Słowa Najważniejsze

Niedziela 14 lipca 2024

Czytania »

Andrzej Macura W I czytaniu

|

14.07.2024 00:00 GN 28/2024 Otwarte

Pasterz prorokiem

Amos to najwcześniejszy z tych proroków, którzy zostawili po sobie księgę. Głosił orędzie w VIII wieku przed Chrystusem, nieco wcześniej niż Ozeasz, Izajasz i Micheasz. Pochodził z Południa, z leżącego w Judzie Tekoa. Działał jednak w północnej części dawnego dziedzictwa Dawida, Izraelu. Państwem tym, w przeciwieństwie do Judy, nie rządzili już królowie pochodzący z rodu Dawida. Kraj, między innymi przez brak związku z świątynią, która znajdowała się w Jerozolimie, stawał się coraz bardziej pogański. A Amos, nie szczędząc przygan innym narodom, w tym Judzie, szczególnie mocno występował właśnie przeciwko mieszkańcom Izraela. Piętnował głównie niesprawiedliwość społeczną i zapowiadał straszliwe kary. „Nie może ziemia znieść wszystkich mów jego” – oceniał proroctwa Amosa kapłan Amazjasz z konkurującego z Jerozolimą, nie tak ortodoksyjnego Betel. Wydawało mu się to przesadą, stąd zażądał, by Amos wrócił do swojego kraju i tam prorokował, nie w królewskim Betel. Wyraźnie więc orędzie Amosa lekceważył. Amos jednak nie spełnił żądania, bo do Betel, do Izraela posłał go Bóg. Niewiele lat później groźby proroka się spełniły. Państwo Północne upadło pod ciosami Asyrii, a wielu jego mieszkańców znalazło się w niewoli. A gdyby posłuchali Amosa…

Prorok Amos przedstawił się jako zwykły pasterz i ten, który „nacina sykomory” (zabieg sprawiający, że dojrzewające owoce stają się słodsze i nie są robaczywe). Warto pamiętać, że w czasach, o których mowa, istniała instytucja „proroków zawodowych” czy nawet „szkoły prorockie”. Amos nie był jednym z nich. Był człowiekiem prostym, a prorokował, bo tak kazał mu Bóg. On zaś powołuje, kogo chce, niekoniecznie wykształconych i wyszkolonych. To ważne. Deklaracja składana przez nas przy bierzmowaniu, że chcemy, by Duch Święty uzdolnił nas do mężnego wyznawania wiary, nie powinna być pustosłowiem. Są sytuacje, w których trzeba mężnie wystąpić w roli proroka przypominającego o tym, co mówi Bóg. Jeśli zostaliśmy postawieni w takiej sytuacji, znaczy, że do tego, choćby tylko na krótką chwilę, zostaliśmy powołani.

Czytania »

o. Wojciech Jędrzejewski OP W I czytaniu

|

14.07.2024 00:00 GOSC.PL

Widzący 

Am 7, 12-15

„Widzący”, idź sobie, uciekaj do ziemi Judy! I tam jedz chleb, i tam prorokuj! (Am 7, 12)

Ponura plątanina ścieżek, które prowadzą do krainy zamglonych spojrzeń. Zbyt wielu z nas poznało zniekształcające cienie królestwa ślepoty. W różnym stopniu i w różnej skali czasu potrafi nas ono oblepić półprawdami, racjonalizacjami, naiwnością lub gęstą mazią kłamstwa. Z czasem przestajemy już nawet widzieć momenty zaślepień. Tracimy zdolność spostrzegania kłamstwa, które nami rządzi. 

Gdy na progu tego ponurego świata stanie ktoś widzący – możemy mieć ochotę krzyczeć –  idź stąd! (Am 7,12). Światło wypowiadanych słów pełnych szczerości odczuwamy wtedy jak bolesne ostrze. Jak trudno jest wytrzymać prawdę, która wydaje się ranić (Am 7, 14). Jeśli powstrzymamy odruch, by przegonić widzącego, może stać się to początkiem przebudzenia. Zaczniemy spostrzegać w nowej wyrazistości od tak dawna wytęskniony, odkłamany świat. 
 

Czytania »

Ks. Tomasz Jaklewicz W II czytaniu

|

14.07.2024 00:00 GN 28/2024 Otwarte

Więcej entuzjazmu!

