Wodę będziesz pił z potoku, krukom zaś kazałem, żeby cię tam żywiły (1 Krl 17,4)
Warunki zewnętrzne mogą na to nie wskazywać, ale w samym środku kryzysu Bóg dokonuje już rzeczy nowej. W samym środku klęski żywiołowej Bóg troszczy się o swojego proroka. Najpierw nakazał Eliaszowi, by oznajmił Achabowi, że „nie będzie w tych latach ani rosy, ani deszczu”, a następnie polecił mu: „Odejdź stąd i udaj się na wschód, aby ukryć się przy potoku Kerit, który jest na wschód od Jordanu”. Tam – jak mówi dzisiejsze słowo - „kruki przynosiły mu rano chleb i mięso wieczorem, wodę zaś pił z potoku”.
Warunki zewnętrzne rzadko wskazują na to, że gdzieś - poza kamerami, zasięgami social mediów i mądrych analiz danych statystycznych – dokonują się rzeczy, o jakich nie śniło się filozofom. W ostatnich tygodniach słuchałem opowieści osób, wyjeżdżających do krajów muzułmańskich, by tam głosić Ewangelię. W jednym z nich, gdzie odsetek chrześcijan wynosi 0,01 proc., skończyła się właśnie 67. edycja kursu Alpha. W innym kilka tysięcy młodych osób przyszło na spotkanie ewangelizacyjne, choć groziło to represjami. W jeszcze innym młody muzułmanin pukał do drzwi domu, w którym – jak usłyszał – dowie się czegoś o Jezusie. Początkowo nie chciano go wpuścić z obawy przed prowokacją. Gdy w końcu otwarto mu drzwi, przyznał, że ten adres wskazała mu postać we śnie… Rzeczy dzieją się. Nawet gdy warunki zewnętrzne na to nie wskazują.
Jezus, widząc tłumy, wyszedł na górę. A gdy usiadł, przystąpili do Niego Jego uczniowie. Wtedy otworzył usta i nauczał ich tymi słowami:
Błogosławieni ubodzy w duchu, albowiem do nich należy królestwo niebieskie.
Błogosławieni, którzy się smucą, albowiem oni będą pocieszeni.
Błogosławieni cisi, albowiem oni na własność posiądą ziemię.
Błogosławieni, którzy łakną i pragną sprawiedliwości, albowiem oni będą nasyceni.
Błogosławieni miłosierni, albowiem oni miłosierdzia dostąpią.
Błogosławieni czystego serca, albowiem oni Boga oglądać będą.
Błogosławieni, którzy wprowadzają pokój, albowiem oni będą nazwani synami Bożymi.
Błogosławieni, którzy cierpią prześladowanie dla sprawiedliwości, albowiem do nich należy królestwo niebieskie.
Błogosławieni jesteście, gdy wam urągają i prześladują was i gdy z mego powodu mówią kłamliwie wszystko złe o was. Cieszcie się i radujcie, albowiem wielka jest wasza nagroda w niebie. Tak bowiem prześladowali proroków, którzy byli przed wami.
Jezus, widząc tłumy, wyszedł na górę. (Mt 5,1)
Zobaczył tłumy. Zobaczył człowieka. Mówi do nas i o nas... Patrzy na Ciebie i mówi o Tobie: błogosławiona... błogosławiony... Nie potrafimy poddać się tym słowom. Nie umiemy uwierzyć w swoją świętość. Szukamy ideałów i życiowego idealizmu, nie umiejąc zaakceptować swojej niedoskonałości. Przeszkadza nam ona i uwiera. Jak odcisk lub obtarcie, jątrzące się coraz bardziej wraz z pokonywaniem kolejnych kilometrów życiowej drogi. Chcąc dobrze wypaść, co chwila wkładamy kolejną modną i czystą parę butów. Liczy się to, jak będą na nas patrzeć; a nie to, czy przejdziemy drogę. Droga błogosławieństw to droga niedoskonałości, pokonywana cierpliwością i miłością Boga. Inni mogą tego nie zauważyć, ale On na pewno to widzi.
Ewangelia z komentarzem. Zobaczył tłumy. Zobaczył człowieka. Mówi do nas i o nas...
