Druga część Księgi Izajasza to tzw. księga pocieszenia. Kontekstem jej powstania jest niewola babilońska. Autor zapowiada rychłą Bożą interwencję i powrót narodu wybranego z wygnania, które było karą za grzechy. W tym kontekście jasnymi stają się słowa proroka o końcu owej kary, zakończonej służbie czy odpokutowanej nieprawości. W tę myśl wpisują się też zapowiedzi o przygotowaniu drogi na pustyni, podniesieniu dolin i obniżeniu pagórków. Chodzi o przygotowanie (bo w tych czasach nie wybudowanie) łatwej do przebycia drogi. To ma być drugi cud wyjścia. Tym razem nie z niewoli egipskiej, ale babilońskiej. W czytaniu opuszczono fragment przypominający o stałości Boga, który zawsze dotrzymuje obietnic. Prorok zapowiada, że nadchodzi czas władania Boga; że będzie On jak pasterz, który z miłością pasie swoją trzodę, a szczególną troską otoczy owce słabe i nieporadne.
Czytanie to wpisuje się w treść Ewangelii. Ochrzczony przez Jana w Jordanie Jezus jest Tym, który przychodzi jako Dobry Pasterz. Nie po to, by wyzwolić Izraela z niewoli Rzymian, lecz by wszystkich ludzi wybawić z niewoli szatana, grzechu i śmierci. Głoszona przez Deutero-Izajasza i spełniona już przez Boga obietnica staje się w tym kontekście przypomnieniem, że Bóg zawsze jest wierny – co zapowiedział, doprowadzi do końca, choć niekoniecznie tak, jak się człowiek spodziewa. Bo Mesjasz – Jezus był jednak kimś innym, niż oczekiwali Żydzi. Dlatego proroctwo Izajasza jest źródłem nadziei także dla nas: Bóg spełni złożone obietnice – nieba, zmartwychwstania, życia wiecznego. Są na to dowody: do nowego życia z ciałem i duszą przeszedł w dniu wniebowstąpienia Jezus. I Maryja, jako pierwsza z ludzi, wstąpiła już z ciałem i duszą do nieba. My też spełnienia tej obietnicy się doczekamy.
Co nam zostaje? Chciałoby się napisać: przygotować drogę dla Pana; wyrównać ścieżki, zniwelować pagórki. Ale to nie tak. Izajasz nie mówił, że to Izrael ma przygotować tę drogę. Ona zostanie przygotowana – zapewne przez Boga. Jak Izrael miał po prostu tą drogą pójść, tak i my powinniśmy pójść przygotowaną nam przez Chrystusa drogą Ewangelii. Pewnie nie zawsze jest najwygodniejsza, ale na pewno prowadzi do życia wiecznego.
1. „Ukazała się bowiem łaska Boga”. W oryginale jest tu czasownik epephane, pokrewny słowu „epifania”, czyli objawienie. Chrzest Jezusa w Jordanie był początkiem objawiania się Jezusa jako Syna Bożego. On jest w najpełniejszym sensie łaską Boga. W Jezusie Bóg daje nam siebie samego. Przychodzi jako nasze zbawienie, jako moc do pokonania zła i śmierci. Przy czym ważne jest to, że ta łaska jest dana wszystkim. „Niesie zbawienie wszystkim ludziom” – pisze św. Paweł. Chodzi więc nie o dar dla wybranych, ale o uleczenie człowieczeństwa jako takiego, o zbawienie zaoferowane całej ludzkości, ludziom wszystkich czasów, kultur i religii.
2. Łaska Boża jest nie tylko darem, ale także zadaniem. Jej przyjęcie oznacza moralną przemianę człowieka. Logos pociąga za sobą etos. Kto przyjmuje światło Jezusa, ten nie może żyć dalej w ciemności. Kto mówi największej miłości „tak”, ten już nie może żyć tak, jak żył dotąd. Łaska Boża „poucza”, a dokładniej „wychowuje” (gr. paidea), czyli prowadzi określoną drogą życia. Uczeń Pana wyrzeka się bezbożności i światowych żądz, zaczyna nowe życie, życie chrześcijańskie, czyli Chrystusowe. Paweł używa trzech przysłówków, które to życie charakteryzują. Mamy żyć: „rozumnie” – czyli rozsądnie, panując nad sobą. „Sprawiedliwie” – co w żydowskim języku religijnym oznaczało życie zgodne z prawem Bożym. „Pobożnie”, czyli po Bożemu.
