim wzorowym życiem, duchową dojrzałością i rozmodleniem buduje całe otoczenie, począwszy od nowicjuszy a skończywszy na najstarszych zakonnych ojcach. W ziemskich latach buduje je krótko, bo nagła choroba zabiera go w roku 1568, ale od 350 lat, jako szczególny patron całej Polski, św. Stanisław Kostka swoim świadectwem miłości do Chrystusa buduje nas wszystkich.
Ze względów bezpieczeństwa, kiedy korzystasz z możliwości napisania komentarza lub dodania intencji, w logach systemowych zapisuje się Twoje IP. Mają do niego dostęp wyłącznie uprawnieni administratorzy systemu. Administratorem Twoich danych jest Instytut Gość Media, z siedzibą w Katowicach 40-042, ul. Wita Stwosza 11. Szanujemy Twoje dane i chronimy je. Szczegółowe informacje na ten temat oraz i prawa, jakie Ci przysługują, opisaliśmy w Polityce prywatności.