Zaskakujące, jak znając Pismo Święte i szukając w nim mądrości, można być ślepym i głuchym na jego przesłanie. Coś takiego przydarzyło się współczesnym Jezusowi Żydom. Znali orędzia proroków, którzy mówili o mającym nadejść Mesjaszu. Mimo to ich wyobrażenia o Nim tak mocno odbiegały od prorockich zapowiedzi, że gdy w Jezusie w końcu się zjawił, nie rozpoznali Go. Dziś w liturgii słyszymy jedno z takich proroctw z Księgi Izajasza. Z perspektywy dwóch tysięcy lat widać, że świetnie charakteryzuje postać i misję Jezusa. Niestety...
To trzecia z czterech tzw. Pieśni Sługi Pańskiego. Gdy słyszymy: „Pan Bóg mnie obdarzył językiem wymownym, bym umiał pomóc strudzonemu krzepiącym słowem”, zaraz przypomina się wezwanie Jezusa: „Przyjdźcie do Mnie wszyscy, którzy utrudzeni i obciążeni jesteście, a Ja was pokrzepię”. Ewangelia, którą Chrystus głosił, była czymś zdecydowanie radośniejszym, prostszym i przyjaźniejszym człowiekowi niż proponowane przez faryzeuszy drobiazgowe trzymanie się setek prawnych zasad. Jezus nieraz też mówił, że nie pełni swojej woli, ale – dokładnie jak zapowiedziano w Księdze Izajasza – wolę swego niebieskiego Ojca. I z tego właśnie powodu spotkały Go bolesne szykany, między innymi takie, które zapowiadał Izajasz. Przed sądem Sanhedrynu zniewagi, oplucie – bo będąc wiernym Ojcu, wyznał, że jest Jego Synem. Przed sądem Piłata zaś biczowanie; a bat uderzał w plecy. Tak Izajasz opisał los Sługi Pańskiego. No, może prócz owego „rwania brody”, ale ewangeliści piszą o czynności bliskiej – policzkowaniu. Proroctwo z Księgi Izajasza wręcz krzyczało: to jest Sługa Pański, ale zaślepieni nienawiścią przywódcy Izraela wiedzieli swoje.
Dla chrześcijan XXI wieku proroctwo to jest nie tylko wskazówką, by w Piśmie Świętym szukać prawdy, a nie potwierdzenia własnych poglądów. Przypomina też o tym, że wierność Bogu nieraz wiele kosztuje. Może dziś, w naszym kręgu kulturowym, nie trzeba znosić bicia, ale zniewagi, obelgi czy nawet oplucie mocno poniżającym słowem – jak najbardziej. Trzeba to w pokorze przyjąć. I mimo wszystko trwać. Tak jak Sługa Boga, a jednocześnie Jego Syn, Jezus Chrystus.
1. W Niedzielę Palmową czytamy słynny hymn o uniżeniu (z gr. – kenozie) Chrystusa. Napisany być może przez św. Pawła albo – co bardziej prawdopodobne – istniejący już wcześniej, a jedynie włączony przez apostoła w treść listu. Ten tekst jest głębokim odczytaniem tajemnicy męki i śmierci Jezusa. Zanim posłuchamy opisu Pasji, dostajemy zwięzłą syntezę, jakby teologiczny klucz do wydarzeń paschalnych. Obraz drogi przebytej przez Jezusa, Syna Bożego ma dwa etapy: to „skok” w dół i droga w górę. Uniżenie i wywyższenie. Tak działa Miłosierdzie Boże – pochyla się nad ludzką nędzą, aby podnieść człowieka z upadku i wywyższyć.
2. „Chrystus Jezus, istniejąc w postaci Bożej, nie skorzystał ze sposobności, aby na równi być z Bogiem…” Odwieczny Syn Boży, stając się człowiekiem, umniejsza się, uniża do wymiarów człowieczeństwa. To jedna z możliwych interpretacji. Druga, mniej oczywista, ale ciekawa – Jezus w swej ludzkiej egzystencji nie uległ pokusie bycia jak Bóg, której ulegli Adam i Ewa. Można próbować połączyć obie te intuicje w jedno. Jezus przez Wcielenie przyjął na siebie ludzką naturę, która na skutek grzechu ma stałą tendencję do konkurowania z Bogiem, stawiania siebie w Jego miejsce. Jezus, aby uleczyć tę ludzką pychę, idzie w przeciwną stronę, czyli umniejsza swoją boską naturę, aby podnieść z ziemi zbrukane człowieczeństwo.