1. Paweł zaczyna swój list hymnem na cześć dzieła zbawienia dokonanego przez Jezusa Chrystusa. Wyczuwamy niezwykłą radość apostoła, który przeżywa bycie chrześcijaninem jako wielki Boży dar. Oj przydałoby nam się trochę tego entuzjazmu wiary, tego zachwytu łaską należenia do Kościoła! Już 50 lat temu ks. prof. Ratzinger zauważał sarkastycznie, że „nasze chrześcijaństwo przeżywamy prawie tylko ze zmarszczonym czołem i męczącą świadomością problemów, tak że już prawie mamy nieczyste sumienie, kiedy cieszymy się z chrześcijaństwa – to mógłby być przecież triumfalizm”. Jako antidotum na ten stan przygnębienia, który tak często nam się udziela, trzeba – wzorem św. Pawła – spojrzeć w samo centrum wiary. Zobaczyć, jak bardzo zostaliśmy obdarowani, czyli pobłogosławieni przez kochającego Boga. Uwierzyć w Miłość, która nas wymyśliła i wciąż ogarnia.

2. „W Chrystusie” – to charakterystyczne wyrażenie św. Pawła, które podkreśla nasze włączenie w tajemnicę Jezusa Chrystusa. W Nim wszystko to, co w nas jest, zostaje uzdrowione, podniesione, wywyższone. Tak jak Chrystus – jako Syn Boga – istnieje od zawsze (tzn. przed stworzeniem świata), tak samo i my w Nim zostaliśmy przed wiekami zaplanowani, obmyśleni, ukochani przez Boga. „W myśli Bożej jesteśmy obecni zawsze, gdyż należymy do Jego Syna. Dlatego uczestniczymy w Jego wieczności, w Jego byciu przed wszystkimi rzeczami tego świata. Bóg widzi nas w Nim, widzi nas Jego oczyma” (Ratzinger). Nasze korzenie sięgają wieczności Boga. Odsłania się tutaj wielkość człowieczeństwa, które w naszych czasach ustawicznie redukuje się do biologicznego przypadku. Benedykt XVI pisał mocno, że człowieka ukazuje się dziś jako „nagą małpę, jako szczególnie podstępnego szczura i proklamuje jako prawdziwego mąciciela natury, tak że potęguje się strach przed człowieczeństwem, nienawiść człowieka do człowieka w sobie i innych”. Nie wolno nam ulec tej poniżającej perspektywie lansowanej przez skrajne nurty ekologiczne. Tylko taka ekologia jest dobra, która uwzględnia na pierwszym miejscu szacunek do ludzkiej natury spokrewnionej z Bogiem.

3. Jeśli uwierzymy w wielkość naszego ludzkiego powołania, czyli w to, że mamy być święci i nieskalani przed Bożym obliczem, wtedy zmienia się wiele. Odnajdujemy najgłębszą motywację do dobra. Jesteśmy kochani przez Boga tak samo, jak On kocha swojego Syna. W Chrystusie jesteśmy umiłowani przez Stwórcę. W Nim jesteśmy Jego przybranymi dziećmi. Oczywiście wszyscy mamy świadomość, że często okazujemy się synami marnotrawnymi. Jezus jako nasz starszy Brat nie zachowuje się jak starszy brat z przypowieści, wściekły na swoje młodsze rodzeństwo i nie potrafiący się cieszyć jego powrotem. Jezus okazuje się Bratem, który wyrusza do krainy zatracenia, aby nas, marnotrawnych, ściągnąć do Ojca. Oddaje życie za nas i przez to przywraca utraconą godność. Nasze występki zostają zmyte Jego krwią. On obdarza nas łaską mądrości życia. Rozumiemy, że nasze życie ma istnieć ku chwale Boga. I tylko takie jest godne człowieka.  

Czytania »

Marcin Zieliński W II czytaniu

|

14.07.2024 00:00 GOSC.PL

Zostaliśmy naznaczeni Jego pieczęcią

Ef 1,3-14

W Nim także i wy usłyszawszy słowo prawdy, Dobrą Nowinę waszego zbawienia,w Nim również uwierzyliście i zostaliście naznaczeni pieczęcią Ducha Świętego, który był obiecany (Ef 1, 13)

