Zostało tylko na jeden posiłek, potem umrzemy – mówi Eliaszowi wdowa z Sarepty Sydońskiej. On zaś zapowiada, że Bóg sprawi cud i jedzenia jej nie braknie, ale najpierw tym, co zostało, powinna z nim się podzielić. Bezczelna prośba, prawda?
Opowieść z 1 Księgi Królewskiej, którą słyszymy w pierwszym czytaniu, to fragment dłuższej historii nieco ekscentrycznego proroka Eliasza. Tego samego, którego na rozkaz Boga karmiły kruki; który wdał się w wojenkę ze zwolennikami kultu bożka Baala; który spotkał Boga prawdziwego w cichym powiewie wiatru na górze Horeb (na Synaju) i który na końcu na ognistym rydwanie został wzięty do nieba. Historia z wdową z Sarepty będzie miała ciąg dalszy: kiedy umrze syn, Eliasz, po gorącej modlitwie, wskrzesi go. To prorok wyrazisty, szczerze Bogu oddany, ostro sprzeciwiający się łamaniu przez Izrael zawartego z Bogiem przymierza. Do Sarepty udał się na rozkaz Boga. Od Niego usłyszał też, że owa wdowa ma go żywić. Dla niego – wola Boża. Dla wdowy, poganki – widmo gwałtownie zbliżającej się głodowej śmierci i koniec nadziei na uratowanie życia jej i syna. Zaryzykowała. A słowa Eliasza spełniły się: dzban mąki się nie wyczerpał, baryłka oliwy się nie opróżniła.
Opowieść ta zawiera pouczenie, że także ci, którzy nie znają prawdziwego Boga, mają swoje miejsce i rolę do odegrania w Jego planach. Warto o tym i dziś pamiętać. My, chrześcijanie XXI wieku, odkrywamy w tej historii pewne wyzwanie: czy naprawdę, szczerze ufamy Bogu? Sprawdźmy. Sądzimy na przykład, że normalne i godne pochwały jest to, że człowiek dba o zabezpieczenie przyszłości swojej, swoich dzieci, a nawet wnuków. Pytanie tylko, jaką cenę za to płaci. Czy czasem nie stoi za tym lekceważenie Boga, łamanie Bożego prawa, a przynajmniej jego naciąganie, przymykanie oka na nieuczciwość, kolesiostwo i tym podobne postawy? I takie zachowania uzasadniamy troską o rodzinę. A może trzeba by zaufać Bogu, że jeśli będę Go słuchał i postępował zawsze na wskroś uczciwie, On da mnie i mojej rodzinie chleb powszedni…
1. Kontynuujemy lekturę Listu do Hebrajczyków. Powraca już po raz kolejny temat Chrystusa jako kapłana. Jeśli kapłan, to konieczna jest świątynia. Ale w przypadku Jezusa nie chodzi o żadną ziemską świątynię. „Chrystus wszedł nie do świątyni zbudowanej rękami ludzkimi, będącej odbiciem prawdziwej świątyni, ale do samego nieba, aby teraz wstawiać się za nami przed obliczem Boga”. Prawdziwą świątynią Chrystusa jest niebo. Jezus Uwielbiony wstawia się za nami u Ojca. Wstawia się jako człowiek, jeden z nas. Jednym z podstawowych zadań kapłana jest właśnie wstawiennictwo. Przed Bogiem kapłan reprezentuje lud, a przed ludem Boga. W języku naszych modlitw rzadko prośba jest skierowana do Jezusa o wstawiennictwo. Częściej mówimy o wstawiennictwie Maryi i świętych. Ale każde orędownictwo ludzi jest zawsze wpisane w wieczne kapłaństwo Chrystusa. Zatem ci „pomniejsi” orędownicy nie powinni nigdy przesłaniać jedynego Pośrednika i Orędownika u Boga, czyli Jezusa. Sobór Watykański II naucza: „Żadne bowiem stworzenie nie może być nigdy stawiane na równi ze Słowem wcielonym i Odkupicielem, ale jak kapłaństwo Chrystusa w rozmaity sposób staje się udziałem zarówno świętych szafarzy, jak i wiernego ludu, i jak jedna dobroć Boża w rozmaity sposób rozlewa się realnie w stworzeniach, tak też jedyne pośrednictwo Odkupiciela nie wyklucza, lecz wzbudza u stworzeń rozmaite współdziałanie, pochodzące z uczestnictwa w jednym źródle” (KK 62).
2. „A jak postanowione ludziom raz umrzeć, potem zaś sąd”. Dawid H. Stern, autor żydowskiego komentarza do Nowego Testamentu, czyni ciekawą uwagę na marginesie głównego wątku mesjanizmu kapłańskiego. Zauważa mianowicie, że przytoczone zdanie jest biblijnym obaleniem koncepcji reinkarnacji obecnej w większości religii wschodnich oraz w popularnych jej zachodnich imitacjach. Wiara w reinkarnację pomniejsza wagę odpowiedzialności za własne czyny. „Nikt, kto wierzy w reinkarnację, nie może poważnie traktować grzechu. W jego przekonaniu bowiem przewinienie z tego życia można naprawić w przyszłych wcieleniach, a w końcu każda dusza dojdzie do wyzwolenia z koła karmy” – zwraca uwagę Stern. Niniejszy werset Listu do Hebrajczyków głosi, że każdy człowiek umiera tylko raz, a potem przychodzi sąd. Historia nie jest kołem, ale linią prostą. Życie człowieka zmierza do swojego celu. Bóg kiedyś nas zapyta, co zrobiliśmy z darem życia. Stąd odpowiedzialność za każdy podarowany nam dzień.
3. Wątek eschatologiczny pojawia się w ostatnim zdaniu naszego fragmentu: „Chrystus raz jeden był ofiarowany dla zgładzenia grzechów wielu, drugi raz ukaże się nie w związku z grzechem, lecz dla zbawienia tych, którzy Go oczekują”. Jest tu jasno wyrażona myśl o pierwszym i drugim przyjściu Mesjasza. Pierwsze związane jest z misją uwolnienia ludzi od grzechów, drugie – przyniesie zbawienie, ale tym, którzy Go oczekują. Między pierwszym a drugim przyjściem Jezus u Ojca oręduje za nami. Można powiedzieć, że teraz dominuje miłosierdzie. Kiedyś Pan przyjdzie jako sędzia sprawiedliwy.
Kiedyś, podczas Mszy św., rozmawiałem z maluchami o tej właśnie Ewangelii. Zadałem im pytanie, czy znają jakiegoś ważniaka przypominającego im owego „uczonego w Piśmie”, który lubi chodzić w powłóczystych szatach, zajmuje zaszczytne miejsca i upaja się szacunkiem i pozdrowieniami ze strony innych. Niemal mnie zatkało, gdy paluszki prawie wszystkich moich rozmówców pokazały na mnie. Wszystko im pasowało z Markowego opisu. Jakże słuszną i ważną sprawą jest ustalić z góry, o kim Jezus mówi w swojej Ewangelii. Maluchy uczyły mnie, że słowo Boga w pierwszym rzędzie należy brać do siebie. W początkowym okresie funkcjonowania wspólnoty, do której należałem, niektóre panie codziennie modliły się głośno o nawrócenie dla najgorszych i najbardziej wstrętnych grzeszników na ziemi. Jednego razu prowadzący liturgię zakonnik nie wytrzymał. Gdy któraś z moich „sióstr” znów postanowiła uwzględnić w swej modlitwie najgorsze przypadki zwyrodnialców, dyskretnie podszedł do niej i przystawił jej lusterko do twarzy. Od tamtej chwili wiem, że muszę uważać, gdy spoglądam w zwierciadło. Babcia nieraz powtarzała: „Nie gap się tak w to lustro, bo diabła zobaczysz”. Dziś już wiem, że nieraz może nie sam diabeł, aleprzynajmniej jeden z jego uczniów może mi się pokazać. I łudząco będzie przypominał moją gębę, tak odległą od moich wyobrażeń o samym sobie.
Bywało, że bawił mnie widok Jezusa przyglądającego się, ile ludzie rzucają na tacę. Scenka godna urzędnika skarbowego, sprawdzającego nasze rozliczenia podatkowe, albo proboszcza wypatrującego grubszych banknotów na dnie koszyka w nadziei, że uda mu się spiąć parafialne wydatki. Tymczasem Jezus tam, przy skarbcu świątynnym, nie przypatrywał się ludzkim portfelom i monetom, ale sercom. Gdy podeszła pewna starsza pani i włożyła do środka dwie monety, przywołał uczniów, by pokazać im, jak wygląda człowiek, który w ręce Boga wkłada całe swoje serce, wszystkie swe siły i całą swą duszę. Na przykładzie ubogiej wdowy Jezus pokazuje, co znaczy pokochać Boga, oddać Mu ostatni grosz, całe utrzymanie, ofiarować Mu wszystko: życie, duszę, umysł, serce i siłę. Kochać Go w ten sposób nie oznacza czynić wielkich rzeczy przed światem, ale wierzyć, że miłość Boża zapewnia nam w życiu wszystko. Pewnemu proboszczowi pękał dach w kościele. Martwił się tym, bo naprawa wymagała ogromnych nakładów. Nie mając innego planu działania, rzucił się w przygotowanie prac, inwestując w nie wszystkie swoje zasoby: z kasy parafialnej, z własnego konta i z tego, co było odłożone na „czarną godzinę”. Pewnego dnia u proboszcza zjawiło się małżeństwo z Niemiec, które chciało zobaczyć kościół ich dzieciństwa. Proboszcz pokazał im ołtarze, kolumny i gzymsy, i niepokojącą rysę na stropie. Małżonkowie podziękowali za gościnę i wyjechali. Wnet na konto parafialne trafiła pokaźna suma. Tyle, ile potrzebował, by dokończyć konieczne prace ratujące świątynię. „Jestem przekonany, że nie ujrzałbym tego cudu, gdybym wcześniej nie rzucił wszystkiego, co mam, w ręce Boga” – mówił mi potem.
A co robią kapłani, gdy chcą odprawić nabożeństwo, że o Eucharystii nie wspomnę? Przecież im odpowiednich słów z pewnością nie brakuje. Ale i oni również korzystają ze zbioru oficjalnych tekstów liturgicznych. Albo w jaki sposób w ogóle traktujemy liturgię?
Św. Leon I Wielki