Izraelu, oto twój bóg, który cię wyprowadził z ziemi egipskiej Wj 32, 8
Niewierny Tomasz – mawiamy przedstawiając go często jako „czarną owcę”. Wyobrażam sobie, jak zareagowałbym, gdyby rozentuzjazmowani przyjaciele ze wspólnoty przekonywali mnie, że wczoraj do „salki na górze” na katowickim Józefowcu przyszła osoba, która zmarła dzień wcześniej. I w dodatku - gorąco zapewniali – pojawiła się pomimo tego, że drzwi były solidne zabarykadowane „z obawy przed Żydami”. A przecież właśnie w takiej sytuacji znalazł się Tomasz. Nie był „bardziej wątpiącym” od pozostałej ekipy z Wieczernik. Po prostu nie było go w chwili, gdy Zmartwychwstały przyszedł do uczniów. Nie widział tego.
W podobnej sytuacji znalazł się lud Izraela. Mojżesz miał niebywały przywilej – Bóg rozmawiał z nim „jak się rozmawia z przyjacielem”. Izraelici byli w trudniejszej sytuacji - stali u stóp góry, do której nie mogli się nawet zbliżyć, gdyż „groziło to śmiercią lub trwałym kalectwem”. To dlatego sporządzili cielca mówiąc: „Izraelu, oto twój bóg, który cię wyprowadził z ziemi egipskiej”». Chcieli Boga na dotyk, na wyciągnięcie ręki.
Potrzebujemy znaków. Przed laty dotknęła mnie opowieść historyka i kulturoznawcy dr Jacka Kurka: „Mój proboszcz opowiadał mi o tym, jak oficerowie jeździli co roku z Warszawy do Chorzowa na uroczystość św. Floriana. Taka już była tradycja. Jechali, wesoło sobie rozprawiając, i nagle ocknęli się w Bytomiu. Co się stało? Dlaczego przespali Chorzów? Okazało się, że przed rokiem skręcali za czterema wielkimi kominami. Mieli to zakodowane: za tą harfą kominów na światłach w lewo. Nikt im nie powiedział, że kominy zburzono… Gdy wyeliminujemy znaki, stracimy orientację. Gdy usuniemy punkty odniesienia, nasz wewnętrzny GPS zacznie wariować i pogubimy się”.
Jezus powiedział do Żydów:
«Gdybym Ja wydawał świadectwo o sobie samym, świadectwo moje nie byłoby prawdziwe. Jest ktoś inny, kto wydaje świadectwo o Mnie; a wiem, że świadectwo, które o Mnie wydaje, jest prawdziwe.
Wysłaliście poselstwo do Jana i on dał świadectwo prawdzie. Ja nie zważam na świadectwo człowieka, ale mówię to, abyście byli zbawieni. On był lampą, co płonie i świeci, wy zaś chcieliście radować się krótki czas jego światłem.
Ja mam świadectwo większe od Janowego. Są to dzieła, które Ojciec dał Mi do wypełnienia; dzieła, które czynię, świadczą o Mnie, że Ojciec Mnie posłał. Ojciec, który Mnie posłał, On dał o Mnie świadectwo. Nigdy nie słyszeliście ani Jego głosu, ani nie widzieliście Jego oblicza; nie macie także Jego słowa, trwającego w was, bo wy nie uwierzyliście Temu, którego On posłał.
Badacie Pisma, ponieważ sądzicie, że w nich zawarte jest życie wieczne: to one właśnie dają o Mnie świadectwo. A przecież nie chcecie przyjść do Mnie, aby mieć życie. Nie odbieram chwały od ludzi, ale poznałem was, że nie macie w sobie miłości Boga. Przyszedłem w imieniu Ojca mego, a nie przyjęliście Mnie. Gdyby jednak przybył ktoś inny we własnym imieniu, to przyjęlibyście go. Jak możecie uwierzyć, skoro od siebie wzajemnie odbieracie chwałę, a nie szukacie chwały, która pochodzi od samego Boga?
Nie sądźcie jednak, że to Ja was oskarżę przed Ojcem. Waszym oskarżycielem jest Mojżesz, w którym wy pokładacie nadzieję. Gdybyście jednak wierzyli Mojżeszowi, to i Mnie wierzylibyście. O Mnie bowiem on pisał. Jeżeli jednak jego pismom nie wierzycie, jakżeż moim słowom będziecie wierzyli?»
Badacie Pisma, ponieważ sądzicie, że w nich zawarte jest życie wieczne: to one właśnie dają o Mnie świadectwo. J 5,39
Słyszymy dziś w Ewangelii dłuższy fragment mowy Jezusa, wygłoszonej po uzdrowieniu chorego nad Owczą Sadzawką. Broni On prawdziwości tego, że jest posłany przez Ojca. Zwróćmy uwagę tylko na dwa zdania. Na zarzut, jaki stawia swoim przeciwnikom: „Badacie Pisma, ponieważ sądzicie, że w nich zawarte jest życie wieczne: to one właśnie dają o Mnie świadectwo. A przecież nie chcecie przyjść do Mnie, aby mieć życie”. Paradoks, prawda? Nie są nieznającymi Pisma, badają je, znają. Ale mimo to nie rozpoznają w Nim tego, który w tych Pismach został zapowiedziany. Wielka ślepota. Ponad to, co czytają, postawili swoje uprzedzenia. Dziś też można czytać Pismo Święte i widzieć w nim tylko potwierdzenie swoich przekonań.
