Nie bój się, robaczku Jakubie, nieboraku Izraelu (Iz 41, 13)
Naprawdę nie dziwię się, że słowa te w dzisiejszych czasach zrobiły tak zawrotną karierę. Słychać je w homiliach, na konferencjach, Seminariach Odnowy Wiary, kursach Alpha. Trafiły na pocztówki, plakaty, billboardy.
W krzyczącej narracji pędzącego na oślep, pełnego oskarżenia świata bardzo tęsknimy za szeptem: „Nie bój się, przychodzę ci z pomocą”.
To zdumiewające, że Ten, którego imienia Izrael nie odważa się wymawiać zwraca się do swego zbuntowanego i wierzgającego nogami narodu zdrobnieniem: „Robaczku” i pociesza go słowami, które ze względu na powtarzaną nad Wisłą jak w mantrze dewizą („Nie lękajcie się, nie lękajcie się, nie….”) nie robią już na wielu z nas wrażenia.
A przecież tak wielu z nas spętanych jest paraliżującym, obezwładniającym lękiem. Dla nich zapewnienie Stwórcy jest detoksem, wybawieniem: „Nie musisz się bać. Jest lek na lęk. Jestem po twojej stronie”.
„Miałam kiedyś niezwykle mocne doświadczenie – opowiadała mi przed laty Jadwiga Basińska z Mumio - Jedna z bliskich mi osób była zniewolona nałogiem, bardzo pila. I kiedyś ja – poukładana, świetnie ubrana «księżniczka», która znakomicie maskowała wszelkie uczucia – nie wytrzymałam. Pękłam. I zaczęłam wyć do poduszki. Byłam sama i wpadłam w histerię. Wrzeszczałam, tak by nikt nie słyszał: «Boże, rob coś, ratuj!». I ta osoba przestała pić. Następnego dnia. Ja nie mogę o tym nie opowiadać, bo to moje bardzo konkretne doświadczenie. Spotkałam Boga, który słucha. Do dziś gdy czytam w Piśmie Świętym, jak zwraca się do mnie zdrobniale: «Robaczku», jestem rozłożona na łopatki”.
«Zaprawdę, powiadam wam: Między narodzonymi z niewiast nie powstał większy od Jana Chrzciciela. Lecz najmniejszy w królestwie niebieskim większy jest niż on. A od czasu Jana Chrzciciela aż dotąd królestwo niebieskie doznaje gwałtu, a zdobywają je ludzie gwałtowni. Wszyscy bowiem Prorocy i Prawo prorokowali aż do Jana. A jeśli chcecie uznać, to on jest Eliaszem, który ma przyjść. Kto ma uszy, niechaj słucha!»
Najmniejszy w królestwie niebieskim większy jest niż on [Jan Chrzciciel]. (Mt 11,11b)
Większy od Jana Chrzciciela? Od tego, który jest największy? Brzmi jak paradoks. Ale – jak mówi Jezus – tak właśnie jest. Bo Jan należy jeszcze do starego porządku spraw. Liczył się jego osobisty wysiłek, jego osobista doskonałość. Ci, którzy przyjęli Jezusa, nie są już zdani tylko na samych siebie. Dana jest im Boża łaska, dar zjednoczenia z Bogiem, życia Bożego w nich. I to już na starcie daje więcej niż człowiek może osiągnąć własnymi siłami.
Może nam się wydawać, że przed Bogiem jesteśmy do niczego, niewiele dla Niego znaczymy. To nieprawda. Znaczymy dla Niego bardzo dużo. Właśnie to, jak wiele nam dał, najdobitniej o tym świadczy.
Ewangelia z komentarzem. Znaczymy dla Boga bardzo dużo
Ile można się uczyć? Przez całą podstawówkę? Przez szkołę średnią? Przez okres studiów? No to mamy po zsumowaniu niemal 20 lat. Ale to i tak za mało przy dzisiejszym patronie, który pobierał nauki do 50 roku życia i z całą pewnością nie był wiecznym studentem. Kim więc był? Irlandzkim mnichem ze szlacheckim rodowodem. Jego pierwszym nauczycielem był biskup Fortchern z Trim, uczeń św. Patryka. Stąd pewnie przez całe życie nasz dzisiejszy święty żywił wielki kult dla pierwszego apostoła Irlandii. Ten pierwszy nauczyciel i wychowawca rozbudził w młodzieńcu zapał do wiedzy i pokierował jego dalszą edukacją. Młody Irlandczyk wyjechał więc do Francji, gdzie w słynnym klasztorze św. Marcina w Tours zapoznał się z zachodnim życiem monastycznym. Na dalsze studia udał się do Walii, do słynnego opactwa Llancarfan w Glamorganshire, gdzie pod opieką innego wielkiego nauczyciela, św. Cadoga Mądrego, studiował nauki biblijne. Potem były kolejne klasztory i kolejni uczeni bracia. Nie był to jednak dla niego jedynie czas zdobywania wiedzy. Każdy z tych ośrodków życia zakonnego, był także dla niego szkołą modlitwy i posługiwania potrzebującym. Była to także niebywale bogata panorama różnych form życia monastycznego. Gdy więc nasz patron w końcu osiągnął wiek Abrahamowy, całkiem słuszny jak na początek VI wieku, wtedy zrobił z całej tej wiedzy niezwykły użytek w swojej rodzinnej Irlandii. Zajął się pracą ewangelizacyjną, budową kościołów i zakładaniem klasztorów. Jest uważany za jednego z największych ojców irlandzkiego monastycyzmu. Uczył swoich podopiecznych, że życie zakonne jest najlepszą drogą do uświęcenia swojego życia. Pierwszymi klasztorami założonymi przez niego są Skellig Michael (Skała Michała) w hrabstwie Kerry, istniejący do dziś i wpisany na listę światowego dziedzictwa UNESCO, Aghowle (Plac Jabłoni) w hrabstwie Wicklow oraz Dunmanogue nad rzeką Barrow. Przemierzył prawie całą Irlandię, był w wielu znanych miejscach, ale swojego życia dopełnił w ostatnim założonym przez siebie klasztorze w Clonard nad rzeką Boyne. To słynne opactwo przetrwało przez ponad 1000 lat i było miejscem formacji i wychowania wielu świętych tej ziemi. Jeszcze za życia dzisiejszego patrona uczyli się w nim pod jego okiem św. Kolumban z Iona, św. Brendan Podróżnik, św. Nenniusz, św. Kolumban z Terryglass i wielu innych. Ale choć ciało tego irlandzkiego nauczyciela wielu świętych spoczęło w Clonard, to zmarł jednak poza swoim klasztorem. Dlaczego? Bo zachorował na dżumę i opuścił wspólnotę, by nie zarazić swoich współbraci. O kim mowa? O św. Finianie, który odszedł do nieba 12 grudnia między 549 a 552 rokiem.
Ze względów bezpieczeństwa, kiedy korzystasz z możliwości napisania komentarza lub dodania intencji, w logach systemowych zapisuje się Twoje IP. Mają do niego dostęp wyłącznie uprawnieni administratorzy systemu. Administratorem Twoich danych jest Instytut Gość Media, z siedzibą w Katowicach 40-042, ul. Wita Stwosza 11. Szanujemy Twoje dane i chronimy je. Szczegółowe informacje na ten temat oraz i prawa, jakie Ci przysługują, opisaliśmy w Polityce prywatności.