Odpowiedziałem: „Oto ja, poślij mnie!” (Iz 6, 8)
Historia powołania w telegraficznym skrócie: Słabość. Zaproszenie. Odwaga.
Albo ta sama historia, rozpisana na trzy kroki: Krok pierwszy należy do mnie: uświadomienie sobie słabości, uznanie własnego grzechu i spojrzenie w przepaść, jaka – przez grzech – dzieli mnie od Króla Królów. Biada mi! (Iz 6, 5). Krok drugi należy do Boga: skrócenie dystansu, delikatne zaproszenie. Kogo mam posłać? (Iz 6, 8). Krok trzeci to znów ja: odwaga, by pomimo słabości wyruszyć w ryzykowną podróż. Oto ja, poślij mnie! (Iz 6, 8).
Jest jeszcze literacka wersja tej opowieści, spisana piórem J.R.R. Tolkiena. Frodo, który „z wielką niechęcią myślał o podróży” i „chociaż czuł się bardzo mały (…), wiedział, że musi iść”. Być może najtrudniejszą z setek decyzji, jakie przyszło mu podejmować, była ta o opuszczeniu sielankowej krainy Shire. Czy nie każda wielka historia zaczyna się w jakimś Shire?
Jezus powiedział do swoich apostołów:
«Uczeń nie przewyższa nauczyciela ani sługa swego pana. Wystarczy, jeśli uczeń będzie jak jego nauczyciel, a sługa – jak jego pan. Jeśli pana domu przezwali Belzebubem, to o ileż bardziej nazwą tak jego domowników.
Nie bójcie się więc ich! Nie ma bowiem nic skrytego, co by nie miało być wyjawione, ani nic tajemnego, o czym by się nie miano dowiedzieć. Co mówię wam w ciemności, powtarzajcie w świetle, a co słyszycie na ucho, rozgłaszajcie na dachach.
Nie bójcie się tych, którzy zabijają ciało, lecz duszy zabić nie mogą. Bójcie się raczej Tego, który duszę i ciało może zatracić w piekle. Czyż nie sprzedają dwóch wróbli za asa? A przecież bez woli Ojca waszego żaden z nich nie spadnie na ziemię. U was zaś policzone są nawet wszystkie włosy na głowie. Dlatego nie bójcie się: jesteście ważniejsi niż wiele wróbli.
Do każdego więc, kto się przyzna do Mnie przed ludźmi, przyznam się i Ja przed moim Ojcem, który jest w niebie. Lecz kto się Mnie zaprze przed ludźmi, tego zaprę się i Ja przed moim Ojcem, który jest w niebie».
O ileż bardziej… (Mt 10,25)
Jednoznaczny komunikat ze strony Jezusa dotyczący problemów i prześladowań z powodu przynależności do Niego. I konkretna wskazówka: nie bójcie się ich. Uzasadnienie: jedyne, co przetrwa i zostanie poznane przez każdego człowieka, to prawda dotycząca Boga, nie ma więc sensu wymyślać, przekształcać, upraszczać, tworzyć fragmentarycznych wersji. Bezpieczeństwo życia zapewnia Bóg, nie pomija żadnego szczegółu (obraz policzonych włosów). Realne doświadczenie ludzkiego lęku zostaje skonfrontowane z Jego opieką. Wybór kierunku należy do każdego z nas. Konsekwencje również, bo Bóg szanuje ludzką wolność (na zawsze). Ale właśnie TERAZ, w każdym TERAZ można obrócić się ku Niemu.
