Wiara bywa częścią kultury społeczeństwa, w którym człowiek został wychowany. Wierzymy, bo wierzyli nasi przodkowie; praktykujemy, bo tak praktykowano w naszej rodzinie. Ostatecznie jednak wiara powinna stać się mniej czy bardziej osobistym wyborem każdego chrześcijanina. Że tak właśnie jest, pouczają nas czytania tej niedzieli. Także pierwsze, z Księgi Jozuego.
Wzięto je z ostatniego rozdziału tej księgi. To scena odnowienia przymierza Izraela z Bogiem w Sychem. Bóg wypełnił już, co obiecał, kiedy zawierał ze swoim ludem przymierze na Synaju. Izrael, pod wodzą Jozuego, zdobył już Ziemię Obiecaną. Teraz tylko pytanie, czy chce być dalej wierny Bogu, dzięki któremu tak się stało, czy zapomni o swoim Dobrodzieju i zachce służyć różnym bożkom. Izrael jest świadom, komu zawdzięcza powodzenie. I deklaruje: „Chcemy służyć Bogu”. Na pamiątkę i przypomnienie tej deklaracji Jozue stawia „kamień pod terebintem”. A lud rozchodzi się: „Każdy pospieszył do swojej posiadłości”.
Charakterystyczne, że nie jest to pierwsza tego rodzaju scena od czasu, gdy Izrael zawarł przymierze z Bogiem na Horebie (Synaju). Podobnie potraktować można też na przykład to, co stało się w przeddzień wejścia narodu wybranego do Kanaanu. Mojżesz przypomniał wtedy, że przed Izraelem są dwie drogi: posłuszeństwa Bogu i zlekceważenia Go. Wtedy też zdecydowali się okazać Bogu zaufanie. To ponawianie przez Izrael raz podjętej decyzji uzmysławia, że każde kolejne pokolenie musi samo zdecydować, czy chce wierzyć Bogu. Nie da się podjąć tej decyzji za dzieci i wnuki czy kolejne pokolenia swoich krewnych. Tak to nie działa. Każdy człowiek od czasu do czasu powinien w swym sercu „odnawiać” swój wybór Boga, przypominać sobie o nim. Bo taka już ludzka natura, że niegdyś dokonane wybory z czasem przestają być oczywiste. W życie wkrada się powątpiewanie, a wraz z nim bylejakość. Ponowienie wyboru nie daje gwarancji, że kiedyś nie porzucę Boga. Pomaga jednak przypomnienie sobie, co zawdzięczam memu Stwórcy. I czego od Niego oczekuję.
Czyż to nie Pan, Bóg nasz, wyprowadził nas i przodków naszych z ziemi egipskiej, z domu niewoli? (Joz 24,17)
Jakie kryteria są najistotniejsze w chwili, gdy pragniemy, by świat, w który decydujemy się wkroczyć, był pełen prawdy i życia? Pierwsze kryterium dotyczy wolności. Sprawdzaj, czy twoje kroki nie uwikłają cię w takie zależności, które odbiorą ci swobodną odwagę działania zgodnie z twoimi wartościami. Bóg, który kocha nasze dojrzałe decyzje, jest największym sprzymierzeńcem takiej wolności. „Czyż to nie Pan, Bóg nasz, wyprowadził nas i przodków naszych z ziemi egipskiej, z domu niewoli?” (Joz 24,17). Drugim istotnym kryterium jest największa ilość możliwego otrzymywanego i dawanego dobra. Jak możemy to odczytać? Dostajemy wystarczającą ilość światła (znaków troski), by oceniać bilans zysków i strat decyzji, przed którymi stajemy (Joz 24, 17). Bóg jest Przewodnikiem po krainie wyborów rozkwitających dobrem i wolnością.
1. Święty Jan Paweł II nazywa ten tekst „kluczowym i klasycznym”. Jego główną ideą jest porównanie miłosnej relacji między mężem i żoną do relacji, jaka zachodzi między Chrystusem i Kościołem. Apostoł nawiązuje tutaj do tradycji Starego Testamentu, która w tekstach proroków czy w Pieśni nad Pieśniami porównywała miłość Boga do Izraela do miłości oblubieńca i oblubienicy. „Tajemnica to wielka” – pisze św. Paweł. Oryginalne greckie słowa to mega (ozn. wielki) oraz mysterion (ozn. tajemnicę, ale też sakrament). Małżeństwo to megatajemnica i megasakrament. Młodzież chętnie posługuje się dziś słowem „mega”. Byłoby cudownie, gdyby odniosła je do małżeństwa i uwierzyła, że mamy tu do czynienia z jedną z największych i najświętszych ludzkich spraw. Tekst Pawła mówi wiele nie tylko o istocie miłości małżeńskiej, ale także o miłości Bożej. Okazuje się, że Bóg kocha człowieka nie tylko miłością rodzicielską, ale także miłością oblubieńczą. Jak pisał ks. Janusz Pasierb, Bóg „jest zakochanym Poetą, który układa o każdym z nas Pieśń nad Pieśniami”.