Dziś święty Paweł przypomina nam bardzo ważną prawdę, o której często jako wierzący, gdzieś na drogach naszego życia zapominamy. W drugim czytaniu mówi nam, że gdy usłyszeliśmy Dobrą Nowinę i przyjęliśmy ją dzięki wierze, zostaliśmy napełnieni Duchem Świętym. Inaczej mówiąc, zostaliśmy naznaczeni Jego pieczęcią, aby wszystko co robimy było Nim przepełnione. Życie chrześcijańskie nie polega na tym, aby podzielić je sobie na przestrzeń sacrum i profanum. Nie chodzi o to, by w niektórych przestrzeniach życia dopuszczać Pana Boga, a w innych trzymać  już wszystko w swoich rękach. Zostaliśmy obdarzeni największym z darów - Duchem Świętym, który uzdalnia nas do tego, by całe nasze życie było Mu zupełnie poddane.  On również uzdalnia nas do niemożliwego!

Kiedyś usłyszałem zdanie, które padło z ust jednego z kaznodziejów: „Jeśli Twój plan na życie jest do zrealizowania Twoimi własnymi siłami, to jeszcze nie jest to do czego powołał Cię Pan Bóg". Praktycznie każdy bohater biblijny, gdy słyszał do czego wzywa go Bóg, czuł się lekko zmieszany. Wiedział, że to misja przekraczająca ludzkie możliwości. Gdy Bóg powoływał Mojżesza, ten próbował się wykręcić, bo mimo, że nie czuł się zbyt pewnie, Bóg chciał, aby ten w imieniu całego narodu poszedł na negocjacje do faraona. Gdy anioł przyszedł do Maryi i powiedział jej, że będzie matką Syna Bożego, na pytanie "jak mi się to stanie?" usłyszała - "Duch Święty zstąpi na Ciebie!". Oni sami, nie byliby w stanie wypełnić Bożej woli dla swojego życia. Potrzebowali do tego pomocy Bożego Ducha!

Każdy z nas w chrzcie otrzymał Jego pieczęć, potrzebujemy dzisiaj tylko zawołać na nowo: "Przyjdź Duchu Święty i pomóż mi wypełnić moje powołanie, daj mi swoje siły, abym już więcej nie próbował na własną rękę, bo sam naprawdę nic nie uczynię. Przyjdź Duchu Święty!"

Czytania »

Ks. Robert Skrzypczak Ewangelia z komentarzem

|

14.07.2024 00:00 GN 28/2024 Otwarte

Sandały i proch

Kościół powinien być cały na polu apostolatu. Jakiekolwiek odstępstwo od tej reguły prowadzi do ruiny dusz. Kościół był temu zawsze wierny w swych wielkich i świętych sługach. Wystarczy przypomnieć św. Pawła, który zgodnie z tym, co ustanowił Jezus, zawsze wyruszał w podróż misyjną z innym towarzyszem – Barnabą, Sylwanem, potem Tymoteuszem. Także św. Grzegorz Wielki posyłał głosicieli Ewangelii na całą Europę „po dwóch”. Tej zasady trzymało się i wielu innych, aż po misyjną praktykę proponowaną duchownym i świeckim przez Kiko Argüello – bez torby i pieniędzy, obuwszy nogi jedynie w „gotowość głoszenia Ewangelii” (Ef 6,15). Sam kilkakrotnie brałem udział w takich niezapomnianych doświadczeniach. Kruchość bycia wysłanym bez materialnego wsparcia pozwala na doznawanie chwil wyjątkowej bliskości, wręcz intymności z Panem. Współpraca zaś z przydzielonym towarzyszem dodatkowo uwiarygodnia misję, ponieważ nie można z przekonaniem przepowiadać miłości Boga, jeśli nie praktykuje się na co dzień sztuki kochania brata, tego postawionego obok, będącego czasem powodem nieustannej potrzeby nawracania się z egoizmu i samolubstwa.

Misjonarz niesie ze sobą skarb Bożego słowa. Nie da się prowadzić misji apostolskiej, szukając własnych wygód lub niosąc z sobą bagaż przyzwyczajeń i osobistych dziwactw. Ci, którzy wyrażają gotowość przepowiadania miłości Chrystusowej ludziom polegającym na własnych siłach i pomysłowości, powinni zaufać jedynie Bogu i oczekiwać od Jego opatrzności niezbędnego utrzymania.