3. Jednocześnie chrześcijanin jest człowiekiem nadziei, czyli ma ochotę na więcej i spodziewa się po Bogu więcej. Miłości nigdy dość. Ona zawsze chce czegoś głębszego, pełniejszego. Chwała Boga tu, na ziemi, jest przysłonięta. Była także przysłonięta w osobie Jezusa. Objawienie nad Jordanem lub na Górze Przemienienia trwało tylko chwilę. Krzyż był wręcz radykalną zasłoną wielkości Boga. Zmartwychwstanie było zapowiedzią przyszłej chwały, ale spotkanie ze Zmartwychwstałym było dostępne tylko dla wybranych. Można mieć wiarę małą jak ziarenko gorczycy, ale trzeba wierzyć w wielkiego Boga. Trzeba oczekiwać Jego pełnego objawienia. Jak narzeczeni czekający na noc poślubną, jak dzieci czekające na świąteczne prezenty, jak zmęczeni pracownicy czekający na wakacje.
4. Drugi fragment czytania nawiązuje do chrztu, który jest „obmyciem odradzającym i odnawiającym w Duchu Świętym”. Nic tak mocno nie podkreśla darmowości łaski Bożej jak chrzest niemowląt. Dzieci nie muszą znać katechizmu, nie muszą być grzeczne, mogą drzeć się wniebogłosy w kościele, a i tak zostaną zanurzone w Bogu, w Jego życiodajnej miłości. W chwili chrztu stajemy się właścicielami willi z basenem, prywatnego odrzutowca i osobistego konta z dostępem do milionów dolarów. Żartuję, oczywiście. Prawda jest taka, że otrzymujemy znacznie więcej niż to. Przecież „stajemy się w nadziei dziedzicami życia wiecznego”. Czyli mamy dostęp do złotej góry wiecznego szczęścia. Wystarczy tylko żyć tą nadzieją. Czyli żyć rozumnie, sprawiedliwie i pobożnie. Współpracować z zadatkiem tego wielkiego bogactwa, który zostaje nam przydzielony przez chrzcielną kąpiel.
„Wydał samego siebie za nas, aby odkupić nas od wszelkiej nieprawości i oczyścić lud wybrany sobie na własność, gorliwy w spełnianiu dobrych uczynków” (Tt 2,14)
Co odpowiedziałbyś, gdybyś został zapytany o to, co jest najskuteczniejszym sposobem przyprowadzania ludzi do wiary, relacji z Chrystusem i zmiany życia? Nie jest to pytanie tylko do księży czy osób życia konsekrowanego. To zadanie każdego człowieka, który spotkał w swoim życiu Pana. Święty Paweł w Liście do Tytusa ukazuje nam pewną kolejność, która pomoże nam odpowiedzieć na to pytanie właściwie. Święty Paweł mówi dziś do nas takie słowa:
„Ukazała się łaska Boga, która niesie zbawienie wszystkim ludziom i poucza nas, abyśmy wyrzekłszy się bezbożności i żądz światowych, rozumnie i sprawiedliwie, i pobożnie żyli na tym świecie, oczekując błogosławionej nadziei i objawienia się chwały wielkiego Boga i Zbawiciela naszego, Jezusa Chrystusa, który wydał samego siebie za nas, aby odkupić nas od wszelkiej nieprawości i oczyścić lud wybrany sobie na własność, gorliwy w spełnianiu dobrych uczynków”.
Zwróćmy uwagę, że Paweł zaczyna od słów: ”Ukazała się łaska Boga, która niesie zbawienie wszystkim ludziom”, a w drugiej kolejności czytamy „i poucza nas, abyśmy wyrzekłszy się bezbożności i żądz światowych, rozumnie i sprawiedliwie, i pobożnie żyli na tym świecie”.
