Słowa Najważniejsze

Niedziela 16 czerwca 2024

Czytania »

Andrzej Macura

|

16.06.2024 00:00 GN 24/2024 Otwarte

Jest nadzieja!

Tajemniczo brzmi wzięte z księgi proroka Ezechiela pierwsze czytanie tej niedzieli. O co chodzi z tym sadzeniem przez Boga cedrów? Obraz staje się jasny, gdy przeczytamy cały 17 rozdział księgi Ezechiela. To nawiązanie do zagadki, jaką Izraelowi każe zadać Bóg. Zagadki o dwóch orłach. Pierwszy przeszczepia i sadzi, a cedr staje się winoroślą! Drugi jest tym, ku któremu owa winorośl zaczyna kierować swe korzenie i gałęzie. Czytelnik nie musi rozwiązywać tej zagadki – prorok wyjaśnia, o co chodzi. To nawiązanie do wydarzeń poprzedzających zburzenie Jerozolimy przez Babilończyków. Zanim do tego doszło, Izrael (dokładniej Juda) już się poddał. Babilończycy deportowali wówczas co znaczniejszych obywateli do swojego kraju. W tej grupie był Ezechiel. Chodziło o to, by pozbawić kraj ludzi możnych i wykształconych, którzy mogliby stać się przywódcami buntu. Królem Judy okupanci mianowali Sedecjasza, swojego człowieka – jak im się wydawało. Tyle że Sedecjasz zaczął spiskować przeciw Babilończykom, szukając pomocy u Egipcjan. Prorok gani złamanie zawartego z Babilończykami przymierza. Skończyło się, jak wiadomo, ostatecznym zlikwidowaniem państwowości Judy i zburzeniem Jerozolimy wraz z jej świątynią. I w tym kontekście Bóg przez proroka zapowiada, że postąpi podobnie jak władca Babilonu: wzięty z wierzchołka wysokiego cedru pęd posadzi w ziemi i sprawi, że się rozrośnie, stając się mieszkaniem dla wielu ptaków. Bóg założy nowe królestwo, Nowego Izraela, z władcą po swojej myśli. I to królestwo stanie się dla wielu schronieniem. Chrześcijanie widzą w tym proroctwie zapowiedź tego królestwa, które zapoczątkował Jezus Chrystus. Jest ono domem dla wszystkich – żydów i pogan – którzy w Chrystusa wierzą, przyjmują Go jako swojego Króla. A Bóg sprawił, że z początku małe i liche – bo czymże była garstka uczniów Jezusa wobec wielkiego społeczeństwa Izraela – rozrosło się na cały świat. I dziś wyznawcą Chrystusa jest co trzeci mieszkaniec naszego globu. Dla nas, chrześcijan XXI wieku, tak często zasmuconych pustoszejącymi kościołami, to źródło wielkiej nadziei. Nam się nie udaje, ale Ten, „który sprawia, że drzewo zielone usycha, który zieloność daje drzewu suchemu”, w każdej chwili może sprawić, że usychające na nowo wybuchnie świeżą zielenią.

Czytania »

o. Wojciech Jędrzejewski OP

|

16.06.2024 00:00 GOSC.PL

Nierozdzielni

Ez 17, 22-24

Ja jestem Pan, który poniża drzewo wysokie, który drzewo niskie wywyższa (Ez 17,24)

Najwyższą radością Boga jest być naszą wielkością. „Wezmę wierzchołek z wysokiego cedru i zasadzę, z najwyższych jego pędów ułamię gałązkę i zasadzę ją na górze” (Ez 17,22). Bóg zapuszcza korzenie splatając je z korzeniami góry. Szczyt Jego potęgi z radością zstępuje na wzniesienie ludzkiej tęsknoty. Stąd wzbija się wysoko, tworząc jedność mistycznego krajobrazu - On w nas, a my w Nim. Bóg pragnie urosnąć w nas, uznając, że jesteśmy wymarzonym miejscem dla objawienia Jego pełni. On jest drzewem, które obejmuje majestat góry - aby podkreślić jej piękno. Nigdy człowiek nie jest tak zachwycająco wielki, jak wówczas, gdy w pokorze odnajduje swoją pełnię w Stwórcy. Drzewo - Bóg i góra - człowiek - tworzą rozkoszny i życiodajny mikroklimat. Sprzyja on wszelkiej witalności i bezpieczeństwu rozwoju. „Wszelkie ptactwo pod nim zamieszka, wszystkie istoty skrzydlate zamieszkają w cieniu jego gałęzi". (Ez 17, 23). Gdy żyjemy naszą jednością z Nim - nierozdzielni - stajemy się zaproszeniem dla innych, by znaleźli przy nas schronienie pełne pokoju i rozwinęli skrzydła. 
 