Po tym, jak Jezus poinstruował apostołów na temat stylu życia, który powinni przybrać podczas pielgrzymowania, mówił o postawie, jaką mają wybrać wobec tych, do których pójdą. Powinni troszczyć się o chwałę Boga i zbawienie dusz, przepowiadając słowo Boże. Jedynie wtedy, gdy ludzie ich nie przyjmą, powinni przypuścić dodatkowy atak na ich serca i sumienia, wskazując zewnętrznym gestem – jak na przykład strząsaniem prochu z nóg – że odrzucają wszelki współudział z tamtymi i nie biorą odpowiedzialności za przeciwstawianie się słowu Boga z ich strony. Apostoł nie może być obojętny wobec tego, kto odrzuca słowo Boże i nie przyjmuje nawrócenia. Musi okazać ból i do końca nalegać, lecz bez jakiegokolwiek przymusu. Bóg kocha każdego człowieka, dlatego też wielokrotnie posyła doń zwiastunów dobrej nowiny o Jego Synu. Odrzucenie posłańca oznacza odrzucenie samego Jezusa, a odrzucenie Jezusa oznacza odrzucenie Boga. Jest to surowa przestroga nie tylko dla ludzi, lecz także dla naszej cywilizacji, o ile nadal będzie przyjmować postawę pogardy i lekceważenia heroldów Bożej dobroci. Gdy jakiś naród gardzi Kościołem, prędzej czy później dotrze do pogardy samego Odkupiciela. Gardząc zaś Odkupicielem, pogrąży się w ciemnościach i popadnie w duchową ruinę. Strząśnięcie sandałów apostoła w pył zamieni każdą hardość. Pług przeorze dumne społeczeństwa, tak jak przeszedł po miastach wymienionych w Ewangelii – Korozain, Betsaidzie i Kafarnaum, gdzie nasz Pan i Jego uczniowie doznali zlekceważenia. Gdy ktoś dziś zechce odszukać te miejscowości, przekona się, że nic po nich nie pozostało.

Czytania »

Radio eM Święty na dziś

Św. Kamil de Lellis

W świecie zaawansowanej i skomercjalizowanej medycyny ten włoski kapłan i zakonnik z XVI wieku przypomina, że wiara nie jest przeszkodą dla narzędzi nauki, ale ich uzupełnieniem, pomagając dostrzec w cierpiących nie tylko pacjentów, ale i ludzi. To wyjątkowy dar, który dzisiaj oferuje nam św. Kamil de Lellis. Uczciwie trzeba jednak przyznać, że nawet on musiał do niego dorosnąć. Bo zanim w chorych dostrzegł Chrystusa, zajmował się raczej przysparzaniem pracy medykom i grabarzom. Kamil był bowiem szlachcicem, hazardzistą i żołnierzem, co życiowo dawało zabójczą doprawdy mieszankę. I pewnie źle by się to wszystko dla niego skończyło, gdyby nie rana na nodze, która uparcie nie chciała się goić. To ona zmusiła go do odwiedzenia szpitala w Rzymie, gdzie spędził długie 4 lata. To tam zobaczył ludzi cierpiących, tam nauczył się ich pielęgnować, tam też podjął decyzję o kapłaństwie. A po święceniach, uzbrojony w wiedzę z zakresu teologii, medycyny i wojskowości wrócił do szpitala, by zorganizować tam sprawną wspólnotę zakonną, która bez reszty odda się posłudze chorym – popularnych kamilianów od imienia jej założyciela św. Kamila de Lellis. Jeszcze za jego życia, czyli do roku 1614, objęli oni swoja opieką – bagatela – 65 szpitali w całej Italii, tracąc na polu bitwy z chorobami 100 współbraci. Ale obrazu Chrystusa w swoich pacjentach nie stracili ani razu.

 

Czytania »

Redakcja Na początku było Słowo

|

14.07.2024 00:00 GOSC.PL

Jeden z piękniejszych hymnów na cześć Pana Boga
Ef 1, 3-14

Zobacz cykl audycji Radia eM:

Ze względów bezpieczeństwa, kiedy korzystasz z możliwości napisania komentarza lub dodania intencji, w logach systemowych zapisuje się Twoje IP. Mają do niego dostęp wyłącznie uprawnieni administratorzy systemu. Administratorem Twoich danych jest Instytut Gość Media, z siedzibą w Katowicach 40-042, ul. Wita Stwosza 11. Szanujemy Twoje dane i chronimy je. Szczegółowe informacje na ten temat oraz i prawa, jakie Ci przysługują, opisaliśmy w Polityce prywatności.