Miasto mamy potężne; On jako środek ocalenia umieścił mur i przedmurze (Iz 26, 1)
Prorok to człowiek stojący w wyłomie muru, w skalnej rozpadlinie. W rozdarciu między tym co ziemskie, czy nawet przyziemne, a pochodzące z Królestwa. Sam Paweł doświadczał rozdarcia wołając z tęsknotą: „Dla mnie żyć – to Chrystus, a umrzeć, to zysk”. Żyję – podpowiadał – ale nie mogę doczekać się chwili, gdy ponownie stanę twarzą w twarz z Tym, którego spotkałem w drodze do Damaszku,
„I szukałem wśród nich męża, który by stanął w wyłomie muru przede Mną, aby bronić tej ziemi” – prorokował Ezechiel. „Prorok zawsze pozostaje w rozdarciu, między światami, w wyłomie muru – wyjaśniała mi Marianna Gol, żydówka rosyjskiego pochodzenia, która odkryła swą tożsamości w Jezusie
- Wszystko, co prorocze pozostaje w takim rozciągnięciu: między tym, co mówi Bóg, a tym, jak reaguje świat. Między tym, co duchowe i materialne, «z tego świata» i z Królestwa; tym, co jest i co dopiero nadchodzi. To bolesne, ale nieuniknione”.
Jezus powiedział do swoich uczniów: «Nie każdy, kto mówi Mi: „Panie, Panie!”, wejdzie do królestwa niebieskiego, lecz ten, kto spełnia wolę mojego Ojca, który jest w niebie.
Każdego więc, kto tych słów moich słucha i wypełnia je, można porównać z człowiekiem roztropnym, który dom swój zbudował na skale. Spadł deszcz, wezbrały rzeki, zerwały się wichry i uderzyły w ten dom. On jednak nie runął, bo na skale był utwierdzony.
Każdego zaś, kto tych słów moich słucha, a nie wypełnia ich, można porównać z człowiekiem nierozsądnym, który dom swój zbudował na piasku. Spadł deszcz, wezbrały rzeki, zerwały się wichry i rzuciły się na ten dom. I runął, a upadek jego był wielki».
Nie każdy, który mówi Mi: „Panie, Panie!”, wejdzie do królestwa niebieskiego, lecz ten, kto spełnia wolę mojego Ojca, który jest w niebie. (Mt 7,21)
Żyjemy w dziwnych czasach. Czasach, w których wielu chrześcijan zdaje się uważać, że wierzyć w Chrystusa znaczy jedynie mniej czy bardziej regularnie uczestniczyć w różnych aktach kultu. Czasem Msza, gdy mają potrzebę – chwila modlitwy. Spowiedź raczej nie, bo przecież nie mają grzechów. Dziwią się, a nawet oburzają, gdy ktoś powie, że wiara powinna mieć też przełożenie na życie ucznia Chrystusa. Jezus zaś w czytanej dziś Ewangelii przypomina, że gmach wiary bez pełnienia woli Boga, postępowania według Jego przykazań, jest jak dom zbudowany na piasku. Jeśli chcemy, by gmach naszej wiary przetrwał próby, trzeba Boga nie tylko słuchać, ale i wypełniać Jego wolę.
Ewangelia z komentarzem. Trzeba Boga nie tylko słuchać, ale i wypełniać Jego wolę
Dziecko spotyka na swojej drodze kapłana, co następuje dalej? W świetle doniesień mediów dalej zdarzyć się mogą rzeczy straszne i to one zdominowały ostatnio naszą wyobraźnię. Ale warto pamiętać, że to wyjątki, a nie reguła. Tak samo zresztą jak wyjątkowe – i to w najlepszym tego słowa znaczeniu – było spotkanie naszego dzisiejszego patrona, liczącego sobie wtedy zaledwie 5 lat, z ks. Janem Bosko. Ks. Jan, który jeszcze wtedy nie był tym słynnym świętym kapłanem od salezjanów, po prostu zabrał na wyprawę swoich podopiecznych z oratorium. Wybór padł na miejscowość Lu Monferrato, gdzie mieszkał wtedy mały Filip. Wycieczka zjawiła się tam i poszła dalej, ale postać, głos i spojrzenie jej przewodnika utkwiła w pamięci malca na długo. Kiedy więc jako dziesięciolatek rozpoczynał naukę w gimnazjum salezjanów w Mirabello, bez trudu rozpoznał w jednym z nauczycieli ks. Jana Bosko. Rozpoznał i ucieszył się, a następnie przestraszył. Bo szybko do niego dotarło, że to spotkanie nie jest przypadkowe, że Bóg wzywa go do czegoś dużo większego niż ciężka praca na roli przy boku rodziców. Ponieważ jednak strach przed tym, co nieznane był większy niż wszystko inne, Filip opuszcza gimnazjum, wraca do domu i pomaga na gospodarstwie. Mijają lata, ale on nie potrafi znaleźć dla siebie miejsca. Z każdym tygodniem, miesiącem i rokiem toczy bowiem wewnętrzną walkę ze swoim powołaniem. Na szczęście nie jest w niej osamotniony - ks. Jan prowadzi bowiem ze swoim byłym uczniem korespondencję, katechizuje, tłumaczy. W końcu po 10 latach przekonuje go do tego, by Filip wstąpił do salezjańskiego zakładu dla spóźnionych powołań. Tam dopiero odzyskuje spokój, składa profesję zakonną, przyjmuje kapłańskie święcenia. Za radą św. Jana Bosko nie przerywa jednak kształcenia, by sam mógł wkrótce stać się nauczycielem dla innych, a po latach także generałem Towarzystwa Salezjańskiego. Jeżeli kiedyś praca na roli wydawała mu się ciężka, to dopiero teraz na jego barki spadło wielokrotnie trudniejsze zadanie. Podołał mu jednak, bo właśnie to powołanie zobaczył ks. Bosko w tamtym pięciolatku z miejscowości Lu Monferrato. Bł. Filip Rinaldi podwoił zatem liczebnie zgromadzenie salezjanów, wysłał misjonarzy na krańce świata, wizytował placówki, organizował konferencje. Zmarł licząc sobie 75 lat - 5 grudnia 1931 roku.
Ze względów bezpieczeństwa, kiedy korzystasz z możliwości napisania komentarza lub dodania intencji, w logach systemowych zapisuje się Twoje IP. Mają do niego dostęp wyłącznie uprawnieni administratorzy systemu. Administratorem Twoich danych jest Instytut Gość Media, z siedzibą w Katowicach 40-042, ul. Wita Stwosza 11. Szanujemy Twoje dane i chronimy je. Szczegółowe informacje na ten temat oraz i prawa, jakie Ci przysługują, opisaliśmy w Polityce prywatności.