Czytania »

Pielgrzymi, nie włóczędzy

 

1.„Jesteśmy pielgrzymami, z daleka od Pana”. Taki jest nasz ludzki los, czy raczej powołanie. Różnica między włóczęgą a pielgrzymem jest znacząca, choć zewnętrznie obaj mogą wyglądać podobnie. Włóczęga błąka się bez celu, pielgrzym wie, dokąd zmierza. Owszem, pielgrzym może zwątpić w swoje siły, ale zna kierunek. Może czuć się samotny, bo jest wciąż daleko od Boga. Może nawet pomylić drogę, zabłądzić, upaść, ale wie, że istnieje droga prowadząca do celu. W każdym razie jej szuka. Pielgrzym jest człowiekiem nadziei, podejmuje wciąż od nowa wędrówkę.

2.„Według wiary, a nie dzięki widzeniu postępujemy”. Nasze wędrowanie przez życie opiera się na wierze, nie na pewności wiedzy. Wiara sięga dalej, poza horyzont ścisłego racjonalizmu. Wiara jest zaufaniem drodze, której końca nie widać. „Wiara zawiera zawsze coś z wielkiej przygody, zrywu i skoku, bo zawsze jest ryzykiem, że się przyjmie jako rzeczywiste i podstawowe to, czego bezpośrednio nie widać” (J. Ratzinger). Bóg pozostanie dla nas na ziemi niewidzialny. Wierzyć oznacza zaufać Komuś, kto przekracza dostępny nam świat. Nie możemy zobaczyć Boga, ale ufamy – dzięki wierze – że On patrzy na nas. Co więcej, troszczy się i pyta nas. Wierzyć oznacza odpowiedzieć na to spojrzenie, troskę i pytanie Boga.

3.„Wszyscy bowiem musimy stanąć przed trybunałem Chrystusa, aby każdy otrzymał zapłatę za uczynki dokonane w ciele, złe lub dobre”. Wiara rodzi się jako odpowiedź na wezwanie Boga płynące spoza naszego świata. To wezwanie słyszymy w sumieniu. Czujemy powinność, która każe nam wybierać dobro, a odrzucać zło. Ten głos moralnego wezwania nie może być kwestią genów, procesów w mózgu czy dziedzictwa kultury. Etyczny nakaz sumienia pochodzi spoza nas, od KOGOŚ, kto stale mówi nam, że jesteśmy odpowiedzialni za życie, za nasze wybory. Nie tylko wobec historii czy innych ludzi, ale wobec Boga. Wizja sądu ostatecznego wydaje się nieraz zbyt przerażająca i nie do pogodzenia z obrazem Boga, który odsłonił przed nami Jezus. „Postępowi” teologowie ulegają pokusie kwestionowania Bożej sprawiedliwości. Benedykt XVI w encyklice Spe salvi uczy, że obraz sądu ostatecznego jest obrazem nadziei. „Bóg jest sprawiedliwością i zapewnia sprawiedliwość. To jest nam pociechą i nadzieją. Jednak w Jego sprawiedliwości zawiera się również łaska. Dowiadujemy się o tym, kierując wzrok ku Chrystusowi ukrzyżowanemu i zmartwychwstałemu. Obie – sprawiedliwość i łaska – muszą być widziane w ich właściwym wewnętrznym związku. Łaska nie przekreśla sprawiedliwości. Nie zmienia niesprawiedliwości w prawo. Nie jest gąbką, która wymazuje wszystko, tak że w końcu to, co robiło się na ziemi, miałoby w efekcie zawsze tę samą wartość”. Nadzieja jest w tym, że sądzić nas będzie Chrystus, który jako człowiek poznał smak „wędrowania w ciele”. On jest w pewnym sensie jednym z nas. Zamiast się bać, warto tak żyć, aby się Jemu podobać. Czyli podejmując życiowe wybory, przykładać do wszystkiego Jego miarę, a więc pytać: „co powiedziałby na to Pan?”.

