Chodzi o to, abyśmy już nie byli dziećmi, którymi miotają fale i porusza każdy powiew nauki, na skutek oszustwa ze strony ludzi i przebiegłości w sprowadzaniu na manowce fałszu. (Ef 4, 14)
Mówiąc o falach, Paweł wiedział, o czym mówi. Jeśli powędrujemy do ostatnich stron Dziejów Apostolskich, wpadniemy w sam środek sztormu. Apostoł Narodów, płynąc pod eskortą do Rzymu, mógł powtarzać słowa z Psalmu 107. Był „wicher burzliwy”, były „spiętrzone fale”. Mógł jeszcze skojarzyć inne zdanie: „Choćby nawet fale wód uderzały, jego nie dosięgną” (Psalm 32). Trwała walka okrętu o przetrwanie. Gdy w ludziach gasła nadzieja, tylko Paweł ją zachował: „Radzę wam być dobrej myśli, bo nikt z was nie zginie” (Dz 27, 22). Stało się, jak powiedział… Ale wróćmy do Listu do Efezjan, których autor przestrzega, żeby „już nie byli dziećmi, którymi miotają fale i porusza każdy powiew nauki, na skutek oszustwa ze strony ludzi” (Ef 4, 14).
Na pewno warto dziś zachować ostrożność w poplątanej sieci mediów społecznościowych, gdzie emocjonalne sztormy wracają każdego dnia. Atrakcyjność i popularność przekazu nie zawsze idą w parze z rzetelnością. Niby o tym wiemy, a jednak zdarza się popłynąć na fali… Od wyrazistych i rozpalonych poglądów czasem lepszy okazuje się dystans. Zaś bezpieczna perspektywa to ta, kiedy zachowujemy głowę na karku. Zwłaszcza, gdy tą głową – jak pisze święty Paweł – jest Chrystus.
W tym czasie przyszli jacyś ludzie i donieśli Jezusowi o Galilejczykach, których krew Piłat zmieszał z krwią ich ofiar.
Jezus im odpowiedział: «Czyż myślicie, że ci Galilejczycy byli większymi grzesznikami niż inni mieszkańcy Galilei, iż to ucierpieli? Bynajmniej, powiadam wam; lecz jeśli się nie nawrócicie, wszyscy podobnie zginiecie. Albo myślicie, że owych osiemnastu, na których zwaliła się wieża w Siloam i zabiła ich, było większymi winowajcami niż inni mieszkańcy Jeruzalem? Bynajmniej, powiadam wam; lecz jeśli się nie nawrócicie, wszyscy tak samo zginiecie».
I opowiedział im następującą przypowieść: «Pewien człowiek miał zasadzony w swojej winnicy figowiec; przyszedł i szukał na nim owoców, ale nie znalazł. Rzekł więc do ogrodnika: „Oto już trzy lata, odkąd przychodzę i szukam owocu na tym figowcu, a nie znajduję. Wytnij go, po co jeszcze ziemię wyjaławia?” Lecz on mu odpowiedział: „Panie, jeszcze na ten rok go pozostaw, aż okopię go i obłożę nawozem; i może wyda owoc. A jeśli nie, w przyszłości możesz go wyciąć”».
Czy byli większymi grzesznikami… (Łk 13,2)
Jezus stawia ludziom przed oczami zestawienie realiów życia z ich horyzontami myślowymi. Pokazuje, że interpretują wydarzenia „ku śmierci”, a nie „ku życiu”. Poszukiwanie winnych czy wskazywanie winy u innych to ślepa uliczka – pożądane jest natomiast skierowanie swojego myślenia ku Bogu. On daje życie dziś, On inwestuje w człowieka, w każdego z nas, dziś, dając nam teraźniejszość. Jest to istotne, bo Bóg dba o człowieka, nawet o takiego, którego nikt nie uważa za wartościowego, nawet wtedy, gdy on sam siebie odrzuca. Skoro teraz oddychasz – ukierunkuj się ku Niemu, by naprawdę w pełni dalej żyć.
