Trawa uschła, a kwiat jej opadł, słowo zaś Pana trwa na wieki (1P 1, 24b-25a)
Wystarczy otworzyć komputer, by poczuć przesyt i znużenie. Fale słów zalewają nas ze wszystkich stron. Większość jest jak natrętne owady – narzucają się, osaczają, niektóre nawet kąsają, ale ostatecznie przemijają bez śladu, zabierając ze sobą naszą straconą energię i czas, czasem trochę nieprzyjemnych emocji. Nikt się z nimi nie liczy, bo i po co?
Inne mają moc uwodzenia. Gładkie, pociągające, wydaje się, że trafiają prosto w serce. Każą za sobą podążać, ale prowadzą do ślepych ulic, okazują się pięknie opakowanym kłamstwem. Czy mijają bez śladu? Niestety, zostawiają za sobą rany.
Są też i takie, które pobudzają do dobra, karmią duszę, stawiają istotne pytania, ale trudno się im przebić. Ich zresztą też bywa zbyt wiele, a wybór najważniejszych wcale nie jest łatwy.
Nadmiar słów bez pokrycia to znak charakterystyczny naszej kultury, nazywanej przez niektórych – o ironio! – obrazkową. Zapychani jesteśmy nimi aż do przekarmienia. Zamiast prowadzić, tworzą chaos. Zamiast wyjaśniać, wrzucają w ciemność. Zamiast porządkować, wywołują zgiełk. Dlaczego więc im wierzymy?
Cenimy uschłą trawę, zwiędnięte kwiaty, choć dane nam zostało Słowo życia, trwające na wieki. Słowo, które ocala, daje nadzieję i zbawia, jest skuteczne i twórcze. Słowo, które jest dziełem Boga.
Uczniowie byli w drodze, zdążając do Jerozolimy. Jezus wyprzedzał ich, tak że się dziwili; ci zaś, którzy szli za Nim, byli strwożeni. Wziął znowu Dwunastu i zaczął mówić im o tym, co miało Go spotkać: «Oto idziemy do Jerozolimy. A tam Syn Człowieczy zostanie wydany arcykapłanom i uczonym w Piśmie. Oni skażą Go na śmierć i wydadzą poganom. I będą z Niego szydzić, oplują Go, ubiczują i zabiją, a po trzech dniach zmartwychwstanie».
Wtedy podeszli do Niego synowie Zebedeusza, Jakub i Jan, i rzekli: «Nauczycielu, pragniemy, żebyś nam uczynił to, o co Cię poprosimy».
On ich zapytał: «Co chcecie, żebym wam uczynił?»
Rzekli Mu: «Daj nam, żebyśmy w Twojej chwale siedzieli jeden po prawej, a drugi po lewej Twej stronie».
Jezus im odparł: «Nie wiecie, o co prosicie. Czy możecie pić kielich, który Ja mam pić, albo przyjąć chrzest, którym Ja mam być ochrzczony?»
Odpowiedzieli Mu: «Możemy».
Lecz Jezus rzekł do nich: «Kielich, który Ja mam pić, wprawdzie pić będziecie; i chrzest, który Ja mam przyjąć, wy również przyjmiecie. Nie do Mnie jednak należy dać miejsce po mojej stronie prawej lub lewej, ale dostanie się ono tym, dla których zostało przygotowane».
Gdy usłyszało to dziesięciu pozostałych, poczęli oburzać się na Jakuba i Jana. A Jezus przywołał ich do siebie i rzekł do nich:
«Wiecie, że ci, którzy uchodzą za władców narodów, uciskają je, a ich wielcy dają im odczuć swą władzę. Nie tak będzie między wami. Lecz kto by między wami chciał się stać wielkim, niech będzie sługą waszym. A kto by chciał być pierwszym między wami, niech będzie niewolnikiem wszystkich. Bo i Syn Człowieczy nie przyszedł, aby Mu służono, lecz żeby służyć i dać swoje życie jako okup za wielu».
