Poślubię cię sobie na wieki... (Oz 2,21)
Trzy razy słowo „poślubię”... to coś więcej, niż obietnica narzeczonej, która odpowiada na pytanie: „Czy wyjdziesz za mnie?”. To już ślub, na pewno nie rzucone na wiatr słowo. To dlatego dla ludzi zaręczyny były kiedyś o wiele ważniejsze, niż dzisiaj – wywoływały skutek prawny, a nie były tylko sentymentalnym „tak” wypowiedzianym przy zachodzie słońca, na romantycznej plaży, albo po znalezieniu pierścionka w ciastku. Bóg, który mówi: „poślubię Cię” – w czytaniu wybranym na święto niezwykłej kobiety, która złożyła śluby zakonne – w dzisiejszym kontekście zwraca się szczególnie do konsekrowanych. Ale przecież są to słowa skierowane do całego narodu wybranego, do nas również. Zarówno jako do Kościoła – Oblubienicy Chrystusa, jak i indywidualnie do każdego z nas – ochrzczonych. Śluby wiążą się z obowiązkiem dotrzymania wierności i Bóg jej dochowuje. A co z nami? Zwłaszcza gdy pojawia się pokusa odejścia? Dobrze jest czasem wyjść na pustynię i tam na nowo usłyszeć głos Boga...
Jezus powiedział do swoich uczniów: "Jeśli kto chce pójść za Mną, niech się zaprze samego siebie, niech weźmie krzyż swój i niech Mnie naśladuje. Bo kto chce zachować swoje życie, straci je; a kto straci swe życie z mego powodu, znajdzie je.
Cóż bowiem za korzyść odniesie człowiek, choćby cały świat zyskał, a na swej duszy szkodę poniósł? Albo co da człowiek w zamian za swoją duszę?
Albowiem Syn Człowieczy przyjdzie w chwale Ojca swego razem z aniołami swoimi, i wtedy odda każdemu według jego postępowania".
Kto chce zachować swoje życie, straci je; a kto straci swe życie z Mego powodu, znajdzie je. (Mt 16,25)
Zachowywanie dla siebie to taka naturalna, wpojona w nas reakcja. Takie „na wszelki wypadek” coś zostawię sobie, nie będę wysilać się aż tak, lepiej mieć jakieś zabezpieczenie. Ta postawa często hamuje nas przed rozwojem, przed podjęciem działania, posługi, porządkowaniem swojego życia. Z drugiej strony dopiero wtedy możemy je ewangelicznie tracić, gdy je posiadamy, gdy rzeczywiście w wolności serca słyszymy Boże wezwanie, by jednak stracić. Wzorem samego Jezusa jesteśmy zaproszeni, by w synowskiej wolności stracić swoje życie, oddając je w zaufaniu Bogu. Wychodząc z patologicznego zagarniania dla siebie, a przechodząc do zaufania Panu, że tylko tracąc, rzeczywiście zyskuję.
Ewangelia z komentarzem. Tylko tracąc, rzeczywiście zyskujęJeżeli zdarza nam się mieć przekonanie, że historie świętych są nie na czasie, że brakuje w nich energii, pasji, że są raczej dowodem na wycofanie niż afirmację życia - jeżeli ktokolwiek z państwa choć raz tak pomyślał, to na świecie musiała pojawić się ona. Po prostu musiała. Nietuzinkowa pod każdym względem kobieta. Religijna Żydówka, która w wieku 20 lat oficjalnie uznała, że jest ateistką, a swoje życie zakończyła jako katolicka zakonnica. Od najwcześniejszych lat radykalna w swoim podejściu do świata : nie przyjmowała niczego, jeżeli sama nie zbadała tego gruntownie. Intelektualistka, która w czasie I wojny światowej zgłasza się do Czerwonego Krzyża, by jako pielęgniarka pomagać zakaźnie chorym. Studentka fenomenologii, a następnie doktorantka u prof. Edmunda Husserla, wybitnego niemieckiego matematyka i filozofa. Broni u niego pracę doktorską w czasach, gdy kobiety na uniwersytecie nie stanowiły jeszcze oczywistego widoku. Niedługo później, w 1921 roku, nawraca się pod wpływem innej nietuzinkowej kobiety - mistyczki i doktora Kościoła, św. Teresy z Avila. Dzieli je od siebie niemal 400 lat, a jednocześnie na kartach jej autobiografii dzisiejsza patronka nawiązuje z nią niezwykłą nić porozumienia. Czyta książkę od deski do deski w jedną noc, a gdy kończy jest pewna, że znalazła tę prawdę, której wszędzie szukała. Błyskawicznie prosi o chrzest, co więcej swoim zapałem pociąga za sobą siostrę - Różę. 1 stycznia 1922 roku jako Teresa zostaje włączona do Kościoła oraz przyjmuje I Komunię św. Nie oznacza to jednak dla niej zerwania więzów z narodem żydowskim. Twierdzi, że właśnie teraz, gdy powróciła do Boga, czuje się znów w pełni Żydówką. Jest bowiem świadoma, że przynależy do Chrystusa nie tylko duchowo, lecz także poprzez więzy krwi. Również jej zamiłowanie do filozofii, do oglądu świata bez uprzedzeń, nie zmienia się wraz z odkryciem prawdy w Kościele. Wręcz przeciwnie, odtąd aż do końca życia jako filozof będzie starać się łączyć naukę z wiarą. Jest proszona o wygłaszanie odczytów na konferencjach, prowadzi kursy szkoleniowe, pisze artykuły, wygłasza wykłady w radio. Gdy władzę w Niemczech przejmują narodowi socjaliści, ona w Kolonii wstępuje do Karmelu, przyjmując imię Benedykta od Krzyża. Dlaczego akurat od Krzyża? Bo gorąco pragnie mieć udział w cierpieniu Chrystusa, cierpieniu, które jako wierząca filozofka, próbuje zrozumieć w swoim ostatnim teologicznym dziele „Wiedza krzyża”. Czy wiecie państwo dlaczego pozostało ono niedokończone? Gdyż 2 sierpnia 1942 roku podczas masowego aresztowania Żydów także i ona, święta Teresa Benedykta od Krzyża została aresztowana przez gestapo i razem z siostrą Różą, deportowana do obozu w Auschwitz. Tam 9 sierpnia 1942 roku obie zostały zagazowane i spalone.
Ze względów bezpieczeństwa, kiedy korzystasz z możliwości napisania komentarza lub dodania intencji, w logach systemowych zapisuje się Twoje IP. Mają do niego dostęp wyłącznie uprawnieni administratorzy systemu. Administratorem Twoich danych jest Instytut Gość Media, z siedzibą w Katowicach 40-042, ul. Wita Stwosza 11. Szanujemy Twoje dane i chronimy je. Szczegółowe informacje na ten temat oraz i prawa, jakie Ci przysługują, opisaliśmy w Polityce prywatności.