Co święty Paweł chce nam przekazać? To doświadczenie łaski i dobroci Boga, prowadzi nas do nawrócenia, czyli zmiany myślenia i zmiany postępowania w naszym życiu. Często próbujemy wywierać na innych presję zmiany życia i mówimy: „musisz się zmienić”, „musisz przestać się tak zachowywać”, „musisz zacząć chodzić do kościoła…”. Ale bez doświadczenia dobroci Boga i Jego łaski, przykazania i nakazy zostają jedynie odległymi zasadami, których nie da się zrealizować. To podejście do dzielenia się wiarą jest mi bardzo bliskie. Najpierw módlmy się o doświadczenie miłości i bliskości Jezusa dla drugiego człowieka, a potem patrzmy, jak Boża dobroć i łaska sprawiają, że najzwyczajniej w świecie nie chce on już być poddany grzechowi, otrzymuje siły do zmiany życia i postępowania. Od czego więc zacząć zmiany w swojej rodzinie? Najpierw Ty bądź tak przepełniony miłością Boga, aby inni jej zapragnęli. Po drugie, módl się o to samo dla Twoich najbliższych, aby spotykając dobroć i miłość Chrystusa, zatęsknili za nowym życiem, które On przynosi.
Nieraz płakać mi się chce, gdy widzę, jak chrzest udzielany jest jakiemuś dziecku w zaciszu kaplicy, bez udziału wiernych, albo w zakrystii. Największy sakrament sprowadzony do rangi epizodu. Czy może dziwić, że wielu z nas nie nosi w sobie żadnej dumy z bycia zanurzonym w śmierć i zmartwychwstanie Chrystusa? Zachowujemy się nieraz, jakbyśmy pogubili nasze dowody tożsamości. Wystarczy zatrzymać się przy sadzawce chrzcielnej, w jaką zaopatrywane były dawne bazyliki wczesnochrześcijańskie, by zrozumieć dawne podejście do faktu nowych narodzin chrześcijanina, do życia połączonego z Najświętszą Trójcą. Nic dziwnego, że św. Teresa Wielka mogła stwierdzić: „Bóg i ja – razem stanowimy większość”. Zapowiedź Jana Chrzciciela z dzisiejszej Ewangelii: „Idzie mocniejszy ode mnie… On będzie was chrzcił Duchem Świętym i ogniem” wyjaśnia sekret wewnętrznej siły, której chrześcijanin potrzebuje do codziennych zmagań ze złem, grzechem i przeciwnościami życia, a która kiedyś wyposaży go w odpowiednią broń do stoczenia ostatecznej batalii ze śmiercią. Sami nie damy rady, ale z Nim możemy zrealizować wszystko, co On nam powie bądź obieca. Ci, którzy zostali włączeni przez chrzest w Jezusa Chrystusa i są częścią Jego ciała, mają udział w Jego śmierci i zmartwychwstaniu. Trzymaj się blisko Niego i nie zasmucaj Bożego Ducha, który mieszka w tobie, a ujrzysz w swoim życiu wielkie rzeczy.
Największą żywotność życiu katolickiemu zapewnia entuzjazm związany z odkrywaniem zapomnianych studni i odnajdywaniem w nich czystej i świeżej wody. Dlatego też ojcowie na ostatnim soborze domagali się udostępnienia ludziom powrotu do własnego chrztu, by wydobyć z niego tkwiące w nim duchowe moce. Gdzie się podział ten entuzjazm? Kościół posiada słowa i znaki, za pomocą których może przekazywać życie wieczne jako coś rzeczywistego, nie metaforę. Angielska pisarka Helen Waddell mówiła: „Posiadanie choćby najmniejszego pojęcia o nieskończoności jest jak wyjmowanie kamienia z otworu studni”. Czyż nie jest to fundamentalne zadanie chrześcijańskie na obecną chwilę? Kiedy wchodzimy do Kościoła przez chrzest, zostajemy wszczepieni w Winny Krzew – Chrystusa. Chrzest jest sakramentem bardzo niedocenianym, być może dlatego, że tak wielu z nas było ochrzczonych jako dzieci i nie zachowało żadnych wspomnień tego wydarzenia. Przyjmujemy go bardziej jako pewnik niż jako dar. W efekcie wielu rodziców zaczyna lepiej rozumieć swój chrzest dopiero wtedy, gdy są świadkami chrztu własnych dzieci. John Henry Newman opisywał chrzest jako sakrament, który czyni z nas jakby Arkę Przymierza, ponieważ sprawia, że chwała Boża w postaci Ducha Świętego zstępuje i zamieszkuje w nas. Poprzez chrzest Jezus powołuje nas, byśmy podporządkowali świat Jego królewskiej chwale. I namaszcza nas na kapłana, abyśmy składali Mu duchową ofiarę swojego życia i miłości. Chrześcijaństwo spełnia w społeczeństwie funkcję zaczynu, o ile ludzie naprawdę wierzą w Jezusa Chrystusa, żyją Ewangelią, kochają Kościół i postępują, jak na uczniów Chrystusa przystało. Jeśli tak nie jest, religia staje się jedynie pewną formą autoterapii. Niestety, wielu z nas właśnie w ten sposób przeżywa swój chrzest.