Ewangelia z komentarzem. Można czytać Pismo i widzieć w nim tylko potwierdzenie swoich przekonańNie wiem jak państwu, ale mnie, wobec napotykanych przeciwności losu, odruchowo zdarzało się najpierw narzekać. Dlaczego to czy tamto nie jest po mojej myśli? Do czego mają być mi potrzebne właśnie takie, a nie inne doświadczenia? Dzięki Bogu prędzej czy później okazywało się, że każda z tych spraw była jednak po coś. Tak jak „po coś” Kościół proponuje nam dzisiaj wspomnienie człowieka, który osiągnął w XIII-wiecznej Anglii szczyty kariery. Był kimś tak ważnym, że sam król Henryk III nie mógł go zignorować. A uwierzcie - bardzo tego chciał - bo ten prawnik z wykształcenia, swoją niezależnością i nieprzekupnością dokuczał mu niczym kamień w bucie. Gdy więc dowiedział się, że właśnie dzisiejszy patron został w roku 1244 wybrany biskupem Chichester, postanowił bezzwłocznie wybór ten zanegować. Nie dopuścić do konsekracji. Zająć wszystkie biskupie dobra, łącznie z prywatnym mieszkaniem. I częściowo ten królewski plan się powiódł, bo św. Ryszard de Wyche – a to o nim mowa – został zmuszony żyć na garnuszku u jednego z proboszczów w Tarring. Czy jednak fakt, że długoletni kanclerz i prawa ręka prymasa Anglii uprawia rolę, by nie umrzeć z głodu, to był dopust Boży czy może łaska? Jeśli dopust to św. Ryszard został do zmierzenia się z nim odpowiednio przygotowany. Z domu był bowiem niezbyt bogaty, bywało wręcz, że pracował za parobka w rodzinnym majątku. A gdy poszedł na studia do Oxfordu, którego nota bene po latach został rektorem, to bieda tak dokuczała i jemu i jego kolegom ze stancji, że w zimie nosili na zmianę tylko jeden płaszcz – gdy ten na kogo wypadało jego noszenie szedł akurat na zajęcia, pozostali próbowali nie zamarznąć w pokoju do jego powrotu. Przy takich doświadczeniach, mieszkanie kątem u biednego proboszcza, zanim król Anglii nie zmieni swojego zdania i nie odda zagrabionych biskupich dóbr, to była doprawdy fraszka. Poza tym, te trudne chwile pozwoliły biskupowi Chichester doświadczyć wszystkich bolączek swojej diecezji. Gdy więc król Henryk III, pod groźbą ekskomuniki, zwrócił św. Ryszardowi de Wyche to, co mu nieprawnie zabrał, ten ostatni mógł jako hierarcha wprowadzić stosowne reformy. A było to : sprawowanie sakramentów bezpłatnie, zachowywanie celibatu, a także nie opuszczanie miejsca swojej posługi przez kapłanów, noszenie przez nich stroju kościelnego i opieka nad współbraćmi w podeszłym wieku. Co do wiernych świeckich, to biskup miał zasadniczo tylko jeden warunek : mieli obowiązek uczęszczania na Mszę świętą w niedziele i w święta. Jako rektor Oxfordu i kanclerz prymasa, św. Ryszard de Wyche mógłby to wszystko teologicznie zagmatwać. Postawił jednak na proste i przejrzyste zasady, które swój początek wzięły z Bożego dopustu. Przyjętego, a nie przemarudzonego, o czym warto pamiętać. Czy wiecie państwo kiedy i jak nasz dzisiejszy patron odszedł z tego świata? Niespodziewanie, w czasie wizytacji pasterskiej budującego się kościoła w Dover. Było to 3 kwietnia 1253 roku, ale król nie maczał w tym palców, choć trudno zaprzeczyć, że było mu to na rękę. Skąd to wiemy? Bo uroczyste przeniesienie śmiertelnych szczątków św. Ryszarda do katedry w Chichester dokonało się 15 lat po kanonizacji i za zgodą nowego władcy Anglii, Edwarda I.
Ze względów bezpieczeństwa, kiedy korzystasz z możliwości napisania komentarza lub dodania intencji, w logach systemowych zapisuje się Twoje IP. Mają do niego dostęp wyłącznie uprawnieni administratorzy systemu. Administratorem Twoich danych jest Instytut Gość Media, z siedzibą w Katowicach 40-042, ul. Wita Stwosza 11. Szanujemy Twoje dane i chronimy je. Szczegółowe informacje na ten temat oraz i prawa, jakie Ci przysługują, opisaliśmy w Polityce prywatności.