Ewangelia z komentarzem. On daje życie dziśDzisiejsza patronka to polska zakonnica z przełomu XIX i XX wieku. Ale obiecuję, że jest to postać nietuzinkowa i bliska nam niczym Matka, którą zresztą była i to nie tylko dla swoich współsióstr, ale i czwórki dzieci. Miała także 22-letni staż małżeński i pięcioro wnucząt. Czy odwiedzały babcię w klasztorze tego nie wiem – wiem natomiast, że warto poświęcić jej 4 minuty swojego cennego czasu. Celina Rozalia Leonarda, bo takie imiona otrzymała, urodziła się pod koniec października 1833 roku w zamożnej rodzinie ziemiańskiej na Kresach. Już jako młoda dziewczyna odkryła, że jej powołaniem jest życie klasztorne, ale rodzice... cóż rodzice widzieli ją w roli żony. Ponieważ nie wiedziała co zrobić w tej sytuacji poprosiła o radę spowiednika, a ten zasugerował jej pójście za wolą rodziców. I w ten oto sposób 20-letnia Celina stanęła na ślubnym kobiercu z Józefem Borzęckim, właścicielem majątku koło Grodna. Choć początki ich znajomości były raczej mało romantyczne z dzisiejszej perspektywy, to małżonkami byli dobrymi. Na świecie pojawiły się też kolejno Marynia, Kazimierz – oboje zmarli w dziecięctwie – a dalej Celina i Jadwiga. Nasza patronka zajmowała się nie tylko swoim domem, ale też prowadziła działalność charytatywną wśród ludności wiejskiej w swoim majątku, a w 1863 roku wspierała również powstańców. Za ten ostatni uczynek miłosierdzia trafiła do rosyjskiego więzienia w Grodnie, zapisując się na kartach historii, jako ta, która dzieliła celę z najmłodszym więźniem Imperium Rosyjskiego – kilkutygodniową Jadwigą, ponieważ w czasie aresztowania nie miała z kim zostawić noworodka. Gdy wydaje się, że wszystko po tych trudnych doświadczeniach wraca do normy, to roku 1869 roku Józef Borzęcki ulega atakowi paraliżu i traci władzę w nogach. Celina próbuje go ratować wyjeżdżając z nim na leczenie do Wiednia, pielęgnuje męża przez pięć lat, ale niestety jego stan się pogarsza. Na kilka tygodni przed śmiercią Józef dyktuje jeszcze starszej córce wyjątkowy testament, w którym oprócz dyspozycji majątkowych przede wszystkim zaświadcza o miłości, bohaterstwie, odwadze i roztropności swej żony. Po jego śmierci Celina Borzęcka wyjeżdża z córkami do Rzymu. Tam po wielu latach na nowo budzi się w niej powołanie do życia zakonnego. Gdy poznaje generała zmartwychwstańców, ks. Piotra Semenenkę, który staje się jej spowiednikiem i przewodnikiem duchowym, postanawia wraz z córką Jadwigą założyć żeńską gałąź Zgromadzenia Zmartwychwstania Pana Naszego Jezusa Chrystusa. Chce zgodnie z charyzmatem zmartwychwstańców budować chrześcijański system społeczny oparty na osobistym, wewnętrznym 'powstawaniu z martwych' każdego dnia. I to gdzie? W austriackim zaborze, dokładniej w Kętach. Jakim cudem dzieli te nowe obowiązki z byciem babcią dla swoich pięciorga wnucząt, które dała jej druga z córek, to pozostanie na zawsze tajemnicą. Biorąc jednak pod uwagę, że z braku funduszy alby dla posługujących w jej zgromadzeniu kapłanów uszyła ze swojej sukni ślubnej i balowej, to trzeba oddać jej sprawiedliwość – była niezwykle zaradna. I twarda, bo zniosła także w roku 1906 śmierć Jadwigi, swojej córki i współzałożycielki zgromadzenia, w której widziała swoją następczynię. Przeżyła ją o całe siedem lat, ale spoczęła tuż obok. Celina Borzęcka, błogosławiona Matka. Nie tylko w stosunku do swoich dzieci, ale i zakonnic.
Ze względów bezpieczeństwa, kiedy korzystasz z możliwości napisania komentarza lub dodania intencji, w logach systemowych zapisuje się Twoje IP. Mają do niego dostęp wyłącznie uprawnieni administratorzy systemu. Administratorem Twoich danych jest Instytut Gość Media, z siedzibą w Katowicach 40-042, ul. Wita Stwosza 11. Szanujemy Twoje dane i chronimy je. Szczegółowe informacje na ten temat oraz i prawa, jakie Ci przysługują, opisaliśmy w Polityce prywatności.