Czytania »

Cierpliwość ziarna

We współczesnym świecie ideałem nie jest dobro, lecz sukces. Biedny człowiek może być dobry, ale współcześni i tak będą go uważać za nieudacznika, ponieważ nie odniósł sukcesu. Bałwochwalstwo doczesnego sukcesu wygląda tak: to, co cenimy, nagradzamy prestiżem i bogactwem, a następnie aranżujemy całą resztę wokół tej rzeczy. Jak każdy bożek, ten sukces wymaga zrytualizowanej ofiary. Jest to ofiara osobista, gdy porzucamy relacje stające na przeszkodzie doczesnym osiągnięciom lub nigdy ich nie nawiązujemy. Ponadto jest to ofiara z czasu przeznaczonego dla przyjaciół i rodziny.

Nowa ewangelizacja nie znosi filozofii sukcesu i wydajności. Jezus wyjaśnił to w przypowieści o ziarnku gorczycy, z którego powoli, przy odrobinie cierpliwości i wytrwałości, wyrośnie wielkie drzewo. Zbyt często ulegamy w naszym duszpasterskim działaniu nerwicy zapotrzebowania na oglądanie od razu okazałych efektów naszych starań. Pożądanie sukcesu sprawia, że troskę o osoby mylimy z troską o statystyki. Ziarno gorczycy potrzebuje powolnego wzrostu i sprzyjających warunków przemiany oraz opanowania sztuki oczekiwania na dojrzałość. Tego wymaga dobro osoby pokochanej przez Boga. Trzeba ewangelizować nadchodzące pokolenia, lecz „sukces nie jest imieniem Boga”. Ewangelizacja nie może oznaczać przyciągnięcia natychmiast, za pomocą wyszukanych sposobów, wielkich tłumów oddalonych od Kościoła. Wielkie rzeczy zaczynają się zazwyczaj od małego ziarenka. Ruchy mas są zawsze zwodnicze. Ewangeliczna przypowieść o maleńkim ziarnku gorczycy, przeobrażającym się powoli i cierpliwie w duże i dojrzałe drzewo – oto metodologia działania Jezusa. W tym sensie winniśmy – jak powtarzał nam papież Benedykt XVI – „patrzeć spokojnie w przyszłość, bo jest pewne, że Pan nie porzuci swego Kościoła”.

Mistyczne Ciało wyrasta z maleńkiego ziarna gorczycy i przeradza się we wspaniałe Drzewo Życia. Jego wzrost nie jest wywoływany przez ludzkie czynniki, z których ono się składa. Gdyby tak było, drzewo dawno już by runęło na ziemię. Źródłem jego rozwoju jest żywotna więź wiernych z Chrystusem. Czerpią oni z Niego dla siebie moc, powoli przemieniającą ten świat. W Kościele pierwotnym drogą powolnego, niemniej skutecznego stawania się chrześcijaninem oraz inicjacji eklezjalnej był katechumenat. Kandydaci do chrztu musieli odbyć kilkuletni kurs poznania wiary w Chrystusa i życia zgodnego z nią we wspólnocie. Święty Ambroży inicjację tę porównywał do przygotowania chleba. Jak ziarna rozproszone na polu należy zebrać, zemleć na mąkę, wymieszać z wodą i drożdżami, po czym wypiec w ogniu, tak też katechumeni potrzebują przejść okres trudu przygotowania przedchrzcielnego, aby zostać zanurzonymi w wodach chrztu i przez ogień Ducha Świętego uformować jedno ciało Chrystusa, to jest Kościół. Jak wiele do powiedzenia ma nam, tracącym misyjną cierpliwość i panikującym z powodu liczb, nasz Pan w metaforze ziarna. Siła ziarna leży w nim samym, a nie w czynności machania ręką przez siewcę. Nasz Pan patrzy na każde wzrastające źdźbło, a nie na hektary zasiewu.

