Ale teraz w Chrystusie Jezusie wy, którzy niegdyś byliście daleko, staliście się bliscy przez krew Chrystusa. (Ef 2,13)
Wykonało się! Czy pamiętamy o tym nie tylko w okresie około-wielkanocnym, ale każdego dnia? W Nowym Przymierzu dzięki krwi Jezusa staliśmy się Bogu bliscy. Od tej pory jesteśmy domownikami Boga (w.19). Co za zaszczyt! Mówi się, że tylko jedna osoba jest gotowa obudzić króla w środku nocy, by poprosić o szklankę wody - jego własnego dziecko. Perspektywa (zdrowego) domu daje bezpieczną przestrzeń na bycie autentycznym, szczere odkrycie się dzięki gwarancji bezwarunkowej miłości. Już nie ma potrzeby chować się z tym, co nieidealne lub odgrywać performance przez resztę swojego życia. Bóg od ogrodu Eden zamierzył, by człowiek był z Nim w bliskiej, intymnej relacji i zrobił wszystko, by przywrócić pierwotny zamysł. Wykonało się, zanim byliśmy na tej ziemi. W niezasłużony sposób jesteśmy zaproszeni, by przebywać z Bogiem tak blisko, jak z najbardziej zaufaną osobą. A zasoby Królestwa Bożego są dostępne na wyciągnięcie ręki - bo jest to wolą Boga Ojca, by Jego dzieci były pobłogosławione.
Jezus powiedział do swoich uczniów:
«Niech będą przepasane biodra wasze i zapalone pochodnie. A wy bądźcie podobni do ludzi oczekujących swego pana, kiedy z uczty weselnej powróci, aby mu zaraz otworzyć, gdy nadejdzie i zakołacze. Szczęśliwi owi słudzy, których pan zastanie czuwających, gdy nadejdzie. Zaprawdę, powiadam wam: Przepasze się i każe im zasiąść do stołu, a obchodząc, będzie im usługiwał. Czy o drugiej, czy o trzeciej straży przyjdzie, szczęśliwi oni, gdy ich tak zastanie».
Ewangelia z komentarzem. Bóg wcale nie potrzebuje, żeby ktoś na Niego czekałSzczęśliwi owi słudzy, których pan zastanie czuwających, gdy nadejdzie. (Łk 12, 37)
Bóg wcale nie potrzebuje, żeby ktoś na Niego czekał. Nie chodzi też o sprawienie Mu przyjemności i pokazanie, jak dla nas jest ważny. Mowa o postawie sług, którzy trwają w oczekiwaniu. Gdy stoimy z pochodnią w ręku, by wyjść komuś na spotkanie, mamy zupełnie inne spojrzenie na otaczającą nas rzeczywistość. Rośnie w nas duch ofiary i gotowości na to spotkanie. Przygotowujemy się i z radością wyglądamy nadchodzącego przyjaciela. Czy mamy w sobie taką postawę? A może z powtórnym Jego przyjściem kojarzy nam się jedynie strach przed sądem? Bóg nam dziś mówi: budujcie taką wiarę, byście z radością, a nie ze strachem, oczekiwali przyjścia Pana.