Św. Małgorzata Bourgeoys brewiarz.pl Co musi się zdarzyć w naszym życiu byśmy zapragnęli je całkowicie odmienić? Z pewnością na pierwszym miejscu przychodzi nam do głowy jakaś graniczna sytuacja, coś tak spektakularnego, że po tym nic już nie będzie takie samo. W końcu jak radykalna odmiana, to i radykalny powinien być do niej powód, czyż nie? Otóż w przypadku dzisiejszej patronki ta intuicja kompletnie zawodzi. No chyba, że uznamy za przełomowy impuls do zmiany życia spojrzenie na figurę Maryi Niepokalanej w czasie procesji. Jeżeli jednak zupełnie nie widzicie państwo w tym wydarzeniu czegoś olśniewającego, to pozostaje nam wiara, że w tej niepozornej i zwyczajnej sytuacji dokonało się 7 października 1640 roku w życiu dzisiejszej świętej coś niepojętego. Coś tak głębokiego i definitywnego, że ta 20-letnia wówczas francuska szlachcianka zapragnęła bezdyskusyjnie poddać się woli Bożej. Jakakolwiek by nie była. Idąc za intuicją wstąpiła do wspólnoty w Troyes, która skupiała młode dziewczęta chcące poświęcić się nauczaniu dzieci w ubogich dzielnicach miasta. Tam pełniąc swoje zwyczajne obowiązki usłyszała o dopiero co powstałej w Montrealu fundacji Ville Marie. Usłyszała i zapragnęła wyruszyć z misjami za ocean. Przez kolejne 10 lat pragnienie to nie opuszczało bohaterki naszej dzisiejszej historii. Każdy inny na jej miejscu machnąłby na takie marzenie ręką uznając je za fanaberię, ale nie ona. Ona już wiedziała, że Bóg potrafi przemawiać w rzeczach niepozornych. Że intuicja jest szeptem Stwórcy w ludzkiej duszy. Dlatego czekała. I tak w roku 1652 spotkała pana de Maisonneuve, założyciela i zarządcę wielu charytatywnych dzieł w Nowej Francji, jak nazywano wtedy obecne tereny Kanady. Okazało się, że pilnie poszukuje on osób gotowych służyć dzieciom francuskich osadników i indiańskim sierotom. A kto nie byłby bardziej do tego gotowym, niż ktoś, kto marzy o tym od dekady. Efekt? W lutym 1653 roku nasza patronka wsiadła na okręt i wyruszyła do Nowego Świata, gdzie znalazła się po - bagatela - 8 miesiącach rejsu. Jeśli ta wyprawa nie skruszyła jej nieugiętej woli, to nie mogły tego również dokonać i zadania, które czekały na nią w Montrealu : odbudowa spalonego kościoła, praca w charakterze pielęgniarki, nauczycielki i opiekunki młodzieży, założenie i poprowadzenie pierwszej w mieście szkoły, w końcu powołanie nowego zgromadzenia, którego zadaniem byłoby prowadzenie wcześniej rozpoczętych inicjatyw. I tak w Kanadzie pojawiają się popularne tam do dziś marianki, czyli Siostry Naszej Pani i Matki Bożej z Notre Dame. Bohaterka naszej dzisiejszej historii umiera spełniona w Montrealu 12 stycznia 1700 roku. Spełniona, bo w swoim życiu poszła za głosem Boga, aż na kraj świata. Wiecie państwo o kim mowa? O św. Małgorzacie Bourgeoys.
Ze względów bezpieczeństwa, kiedy korzystasz z możliwości napisania komentarza lub dodania intencji, w logach systemowych zapisuje się Twoje IP. Mają do niego dostęp wyłącznie uprawnieni administratorzy systemu. Administratorem Twoich danych jest Instytut Gość Media, z siedzibą w Katowicach 40-042, ul. Wita Stwosza 11. Szanujemy Twoje dane i chronimy je. Szczegółowe informacje na ten temat oraz i prawa, jakie Ci przysługują, opisaliśmy w Polityce prywatności.