Czytania »

Św. Lutgarda z Tongern

Miała 12 lat, gdy zwyczajem średniowiecznym została oddana na wychowanie do klasztoru sióstr benedyktynek św. Katarzyny w okolicach Limburga. Uczyła się pilnie, ale zupełnie nie czuła, by jej powołaniem było życie zakonne. Co więc się stało, że jako 18-latka złożyła jednak profesję zakonną, a ledwie po kolejnych pięciu latach została przeoryszą? Otóż w życie naszej patronki po prostu wszedł Chrystus. Ale nie w przenośni czy też metaforycznie – wszedł jak najbardziej dosłownie, wywracając jej dotychczasowe myślenie o świecie i życiowych celach do góry nogami. Można śmiało powiedzieć, że w jej przypadku to nie tyle ona usilnie szukała Boga, co Bóg bardzo chciał, by została mistyczką. I na dowód potwierdzający tę tezę, mamy w Kościele po dziś dzień, to jest od ponad 800 lat, Modlitwę Dworu Niebieskiego. Modlitwa została dzisiejszej patronce dana w jednym z objawień przez samego Boga ze słowami: "Ja wyślę do chrześcijan modlitwę, która ma być odmawiana na moją cześć i której nagrodą będę Ja sam". Zainteresowanych odsyłam do internetu, bo modlitwa ta jest dość obszerna – to coś na kształt medytacji czy też litanii, w czasie której rozważane są te wszystkie wielkie dzieła Boże, które dokonały się w Jezusie Chrystusie, a których na co dzień nie dostrzegamy. Z tej też przyczyny padają w niej słowa:   „Bardzo żałuję, że (...) rozeznawałem dotychczas bezmiaru Twojej miłości. Nie okazywałem wdzięczności za Twoje trudy i cierpienia. Ofiaruję Ci więc tę niegodną moją modlitwę, ażeby przez nią oddawać cześć Twojemu najświętszemu życiu, męce i śmierci, uczcić wszystkie Twe lata, dni i godziny, poświęcone wybawieniu zagubionej i grzesznej ludzkości. (...) Ofiaruję Ci tę modlitwę z miłości do Ciebie, jako Pana i Boga mojego, i z wdzięczności, że przez swoją męczeńską śmierć krzyżową otworzyłeś mi bramy niebios”. Owe bramy niebios nie padają w kontekście tej modlitwy i naszej dzisiejszej patronki przypadkowo – jako mistyczka wielokrotnie doznawała bowiem przez całe swoje życie licznych spotkań z Chrystusem, Maryją i duszami czyśćcowymi, o czym zaświadczył dominikanin, ojciec Tomasz z Cantimpré, który znał ją osobiście i spisał jej żywot. W owych spotkaniach w niczym nie przeszkodził jej nawet fakt, że przez ostatnie 11 lat życia była zupełnie pozbawiona wzroku, w końcu to, co naprawdę ważne dostrzegała sercem. To w nim także wypraszała liczne łaski uzdrawiania chorych i nawracania grzeszników. Była także prekursorką nabożeństwa do Najświętszego Serca Jezusowego. Gdy posty i umartwienia, które praktykowała w swoim macierzystym klasztorze benedyktynek uznała za zbyt lekkie, przeniosła się do mających surowszą regułę cystersek w Aywières w pobliżu Brukseli. Tam też zmarła 16 czerwca 1246 roku. Kto taki? Św. Lutgarda z Tongern, najstarszego miasta w Belgii, w którym przyszła na świat 64 lata wcześniej.

Ze względów bezpieczeństwa, kiedy korzystasz z możliwości napisania komentarza lub dodania intencji, w logach systemowych zapisuje się Twoje IP. Mają do niego dostęp wyłącznie uprawnieni administratorzy systemu. Administratorem Twoich danych jest Instytut Gość Media, z siedzibą w Katowicach 40-042, ul. Wita Stwosza 11. Szanujemy Twoje dane i chronimy je. Szczegółowe informacje na ten temat oraz i prawa, jakie Ci przysługują, opisaliśmy w Polityce prywatności.