Nasz wielki rodak. Papież Polak. Jan Paweł II Wielki. Święty papież z dalekiego kraju. I można by tak mnożyć tytuły, którymi został obdarzony dzisiejszy patron w nieskończoność. W nieskończoność, bo każdy z nas znajdzie w biografii św. Jana Pawła II coś takiego, co w sam raz pasuje na pomnik. A im wyżej na tym pomniku znajduje się ten człowiek, tym mniej wyraźnie go widzimy i coraz mniej przez to podobny jest również do nas. Tymczasem przecież w wyniesieniu kogoś na ołtarze nie chodzi o to, by ten ktoś zniknął nam z oczu za chmurami. To ma być raczej świadek tego, że droga do nieba otwarta jest dla każdego z nas. Ale wtedy koniecznym się staje odrzucenie całej jego pomnikowości. Wtedy trzeba poszukać jego śladów, gdy jeszcze nie były obciążone spiżem czy marmurem. I właśnie z tego powodu być może warto jeszcze raz przypomnieć, że zanim nadszedł dzień, gdy usłyszeliśmy słowa: „Habemus papam!” w odniesieniu do dzisiejszego patrona, był on tylko - albo aż - Karolem Wojtyłą. Właściwie na samym początku głównie Lolkiem, drugim synem Emilii i Karola, który przyszedł na świat w 1920 roku w Wadowicach. Wcześniej od niego pojawił się Edmund, po nim - na chwilkę tylko - Olga, która zmarła zaraz po urodzeniu. Znamy to z życia? Znamy. Tak jak i to, że w domu się nie przelewało, bo rodzina żyła jedynie z pensji ojca. Karol był tak, jak inni chłopcy – pomysłowy i ruchliwy, choć pewnie w życiorysie świętego lepiej brzmi: był utalentowany i wysportowany. Podobnie jest zresztą i z naznaczeniem go traumą, bo oto w wieku 9 lat stracił mamę, jako 12-latek zaś – brata. Gdy jednak spojrzymy na te doświadczenia z perspektywy świata sprzed roku 1939, to losy Lolka staną się typowe. Ma naście lat, zna prozę życia, uczęszcza regularnie do kościoła, doskonale mu idzie nauka w gimnazjum, więc po maturze udaje się na studia polonistyczne do pobliskiego Krakowa, mieszka z ojcem. Z tej perspektywy nawet wybuch kolejnej po 25 latach wojny nie jest niczym innym, tylko typowym doświadczeniem każdego mieszkańca ówczesnej Rzeczypospolitej. To nie jest więc żaden spiżowy papież, tylko zupełnie zwykły młody człowiek, jakich i wtedy, i obecnie jest wielu. Co więc się stało, że akurat jego wspominamy jako świętego patrona? Kto wie, czy właśnie to nie jest najważniejszym dzisiaj pytaniem i jednocześnie pretekstem do zrobienia rachunku sumienia. Ale nie Karolowi Wojtyle, tylko sobie. Czy skorzystałem z okazji, by pogłębić to, w co wierzę, tak jak Karol, gdy spotkał na swojej drodze Jana Tyranowskiego? Czy osobista tragedia, może nie tak duża jak utrata przez Wojtyłę ojca w roku 1941, ale czy stała się ona pretekstem dla mnie do poważniejszego potraktowania Boga? Czy brak pieniędzy, ciężka praca fizyczna, a może pasja – niczym teatr lub poezja jak u dzisiejszego patrona – czy to wszystko stanęło mi na drodze do Kościoła, czy też nie? Takie i podobne myśli narodziły się w moim sercu, kiedy zdałem sobie sprawę, kim był św. Jan Paweł II zanim został wstąpił do tajnego Metropolitalnego Seminarium Duchownego w Krakowie. I choć w tym miejscu drogi naszego powołania się rozchodzą, to wezwanie do bycia świętym na mojej indywidualnej drodze życia pozostaje niezmienne. I tutaj z dzisiejszym pomnikowym patronem szanse mamy nadal równe. Czy wiecie państwo kiedy Karol Wojtyła wstąpił do seminarium? Było to w 1942 roku.
Ze względów bezpieczeństwa, kiedy korzystasz z możliwości napisania komentarza lub dodania intencji, w logach systemowych zapisuje się Twoje IP. Mają do niego dostęp wyłącznie uprawnieni administratorzy systemu. Administratorem Twoich danych jest Instytut Gość Media, z siedzibą w Katowicach 40-042, ul. Wita Stwosza 11. Szanujemy Twoje dane i chronimy je. Szczegółowe informacje na ten temat oraz i prawa, jakie Ci przysługują, opisaliśmy w Polityce prywatności.