Zobacz: Teksty dzisiejszych czytań
Dzisiejszy patron mógłby właściwie zostać przez nas niezauważony. W końcu mowa o młodym Florentczyku, który urodził się pod koniec 1355 lub na początku 1356 roku i swoje życie związał z dominikanami. Tu otrzymał święcenia kapłańskie, tu wcześnie wybrano go przeorem w Santa Maria Novella. Mianowany wikariuszem generalnym z zadaniem przygotowania reformy, wywiązał się z tego znakomicie. Tak dobrze, że w roku 1393 został wikariuszem dla wszystkich zreformowanych domów na terenie całej Italii. Zasłynął jako kaznodzieja, był doradcą papieża Grzegorza XII i arcybiskupem Dubrownika. Zmarł 10 czerwca 1419 roku. To tyle o dzisiejszym patronie, punktów zaczepienia w jego życiorysie brak. No chyba, że wspomnimy o tym, że się jąkał – bo istotnie płynność jego mowy pozostawiała sporo do życzenia. On tymczasem, zupełnie tym nie zniechęcony, jak gdyby nigdy nic wstąpił do najbardziej wygadanej wspólnoty zakonnej – Zakonu Kaznodziejskiego. Ktoś powie, że pewnie był bogaty z domu i politycznie było go przyjąć. Albo, że dominikanie potrzebowali też „milczących wołów”, by korzystając z ich wiedzy inni, ci bardziej wygadani współbracia, mogli kaznodziejsko błyszczeć. Tak oczywiście być mogło, ale nie w przypadku dzisiejszego patrona, który choć – jak to już zostało powiedziane – okrutnie się jąkał, to został wielkim kaznodzieją. Jak to możliwe? Okazuje się, że dla Boga nie ma rzeczy niemożliwych, szczególnie, gdy o przysługę poprosi go święty. A właściwie święta - Katarzyna ze Sieny – którą bohater naszej niepozornej historii osobiście poznał, której nauczaniem się zachwycił, i za wstawiennictwem której rozwiązał mu się język. A gdy już się rozwiązał, to właściwie nie przestawał już odtąd chwalić Boga. I tutaj jest miejsce na ową drugą intrygująca rzecz związaną ze wspominanym dzisiaj patronem. Chodzi o to co i z jakim żarem głosił. „Wiara i nadzieja mają swoją podstawę tylko w ludziach, miłość zaś w Bogu; wiara może góry przenosić, miłość zaś góry i niebo, i ziemię stwarza; wiara zachęca stworzenia, aby pilnie usiłowały dążyć do raju - miłość prosi Boga, by jak płomień zstąpił na ziemię, tak aby człowiek drogą Jego miłości mógł dojść do nieba. Wiara mówi: służ, człowieku, Bogu twojemu, tak jak się należy, a miłość: Ty, Boże, stań się człowiekiem i służ człowiekowi, bo jest Ci winien więcej, niż posiada. Wiara mówi: pukaj, człowieku, do nieba, by ci otworzono. A miłość: rozedrzyj, Boże, niebo, aby się otwarło dla człowieka. Wiara uczy człowieka umierać dla miłości Boga, miłość zaprasza Boga, aby jako Bóg umarł dla człowieka i jako człowiek dla Boga swego. Wiara człowiekowi ukazuje Boga z daleka, miłość przyprowadza człowieka do Boga i jak Boga czyni człowiekiem, tak człowieka czyni Bogiem. Wierze podlegają słudzy, miłości - synowie, święci i umiłowani.” Konia z rzędem temu, kto w tych słowach rozpozna zacinającego się młodego chłopaka, który pewnego dnia stanął na dominikańskiej furcie prosząc o przyjęcie do wspólnoty. Jako się rzekło: „Dla Boga nie ma nic niemożliwego”. Kto został tak hojnie obdarowany przez Boga? Bł. Jan Banchini (zwany także Janem Dominici od imienia jego ojca, Dominika).
Ze względów bezpieczeństwa, kiedy korzystasz z możliwości napisania komentarza lub dodania intencji, w logach systemowych zapisuje się Twoje IP. Mają do niego dostęp wyłącznie uprawnieni administratorzy systemu. Administratorem Twoich danych jest Instytut Gość Media, z siedzibą w Katowicach 40-042, ul. Wita Stwosza 11. Szanujemy Twoje dane i chronimy je. Szczegółowe informacje na ten temat oraz i prawa, jakie Ci przysługują, opisaliśmy w Polityce prywatności.