Posyłam ją przeciw narodowi bezbożnemu, przykazuję jej, aby lud, na który się zawziąłem, ograbiła i złupiła doszczętnie (Iz 10,6)
Budzi się ogromny opór. Wizja Boga, który posyła jeden naród przeciwko drugiemu, mówi o rzuceniu na zdeptanie, o grabieniu i gniewie, wydaje się nie do pogodzenia z Jego miłością. Mściwy czy wybaczający? Niszczycielski czy łagodny? Zawzięty czy miłujący? Gniewny czy miłosierny?
A jednak Bóg rozpalony jest namiętnością, Jego miłość do człowieka jest gwałtowna i zagarniająca, a gdy cierpi z powodu odrzucenia, gotów jest wyrażać swój gniew tak długo, aż odnajdziemy prawdę o sobie i wrócimy do Niego – naszej pierwotnej miłości, źródła naszego życia. Bóg jest rozpalony miłością, zajęty jest zdobywaniem naszej miłości. Zrobi wszystko, byśmy Go pokochali.
A gdy rośnie nasza pycha, gdy wydaje nam się, że bez Niego damy sobie radę, gdy próbujemy sterować Jego wolą, absurdalnie niczym siekiera kierująca ręką drwala lub bicz wywijający ramieniem, gdy odwracamy się od Niego i nie słuchamy Jego słów, On nie zawaha się przemówić do nas przez naszych największych oponentów. Przemówi do nas przez krytyków, przez ludzi, którzy nam źle życzą, przez tych, którzy nas odrzucają.
Gdy podnosi się chór antagonistów, gdy wytykają pychę, przywiązanie do władzy, manipulowanie słowem Boga i zdradę miłości, to nie jest czas na zatykanie uszu albo zbrojenie w oręż kontrargumentów. To czas, by do Niego wrócić.
W owym czasie Jezus przemówił tymi słowami:
«Wysławiam Cię, Ojcze, Panie nieba i ziemi, że zakryłeś te rzeczy przed mądrymi i roztropnymi, a objawiłeś je prostaczkom. Tak, Ojcze, gdyż takie było Twoje upodobanie.
Wszystko przekazał Mi Ojciec mój. Nikt też nie zna Syna, tylko Ojciec, ani Ojca nikt nie zna, tylko Syn i ten, komu Syn zechce objawić».
Wysławiam Cię, Ojcze, Panie nieba i ziemi, że zakryłeś te rzeczy przed mądrymi i roztropnymi, a objawiłeś je prostaczkom. (Mt 11,25)
Modlitwa dziękczynna Syna do Ojca, modlitwa uwielbienia Ojca przez Syna, bezustannie powtarzają się w Ewangelii. Są codziennością w życiu Jezusa. Pokazują nam nie tylko kierunek relacji, ale też hierarchii. Nic nie istnieje bez Boga Ojca. Ani nasze relacje, ani to, co próbujemy w codziennym życiu zbudować. Może trudno nam to dzisiaj zrozumieć, kiedy mówi się o kryzysie ojcostwa. Może też za bardzo odeszliśmy od prostoty myśli i działania. Koncentrujemy się na tak zwanej mądrości, na wiedzy, jaką wydaje nam się, że już posiadamy. Ale czy w tym, co wiemy, jest miejsce na Boga? Czy w naszych sercach jest szczerość i prostota w miłości do Boga? Czy jesteśmy w stanie dzisiaj myśleć o ojcostwie Boga?
Ewangelia z komentarzem. Nic nie istnieje bez Boga Ojca
Zobacz: Teksty dzisiejszych czytań
"Ach, krolu wieliki nasz, / Coż ci dzieją Męszyjasz, / Racz mię mych grzechow pozbawić, / Bych mogł o twych świętych prawić. / Żywot jednego świętego, / Coż miłował Boga swego, / Cztę w jednych księgach o nim. / Kto chce słuchać, ja powiem." Tak zaczyna się najstarsza polska wersja legendy o dzisiejszym świętym. Autor tego napisanego wierszem tekstu jest anonimowy, choć można podejrzewać, że był to duchowny pochodzący z Mazowsza. A dlaczego ów duchowny wybrał sobie za bohatera właśnie dzisiejszego patrona, św. Aleksego? To akurat oczywiste. Bo był w średniowieczu niezwykle popularny. Realizował bowiem swoim życiem ideał ascetyczno-pustelniczy. W skrócie : bogaty z domu rzymski młodzieniec ma wielki dylemat. Z jednej strony chce być posłuszny rodzicom, a ci chcą by się ożenił. Z drugiej pragnie swoje życie poświęcić na wyłączność Bogu. Jest V wiek, koncepcja wspólnotowego życia zakonnego jest jeszcze w powijakach, rozwija się natomiast ideał życia ascetycznego. I Aleksy o takim życiu marzy. Postanawia więc zrobić, co następuje. Wypełnia wolę rodziców, ale jeszcze tego samego dnia potajemnie opuszcza swój dom. No może niezupełnie potajemnie, bo swój zamiar wyjawia wcześniej świeżo poślubionej małżonce, której przyszłość została właśnie tym ślubem zabezpieczona. Gdzie udaje się Aleksy, gdy postanawia całkowicie oddać się w ręce Boga? Oczywiście do Ziemi Świętej. Żył tam z jałmużny. W Edessie jako żebrak budował wszystkich swoją niezwykłą pobożnością. Dzielił się z ubogimi wszystkim, co mu tylko zbywało. Gdy wzbudził swoim życiem zbyt duże zainteresowanie, ukrył się przed naśladowcami i ciekawskimi tam, gdzie według porzekadła zwykle jest najciemniej. Po prostu powrócił do Rzymu, do swojego rodzinnego domu, gdzie - nierozpoznany - przeżył 17 lat w maleńkiej celi pod schodami. Mając na wyciągnięcie ręki wszystkie należne mu dobra, spędził resztę życia w ubóstwie, na modlitwie i nawiedzaniu sanktuariów rzymskich. Dopiero gdy umarł, tożsamość św. Aleksego stała się powszechnie znana. Znaleziono bowiem w jego ręku kartkę z opisem życia. Według legendy jego śmierć bardzo trudno było przeoczyć, gdyż zwiastować ją miały dzwony wszystkich świątyń Wiecznego Miasta. To tylko legenda, ale coś jest na rzeczy, że nasze oczy bywają często na uwięzi i bez takiego ostrzegawczego dzwonka na przebudzenie nie dostrzegamy dobra, które mamy pod samym nosem. A skoro już mowa o św. Aleksym, to na koniec przywołajmy jeszcze dwa imiona, które pojawiają się w żywocie dzisiejszego patrona. Jak nazywał się jego ojciec i matka, która nosiła zresztą to samo imię co żona? Eufemiusz i Agle, albo po staropolsku, Eufamijan i Aglijas, która była ubóstwu w czas. Czyli niosła pomoc ubogim. Dlatego św. Aleksy mógł zamieszkać pod schodami swego własnego rodzinnego domu.
Ze względów bezpieczeństwa, kiedy korzystasz z możliwości napisania komentarza lub dodania intencji, w logach systemowych zapisuje się Twoje IP. Mają do niego dostęp wyłącznie uprawnieni administratorzy systemu. Administratorem Twoich danych jest Instytut Gość Media, z siedzibą w Katowicach 40-042, ul. Wita Stwosza 11. Szanujemy Twoje dane i chronimy je. Szczegółowe informacje na ten temat oraz i prawa, jakie Ci przysługują, opisaliśmy w Polityce prywatności.