Ewangelia z komentarzem. Bezpieczeństwo życia zapewnia Bóg
Zobacz: Teksty dzisiejszych czytań
Nie pamiętam dnia mojej Pierwszej Komunii. Z pewnością byłem nim przejęty, ale go nie pamiętam. Tym większym szacunkiem otaczam zapiski, które wyszły spod ręki dzisiejszej patronki. Bo mnie dojście do tej dojrzałości i tęsknoty związanej z Najświętszym Sakramentem, o którym pisze w swoim „Dzienniczku”, zajęło wiele, wiele lat. Ona tymczasem to, co chcę państwu zacytować, napisała w wieku zaledwie lat 15. „Dzień mojej Pierwszej Komunii był dla mnie dniem bezchmurnym. (...) Słońce wysyłało swoje promienie, które napełniały moją duszę szczęściem i dziękczynieniem dla Stwórcy. Obudziłam się wcześnie. Mama ubrała mnie i założyła mi sukienkę. Uczesała mi też włosy. Zrobiła dla mnie wszystko, ale ja o niczym nie myślałam. Byłam kompletnie obojętna na wszystko z wyjątkiem mojej duszy dla Boga. Kiedy przybyliśmy na miejsce, zaczęliśmy odmawiać różaniec na Pierwszą Komunię. Zamiast Zdrowaś Maryjo powtarzało się: „Przyjdź, mój Jezu, przyjdź. O mój Zbawicielu, Ty sam przyjdź przygotować moje serce”. (...) Płakałam. (…) Kiedy zbliżałyśmy się do ołtarza, śpiewano piękną pieśń: „Szczęśliwa duszo”, której nigdy nie zapomnę. Niemożliwością jest opisać to, co zaszło pomiędzy moją duszą a Jezusem. Prosiłam Go tysiąc razy, żeby zechciał mnie wziąć i poczułam po raz pierwszy Jego kochający głos. „O, Jezu, kocham Ciebie, uwielbiam Ciebie”. Prosiłam Go za wszystkimi. Czułam blisko siebie obecność Najświętszej Panny. O, jakże rozszerza się moje serce! Po raz pierwszy odczułam rozkoszny pokój. (…) Od tego dnia ziemia już mnie nie pociągała. Chciałam umrzeć i błagałam Jezusa, aby On mnie zabrał”. Te słowa, jako się rzekło, zapisała w 1915 roku nasza dzisiejsza patronka, Juana Fernandez Solar, Chilijka z urodzenia. I ktoś mógłby powiedzieć, że jej styl pisania wyraźnie to zdradza - to przecież połączenie pensjonarskich uniesień z naturalną emocjonalnością mieszkańców Ameryki Południowej. Taki sąd byłby jednak dramatycznym spłaszczeniem głębi doświadczenia, które stało się udziałem tej nastolatki. Pięknej, bogato urodzonej i do tego lubiącej zwykłe dla swego wieku rzeczy: grę w tenisa, pływanie, jazdę konno. Z drugiej zaś strony ta sama dziewczynka od 6 roku życia codziennie uczęszcza wraz ze swoją mamą na Mszę świętą. I od tego momentu niezmiennie uważa, że Pan Jezus chce posiąść jej serce na wyłączną własność. Przez cztery lata uparcie domaga się przystąpienia do Komunii św., a gdy dochodzi w końcu do tego w wieku lat 10 to przeżywa ten moment właśnie tak, jak państwo usłyszeli. Czy staje się odtąd święta? Tego nigdy by o sobie nie powiedziała, w zapiskach, które po sobie zostawiła nazywa siebie raczej „grzeszną nicością” lub „zbuntowanym prochem”. Jest porywcza i uparta, ale z drugiej strony pisze także „Myślę, że aby osiągnąć świętość, Bóg pragnie ode mnie nieustannego skupienia, tak ażeby nic ani nikt nie mógł mnie od Niego oderwać. On prosi mnie tylko o to, bo w tym głębokim zjednoczeniu duszy z Bogiem uczę się praktyki wszystkich cnót”. Ta droga zjednoczenia zaprowadzi ją w końcu do Karmelu. Ma 19 lat, gdy przekracza próg klasztoru karmelitanek bosych w Los Andes. 11 miesięcy później umiera na tyfus. I choć wydaje się to być na pierwszy rzut oka marnowaniem przez Boga gigantycznego potencjału tej młodej zakonnicy, to w niedługim czasie klasztor, w którym żyła i została pochowana dzisiejsza patronka, staje się duchowym sanktuarium Chile, a ona sama jest pierwszą Karmelitanką Bosą z Ameryki Łacińskiej wyniesioną do chwały ołtarzy. Jak się nazywa? W domu wołano na nią po prostu Juana, lecz wspominamy ją dzisiaj w Kościele jako świętą Teresa od Jezusa de Los Andes.
Ze względów bezpieczeństwa, kiedy korzystasz z możliwości napisania komentarza lub dodania intencji, w logach systemowych zapisuje się Twoje IP. Mają do niego dostęp wyłącznie uprawnieni administratorzy systemu. Administratorem Twoich danych jest Instytut Gość Media, z siedzibą w Katowicach 40-042, ul. Wita Stwosza 11. Szanujemy Twoje dane i chronimy je. Szczegółowe informacje na ten temat oraz i prawa, jakie Ci przysługują, opisaliśmy w Polityce prywatności.