Chrystus umiłował Kościół i wydał za niego samego siebie, aby go uświęcić, oczyściwszy obmyciem wodą, któremu towarzyszy słowo, aby samemu sobie przedstawić Kościół jako chwalebny, nie mający skazy czy zmarszczki (Ef 5, 25-27)
Bojaźń Chrystusowa to nie lęk, a postawa uznania, że Jezus prawdziwie przewyższa wszystko. Ta perspektywa uwielbienia Boga i zachwytu Nim, owocuje wartościami Królestwa Bożego w naszym życiu: prawdą, integralnością, szacunkiem, radością i wieloma innymi. Tak właśnie mamy za zadanie traktować siebie nawzajem (w.21) Świat ma poznać chrześcijan po tym, jak się miłujemy (J 13,35) W rodzinie, we wspólnocie, a nawet względem naszych nieprzyjaciół - adekwatnie do sytuacji, w mądrości. Jezus doskonale pokazał nam, że miłość ma różne oblicza. Przemieniony Kościół, bez „skazy czy zmarszczki” (w.27) zaczyna się od kochającej rodziny; od małżeństwa dwojga, którzy wzajemnym, codziennym życiem proklamują prawdę: za tego człowieka Jezus przelał swoją krew. I to największy powód, by traktować drugą osobę jak bezcenny skarb. By przypominać sobie nawzajem, za jak wielką cenę zostaliśmy nabyci (1 Kor 6,20) i przejawiać to w królewskim stylu życia, na wzór Jezusa.
Jezus mówił: «Do czego podobne jest królestwo Boże i z czym mam je porównać? Podobne jest do ziarnka gorczycy, które ktoś wziął i posiał w swoim ogrodzie. Wyrosło i stało się wielkim drzewem, tak że ptaki podniebne zagnieździły się na jego gałęziach».
I mówił dalej: «Z czym mam porównać królestwo Boże? Podobne jest do zaczynu, który pewna kobieta wzięła i włożyła w trzy miary mąki, aż wszystko się zakwasiło».
Z czym mam porównać królestwo Boże? (Łk 13,20)
Wzrastanie często bywa ledwie dostrzegalne. Niełatwo jest uchwycić moment, w którym następuje zmiana, ale w szerszej perspektywie czasu widzimy, jak wszystko się przekształca. Nasza ludzka natura pragnie jednak często natychmiastowych rezultatów i szybko się zniechęca.
Jezus w dzisiejszym fragmencie przypomina, że wiara, choć zaczyna się niepozornie, z czasem potrafi przemieniać całe życie. Ziarnko gorczycy wyrasta w drzewo, zaczyn przenika całą mąkę – podobnie małe akty wiary prowadzą do wielkich przemian. Przypowieści te uczą nas cierpliwości i ufności w to, że Bóg działa cicho, lecz z niezmierzoną skutecznością. Czujmy się zatem wezwani do wierności i wytrwałości. Pozwólmy Bogu działać.
Ewangelia z komentarzem. Wzrastanie często bywa ledwie dostrzegalneMiał zaledwie 30 lat, a wydawało mu się jakby przeżył ich dwa razy tyle. Bo też tyle różnych rzeczy wydarzyło się w jego dotychczasowym życiu. Dzieciństwo właściwie zakończyło się, gdy jako 8-latek stracił tatę. Edukacja miała zakończyć się na elementarnej szkole przy miejscowej fabryce. Fabryce, w której najszybciej jak to tylko możliwe podejmie pracę. Jedynym odstępstwem od tej szarej rzeczywistości była niedziela. Bo to w niedzielę, razem ze swoim bratem, bywał w Oratorium – zupełnie nowym dziele kapłana o nazwisku Bosko. Jan Bosko. Ten ksiądz każdej niedzieli sprawował w założonym przez siebie Oratorium Mszę św. z kazaniem specjalnie przygotowanym dla okolicznych chłopaków. Oprócz kazania była też katecheza, ale przede wszystkim były gry, była zabawa i śmiech. Czyli coś, czego na co dzień w życiu naszego patrona brakowało. Te coniedzielne spotkania zmieniły naszego bohatera. Gdy ks. Bosko poprosił go pewnego dnia o pomoc przy prowadzeniu Oratorium – nie odmówił. Jego życie nabrało wtedy tempa. Jako 16-latek zamieszkał w Oratorium, jako 17-latek przyjął śluby zakonne w nowej salezjańskiej rodzinie, o której zatwierdzenie ubiegał się ks. Bosko. Jako 18-latek i kleryk objął samodzielne prowadzenie nowego Oratorium. Po 6 latach pracy i codziennych studiów, został wyświecony na kapłana. Pierwszego, który wyszedł spod skrzydeł ks. Bosko. Został wyświęcony i natychmiast wziął się do pracy. Był kierownikiem naukowym wszystkich szkół salezjańskich, liczących bagatela niemal 2000 podopiecznych. Organizował w Piemoncie od podstaw nowe gimnazjum i internat. Jeszcze przed 30-tką został dyrektorem administracyjnym całej salezjańskiej rodziny – wszystkich domów, internatów, szkół, oratoriów. I pracujących tam ludzi. Dużo pracy. Nic dziwnego, że poważnie zachorował i życie uchodziło z niego na oczach bezradnych lekarzy. Jednak w najgorszym momencie choroby do pokoju wszedł ks. Bosko. Wszedł i powiedział : "Nie chcę, żebyś umarł. Musisz mi jeszcze pomóc w tylu sprawach". Cóż było robić. Dzisiejszy patron wyzdrowiał, zakasał rękawy i aż do śmierci ks. Bosko był jego niestrudzoną prawą ręką. A po 1888 roku, przez kolejne 22 lata, aż do własnej śmierci godnie zastępował ks. Bosko jako przełożony generalny zgromadzenia salezjańskiego. Dość powiedzieć, że pod jego kierownictwem liczba salezjańskich placówek zwiększyła się 5-krotnie, obejmując 30 różnych krajów. W tym także Polskę, którą dzisiejszy patron odwiedził aż dwukrotnie. Kiedy? Podpowiem tylko, że postać o której mowa to bł. Michał Rua. To nie była trudna zagadka. Bł. Michał Rua odwiedził Polskę w 1901 i 1904 roku.
Ze względów bezpieczeństwa, kiedy korzystasz z możliwości napisania komentarza lub dodania intencji, w logach systemowych zapisuje się Twoje IP. Mają do niego dostęp wyłącznie uprawnieni administratorzy systemu. Administratorem Twoich danych jest Instytut Gość Media, z siedzibą w Katowicach 40-042, ul. Wita Stwosza 11. Szanujemy Twoje dane i chronimy je. Szczegółowe informacje na ten temat oraz i prawa, jakie Ci przysługują, opisaliśmy w Polityce prywatności.