2. „Bądźcie sobie wzajemnie poddani w bojaźni Chrystusowej”. To zdanie jest megaważne. Mąż i żona mają być oboje sobie poddani „w bojaźni Chrystusowej”. Żona poddana mężowi i mąż żonie. Jest tu równość osób, partnerstwo, wzajemność. To dawanie siebie jest możliwe dzięki Chrystusowi. On jest wzorem pełnego oddania w miłości. Na krzyżu dał się Ojcu i nam. Najwyższym spełnieniem ludzkiej wolności jest miłość – podarowanie siebie drugiej osobie. Ludzka miłość powinna zostać „zaczepiona” o Miłość, aby przetrwać – pisał ks. Wojtyła. Człowiek sam z siebie ma za mało sił, by sprostać wyzwaniom miłości. Potrzebuje wzmocnienia, sakramentu, który wszczepia ludzką miłość w Miłość Bożą.
3. „Żony niechaj będą poddane swym mężom, jak Panu”. Nie chodzi o to, że mąż ma być „panem” żony. Paweł chce raczej powiedzieć, że żona ma odnajdywać wzór „oddania siebie” mężowi w relacji do Chrystusa. „To przesada” – powie niejedna żona. Nie ma doskonałych mężów, to prawda. Dodajmy – żon także. Miłość małżeńska wydarza się między grzesznikami, między dwojgiem słabych ludzi. Ale sensem życia człowieka jest ostatecznie stać się jak Bóg, czyli istnieć na sposób daru dla kogoś. W małżeństwie owo bycie darem ma podwójny wymiar: to oddanie się Bogu (Chrystusowi) i oddanie się współmałżonkowi. Te dwa „dary” muszą się ze sobą łączyć.
4. „Mężowie miłujcie żony, bo i Chrystus umiłował Kościół…”. Tym zdaniem Paweł uchyla całą obawę, jaką mógł wywołać zwrot o poddaniu żony mężowi. „Miłość wyklucza wszelki rodzaj poddaństwa, przez który żona stawałaby się sługą czy niewolnicą męża, przedmiotem jednostronnej zależności. Miłość sprawia, że równocześnie i mąż poddany jest żonie” – podkreśla Jan Paweł II. Zauważmy, że wzorem miłości mężczyzny ma być miłość Chrystusa do Kościoła (gr. ekklesia jest rodzaju żeńskiego!). Chrystus wydał za nią (Eklezję) samego siebie. Skoro mężczyzna ma kochać tak samo jak Chrystus, oznacza to, że ma być gotów oddać życie za swoją żonę. Naprawdę mega!
Zaskakująca jest gwałtowna reakcja uczniów na kazanie Jezusa o nowej mannie. Byli wręcz „zgorszeni” tym, co powiedział. Postanowili zostawić Go i nie przebywać więcej w Jego towarzystwie. Jego uparte twierdzenie, że mają spożywać Jego Ciało i Krew jako pokarm i napój, było tak szokujące dla ich żydowskich uszu, że niemal nie mogli tego słuchać. „Trudna jest ta mowa. Któż jej może słuchać?” Po prostu Mu nie uwierzyli. Jezus sam to potwierdził: „Pośród was są tacy, którzy nie wierzą”. Nie próbował, jak w innym miejscu, łagodzić: „Jeszcze nie pojmujecie i nie rozumiecie?” (Mk 8,17). Powiedział natomiast: „To was gorszy?”. W odniesieniu do nauczania o Eucharystii głównym ich problemem było nie to, że nie rozumieli Jezusa. Ich głównym problemem było to, że Mu nie uwierzyli.
Konsekwencje tego są druzgocące. Wielu uczniów porzuciło Go, a On pozwolił im odejść. Przestali być Jego wyznawcami. Czy w tej sytuacji Jezus postanowił wycofać się ze swoich słów? Nie. On nie tylko pozwolił odejść niedowiarkom, ale także zwrócił się do Dwunastu, niejako ich również zapraszając do odejścia. Jego intencja jest jasna: co do tajemnicy Jego Ciała i Krwi Jezus nie idzie na żaden kompromis. Był to papierek lakmusowy tego, czy ktoś chce być Jego uczniem. Jak Piotr wyszedł z tej próby? „Panie, do kogóż pójdziemy? Ty masz słowa życia wiecznego. A myśmy uwierzyli i poznali, że Ty jesteś Świętym Boga”. Innymi słowy: Panie, nie do końca rozumiem to, co właśnie powiedziałeś, ale dobrze wiem, Kim jesteś. Ufam Tobie! Szokujące słowa Jezusa wymagały nadprzyrodzonej wiary. To miał na myśli nasz Pan, gdy mówił: „Nikt nie może przyjść do Mnie, jeżeli mu to nie zostało dane przez Ojca”.
