Dla Elżbiety nadszedł czas rozwiązania i urodziła syna.
Gdy jej sąsiedzi i krewni usłyszeli, że Pan okazał jej tak wielkie miłosierdzie, cieszyli się z nią razem. Ósmego dnia przyszli, aby obrzezać dziecię, i chcieli mu dać imię ojca jego, Zachariasza. Ale matka jego odpowiedziała: «Nie, natomiast ma otrzymać imię Jan». Odrzekli jej: «Nie ma nikogo w twoim rodzie, kto by nosił to imię».
Pytali więc na migi jego ojca, jak by chciał go nazwać. On zażądał tabliczki i napisał: «Jan będzie mu na imię». I zdumieli się wszyscy.
A natychmiast otworzyły się jego usta i rozwiązał się jego język, i mówił, błogosławiąc Boga. Wtedy strach padł na wszystkich ich sąsiadów. W całej górskiej krainie Judei rozpowiadano o tym wszystkim, co się zdarzyło. A wszyscy, którzy o tym słyszeli, brali to sobie do serca i pytali: «Kimże będzie to dziecię?» Bo istotnie ręka Pańska była z nim.
Natychmiast otworzyły się jego usta, język się rozwiązał, i mówił, wielbiąc Boga. Łk 1,64
Otworzyły się usta, język rozwiązał się i zaczął wielbić Boga. Po czasie milczenia następuje czas uwielbienia. Po okresie, w którym język był w niemocy, przyszła chwila głoszenia z mocą. Wszystkie znaki, którymi posługiwał się Bóg: osoby i wydarzenia, czasy pokoju i wojny, głodu i sytości, umierania i narodzin, wypełniają się na oczach Zachariasza i jego bliskich. Wierność słowu, wierność podążania wybraną drogą, wierność trwania Boga przy człowieku i człowieka przy Bogu osiąga pełnię. „Kimże będzie to dziecię?” – pytają, spoglądając na małego Jana Chrzciciela. A przecież on przyszedł jedynie przygotować drogę Temu, który idzie za nim.
Ewangelia z komentarzem. Po czasie milczenia następuje czas uwielbieniaJeżeli w kontekście zbliżających się świąt, Boża obecność w naszym życiu kojarzy nam się rodzinnie, milutko, wigilijnie - by tak rzec - to dzisiejsza patronka ma tę perspektywę znacząco rozszerzyć. Więcej nawet, ma pokazać coś wręcz odwrotnego. Oto Boża obecność nie jest umilaniem życia człowieka, tylko towarzyszeniem człowiekowi w trudach jego życia. Dlatego Dzieciątko rodzi się w grocie służącej za stajnię, a nie na zamku. I dlatego również życie dzisiejszej świętej przypomina bardziej dramat niż romantyczną komedię na święta. Zacznijmy od tego że przychodzi na świat w Kanadzie w roku 1701. Gdy ma siedem lat umiera jej tato, a rodzina znajduje się na skraju nędzy. Na szczęście z pomocą przychodzi pradziadek, który wysyła najstarszą córkę za własne pieniądze do zakonnej szkoły. Po powrocie do domu staje się ona wyręką dla mamy i nauczycielką dla rodzeństwa. Jednak jak to w życiu bywa ową sielankę niszczy pojawienie się mężczyzny. Jak to często bywa – nieodpowiedniego, a z całą pewnością nieodpowiedzialnego. Ale akurat ta jego cecha charakteru ujawniła się w pełni dopiero po ślubie z dzisiejszą patronką. I tak mamy młodziutką żonę i mamę oraz człowieka, którego pomysłem na życie jest handel nielegalnym alkoholem z Indianami. Biznes mocno ryzykowny dlatego w niedługim czasie mąż i ojciec umiera zostawiając dzisiejszą patronkę z dwójką synów i gigantycznymi długami do spłaty. Czy się załamała? Nie. Żeby nie umrzeć z głodu założyła mały sklepik. A ponieważ zauważyła, że ona nie ma jeszcze aż tak źle w życiu jak inni, dlatego do swojego domu przyjęła biedną, bezdomną i niewidomą kobietę, żeby się nią opiekować. Ludzie w większości pukali się palcem w czoło słysząc o tym pomyśle, jednak trzy młode kobiety uznały go za akt wielkiego bohaterstwa wiary. I postanowiły wesprzeć dzisiejszą świętą w tym nieszablonowym działaniu. Także jej synowie po latach docenili ten gest wybierając drogę kapłaństwa. A nasza dzisiejsza święta? Czy wreszcie miała święty spokój? Raczej nie biorąc pod uwagę, że jej dom się spalił, a jedna z jej towarzyszek umarła. Także dalekim od szukania świętego spokoju było wzięcie w zarząd upadającego szpitala Charon Brothers w Montrealu. Szpitala, który jak tylko udało się go postawić do pionu doszczętnie spłonął. Czy wtedy nasza patronka mając 64 lata usiadła na zgliszczach i zapłakała nad swoim losem? Nie. Ona zakasała rękawy i podjęła się heroicznej pracy odbudowy budynku, ale tym razem z przeznaczeniem na dom opieki dla najuboższych. I tak otworzyła pierwszy w Ameryce Północnej dom dla porzuconych dzieci. Po ludzku umarła z wyczerpania w roku 1771. Ale Ten, który towarzyszył jej przez cały czas w trudach jej życia, i z którym każdego dnia dzieliła swoją codzienność, wziął jej duszę do nieba. A Kościół uroczyście to potwierdził. Czy wiecie państwo kogo dzisiaj wspominamy? Świętą Marię Małgorzatę d'Youville.
Ze względów bezpieczeństwa, kiedy korzystasz z możliwości napisania komentarza lub dodania intencji, w logach systemowych zapisuje się Twoje IP. Mają do niego dostęp wyłącznie uprawnieni administratorzy systemu. Administratorem Twoich danych jest Instytut Gość Media, z siedzibą w Katowicach 40-042, ul. Wita Stwosza 11. Szanujemy Twoje dane i chronimy je. Szczegółowe informacje na ten temat oraz i prawa, jakie Ci przysługują, opisaliśmy w Polityce prywatności.