3. „Ogołocił samego siebie, przyjąwszy postać sługi, stając się podobnym do ludzi”. To schodzenie w dół Syna Bożego dokonało się najpierw przez wcielenie. Drugim krokiem była haniebna śmierć na krzyżu. „Uniżył samego siebie, stając się posłusznym aż do śmierci – i to śmierci krzyżowej”. Mowa o posłuszeństwie Jezusa budzi skojarzenia z nieposłuszeństwem człowieka w raju, które pociągnęło ludzkość w dół, w stronę piekła. Lekarstwem na nasze nieposłuszeństwo jest doskonałe posłuszeństwo Syna, które cechuje całe Jego ludzkie życie, ale najwyższym jego stopniem jest krzyż. „Dlatego też Bóg Go nad wszystko wywyższył i darował Mu imię ponad wszelkie imię…” Jezus schodzi na dno ludzkiego upadku, aby nas z niego wybawić. Zostaje wywyższony przez Ojca po to, aby nas pociągnąć w górę. Ludzka natura zostaje wraz z Chrystusem wyniesiona na poziom Boga. Dzięki zmartwychwstaniu człowieczeństwo Jezusa zostało włączone w tajemnicę Jego Bóstwa. Chrystus w swej ludzkiej naturze wyniesiony do boskiej chwały zasiada na tronie jako Pan. Kiedyś przyjdzie sądzić świat i wtedy Jego paschalne zwycięstwo zostanie ogłoszone już nie garstce wiernych uczniów, ale całemu światu, ludziom wszystkich epok i wszystkich ludów. Dlatego „na imię Jezusa zegnie się każde kolano istot niebieskich i ziemskich, i podziemnych”. „Aby wszelki język wyznał, że Jezus Chrystus jest Panem – ku chwale Boga Ojca”. Ostatecznie wszystko zmierza do Bożej chwały. Krzyż jest tym miejscem na ziemi, z którego wyrasta drabina ku niebu. Odtąd każde nasze uniżenie, ból, upokorzenie, ogołocenie… słowem to, co nazywamy „naszym krzyżem”, może stać się, dzięki Jezusowi, naszym wywyższeniem.
Dzisiejszy patron, papież Marcin I, dokładnie wiedział co musi zrobić. Wiedział także, jakie będą tego konsekwencje, ale się nie zawahał. A przynajmniej niczego takiego nie odnotowały historyczne źródła. A co odnotowały? Że jako legat papieski na cesarskim dworze w Konstantynopolu dokładnie zapoznał się z panującymi tam porządkami i doktryną monoteletyzmu. Zapoznał i postanowił jej przeciwdziałać, w czym pomógł mu szybki wybór na papieża. Ponieważ wiedział, że jego kandydatura nie spotka się z aprobatą cesarza, nie wysłał poselstwa do Konstantynopola z prośbą o zatwierdzenie swojego wyboru na Stolicę Piotrową. Zamiast tego jako nowy papież zaczął dynamicznie działać, by monoteletyzm został odrzucony jako herezja. Synod na Lateranie, obłożenie klątwą sprzyjających mu patriarchów Konstantynopola i Aleksandrii, w końcu list do cesarza wzywający go do odrzucenia herezji. To wszystko papież Marcin I zdążył zrobić zanim został aresztowany przez wysłanników cesarza i odwieziony do Konstantynopola, gdzie stanął przed sądem pod zarzutem bezprawnego ogłoszenia się papieżem. Umarł na wygnaniu z dala od Rzymu w roku 655, a 25 lat później ogłoszono jego podwójne zwycięstwo. Herezja monoteletyzmu została całkowicie odrzucona, a on sam, św. Marcin I, został uznany za ostatniego w dziejach papieża-męczennika.
Ze względów bezpieczeństwa, kiedy korzystasz z możliwości napisania komentarza lub dodania intencji, w logach systemowych zapisuje się Twoje IP. Mają do niego dostęp wyłącznie uprawnieni administratorzy systemu. Administratorem Twoich danych jest Instytut Gość Media, z siedzibą w Katowicach 40-042, ul. Wita Stwosza 11. Szanujemy Twoje dane i chronimy je. Szczegółowe informacje na ten temat oraz i prawa, jakie Ci przysługują, opisaliśmy w Polityce prywatności.