Wielu uczniów oddaliło się od Pana, ale jeden z nich postanowił oddalić się najbardziej. Ciekawe, że zarówno początek upadku Judasza, jak i jego koniec były związane z Eucharystią. Kiedy pierwszy raz czytamy o upadku Judasza? W dniu, kiedy Jezus mówił, że jest Chlebem żywym, kiedy ogłosił Eucharystię. Kiedy Judasz dokładnie opuszcza Jezusa? Gdy Pan dzieli chleb, w czasie rozdawania pierwszej Eucharystii. Coś pękło w Judaszu w kontekście ustanowienia Sakramentu Komunii z Bogiem. Abp Fulton Sheen mówił: „Kiedy właściwie kapłani przechodzą kryzys? Kiedy przestają wierzyć w Eucharystię. Zazwyczaj tracimy wiarę jeszcze długo przedtem, zanim inni to spostrzegą”. Jezus przekazywał nauki Judaszowi przez dwa lata, nim to wszystko się stało. Po zakończeniu swej wielkiej katechezy w Kafarnaum powiedział jedynie: „Jeden z was jest diabłem”. Niebawem wyszło na jaw, jak ów wskazany miał na imię.
Kto tak się wyraził o dzisiejszym patronie? Wolter, francuski pisarz epoki oświecenia, filozof, historyk i publicysta, któremu z całą pewnością nie było po drodze ani z Kościołem, ani z królami jego rodzinnej Francji. Jednak trzeba tutaj uczciwie przyznać, że św. Ludwik IX to na ich tle postać wyjątkowa. To ostatni z wielkich i świętych średniowiecznych władców, który został wyniesiony do chwały ołtarzy. Wszyscy oni zasłużyli się zaprowadzeniem lub rozszerzeniem wiary Chrystusowej w swoich krajach, a on swoim ponad 40-letnim panowaniem epokę tę zamyka. Na tronie Francji zasiadł już jako 12-latek, choć do czasu pełnoletniości w jego imieniu rządy sprawowała matka, św. Blanka Kastylijska. To ona także zasłynęła słowami, które wypowiedziała do młodego władcy: "Synu, wiesz, jak bardzo cię miłuję. Ale wierz mi, że wolałabym widzieć cię na marach, niż w grzechu ciężkim". I Ludwik IX wziął sobie jej słowa do serca. Choć był „królem ziemskich królów”, jak określił jego ówczesną władzę angielski kronikarz, Mateusz Paris, to prowadził życie zbliżone do mniszego, szczególną troską obejmując zakony żebracze, których był patronem. Wszystkie jego żywoty są zgodne w tym, że sam usługiwał chorym i rozdawał jałmużny ubogim. Stawiano mu nawet z tego tytułu zarzuty, mówiąc, że jest "królem mnichów", a nie Francuzów. Czas jednak pokazał, że była to nieprawda. Ludwik IX był bowiem na tronie osobowością co najmniej wybitną. Wzorowy jako mąż i opiekun licznej rodziny. Jako polityk zaś zręczny i rozważny, co po niemal pół wieku rządów, doprowadziło Francję do rozkwitu. Zwyciężył nad Anglikami, odzyskując tereny północne, zajęte od lat przez wroga. Zreformował administrację i sądownictwo, powołał do życia parlament, zreformował system monetarny. Idąc za uchwałami Soboru Laterańskiego IV, zakazał w królestwie pojedynków. Wydał także zarządzenie przeciwko lichwie i prostytucji. Odegrał poważną rolę w fundacji Sorbony, a jako mecenas sztuki, przyczynił się do ufundowania Sainte-Chapelle w Paryżu, kaplicy, w której zaczęto gromadzić najcenniejsze z relikwii, w tym fragment korony cierniowej. W sposób szczególny św. Ludwik IX wział na swoje barki zadanie odbicia i ochronienia Ziemi Świętej przed państwami muzułmańskimi. W tym celu zorganizował i poprowadził dwie krucjaty, VI i VII, licząc w kolejności. Pierwsza z nich, która uderzyła na Egipt, zakończyła się dla niego dostaniem się do niewoli w bitwie pod miastem Mansur. Wykupiony za olbrzymia kwotę udał się do Palestyny, by mimo klęski wyprawy nieść pomoc resztkom załóg chrześcijańskich. Dopiero śmierć matki, której zostawił tymczasowe rządy, zmusiła go do powrotu do kraju. Druga z wypraw krzyżowych, podjęta po 15 latach, zakończyła się jego śmiercią u bram Tunisu. Św. Ludwik IX zginął jednak nie z rąk wrogów, ale na skutek epidemii tyfusu. Czy wiecie państwo kiedy miało to miejsce? 25 sierpnia 1270 roku. Po śmierci króla wojska krzyżowców powróciły do Europy, a okres wielkich wypraw rycerskich do Ziemi Świętej skończył się na długie wieki.
Zobacz cykl audycji Radia eM: