Jezus powiedział do swoich uczniów:
«Podniosą na was ręce i będą was prześladować. Wydadzą was do synagog i do więzień oraz z powodu mojego imienia wlec was będą przed królów i namiestników. Będzie to dla was sposobność do składania świadectwa.
Postanówcie sobie w sercu nie obmyślać naprzód swej obrony. Ja bowiem dam wam wymowę i mądrość, której żaden z waszych prześladowców nie będzie mógł się oprzeć ani sprzeciwić.
A wydawać was będą nawet rodzice i bracia, krewni i przyjaciele i niektórych z was o śmierć przyprawią. I z powodu mojego imienia będziecie w nienawiści u wszystkich. Ale włos z głowy wam nie spadnie. Przez swoją wytrwałość ocalicie wasze życie».
Z powodu mego Imienia będziecie w nienawiści u wszystkich. Ale włos z głowy wam nie spadnie. (Łk 21,17-18)
Dzisiejszy fragment jest bardzo intrygujący, bo z jednej strony zapowiada cierpienie, a z drugiej zawiera zapewnienie, że nic nam się nie stanie.
Włos z głowy nie spadnie, temu, który będzie cierpiał z powodu Imienia Jezusa. Co to znaczy? Kto towarzyszył bliskiej osobie cierpiącej w chorobie, wie, że najważniejsze są te chwile, w których człowiek trzyma się nadziei. Tym, co najbardziej buduje bycie razem, jest miłość.
Koncentracja na tym, co dobre, w chwili trudności jest drogą, która otwiera inną perspektywę. Nie jest to droga łatwa, ale nawet po ludzku ważna. Znany psychiatra i filozof Karl Jaspers pisał o sytuacjach granicznych, takich jak śmierć, choroba, ucisk. W tych sytuacjach należy przekraczać siebie i wychodzić ku przyszłości, ku Bogu. Jezus mówi: nie patrz na siebie, patrz na Mnie. Patrz w niebo.
Kiedy pójść za głosem swojego serca, a kiedy poddać się woli kogoś innego? Tu nie ma prostych odpowiedzi. Taka na przykład Małgorzata Sabaudzka, XIV-wieczna księżniczka z Piemontu, choć miała pragnienie życia zakonnego to w wieku 13 lat wyszła z woli rodziny za 40-letniego podwójnego wdowca z trójką dzieci. Cóż, tego wymagała racja urodzenia i dynastyczny obowiązek. Gdy jednak po 15 latach bezdzietnego małżeństwa została wdową, wtedy zdecydowała zrobić to, do czego wyrywało się jej serce. Władzę w księstwie oddała w ręce pasierba, a sama najpierw została dominikańską tercjarką, by po jakimś czasie objąć opieką popadający w ruinę klasztor w Albie i wieść tam życie dominikanki. Czy odtąd już nie musiała wybierać między sercem a powinnością stanu? Ależ skąd. Bł. Małgorzata Sabaudzka była tak łakomym kąskiem dla wolnych monarchów, że doszło nawet do sytuacji, w której książę Mediolanu prosił papieża o udzielenie Małgorzacie dyspensy na ponowne zamążpójście. Dla trzydziestoletniej księżnej sprawa był już jednak definitywnie rozstrzygnięta na korzyść serca. Serca, które wyrywało się do życia kontemplacyjnego i to tak głębokiego, że otworzyło przed dzisiejszą patronką mistyczne doświadczenie Chrystusa oraz – w chwili śmierci – bramy nieba. Wniosek: nie ważne czy idzie się za głosem serca, czy spełnia wolę innych – ważne, by doprowadziło nas to do Boga.
Ze względów bezpieczeństwa, kiedy korzystasz z możliwości napisania komentarza lub dodania intencji, w logach systemowych zapisuje się Twoje IP. Mają do niego dostęp wyłącznie uprawnieni administratorzy systemu. Administratorem Twoich danych jest Instytut Gość Media, z siedzibą w Katowicach 40-042, ul. Wita Stwosza 11. Szanujemy Twoje dane i chronimy je. Szczegółowe informacje na ten temat oraz i prawa, jakie Ci przysługują, opisaliśmy w Polityce prywatności.