Bo i Syn Człowieczy nie przyszedł, aby mu służono, lecz żeby służyć i dać swoje życie jako okup za wielu. (Mk 10,45)
Fragment dzisiejszej Ewangelii to program na nasze, chrześcijańskie życie. Nie walka o władzę, nie walka o pozycję, ale pokora. Jezus odwraca myślenie ludzi Mu współczesnych o Nim samym. Pokazuje się nie jako lider, lecz sługa. Tłumaczy im, że służba jest drogą, która prowadzi do Boga. Co to znaczy służyć? To znaczy kochać. Ten, kto kocha, nie czeka na dar, ale sam staje się darem. Sam podejmuje wysiłek, by czynić dla innych jak najwięcej.
Ewangelia z komentarzem. Co to znaczy służyć?
Zobacz: Teksty dzisiejszych czytań
Wiele o człowieku mówią jego oczy. I gdyby mogli tylko państwo zobaczyć zdjęcie dzisiejszej patronki, to wszystkie słowa na temat jej życia byłyby zbędne. Bo w tych oczach jest miłość i radość. Zresztą nawet ona sama dostrzegała, że jej niezwykłą siłą jest pogoda ducha, jednak jej źródła nie upatrywała bynajmniej w swoim charakterze. Twierdziła, że jest to dar, świadectwo więzi z Chrystusem, niezwykle potrzebne ludziom w tym czasie, w jakim przyszło jej żyć. A św. Urszula Ledóchowska żyła na przełomie wieku XIX i XX, była świadkiem skutków rewolucji przemysłowej i spustoszeń jakie poczyniła pierwsza wojna światowa. Doświadczyła życia emigrantki z arystokratycznej rodziny i jednocześnie poznała potworną biedę mieszkańców odradzającej się Rzeczypospolitej. W tym tyglu historycznych i społecznych zmian jej wewnętrzna radość była powszechnie dostrzegana i podziwiana. Św. Urszula Ledóchowska, jeszcze kiedy nosiła zwyczajne imię Julia, w atmosferze rodzinnego domu zdobyła wykształcenie, świadomość religijną oraz narodową i najcenniejszy z darów – empatię. Nieprzypadkowo spośród siedmiorga rodzeństwa aż troje swoje życie ofiarowało Bogu – w tym także i Julia, która w wieku 21 lat, w roku 1886, wstąpiła do krakowskich urszulanek. Nie chciała jednak zamykać się w klasztorze, jej serce domagało się działania, które podobałoby się Bogu i odpowiadało na potrzeby czasu. Skoro "dziś świat unika zakonów, więc zakony powinny iść między ludzi", mawiała i za zgodą papieża ruszyła do Rosji, by utworzyć tam internat i szkołę dla młodzieży polskiej. Idea ta tak dobrze się rozwinęła, że rosyjskie władze szybko pozbyły się przedsiębiorczej siostry. Na jej szlaku emigracyjnej tułaczki pojawiła się więc Finlandia, Szwecja, Dania. Wszędzie gdzie trafiała towarzyszył jej zapał, radość i dzieła, które skierowane były do wszystkich społecznie wykluczonych, w szczególności zaś polskich dzieci i młodzieży. W roku 1920 dzisiejsza patronka powróciła w końcu do wolnej Polski i osiadła w Pniewach koło Poznania, gdzie założyła Zgromadzenie Sióstr Urszulanek Serca Jezusa Konającego (urszulanek szarych). Siostry były wszędzie tam, gdzie potrzebne były ręce do pracy – w internatach, szkołach, kuchniach ludowych, na przedmieściach wielkich miast. Dosłownie "wtapiały się w środowisko", w którym miały pomagać, a żeby nikt nie miał wątpliwości, co do ich charyzmatu, habit sióstr szarych urszulanek wzorowany był na fartuchu służącej. Ciężka praca z radością w oczach. Taką zapamiętano św. Urszulę Ledóchowską i tak też, jako "świętą niosącą Bożą radość", żegnano ją 29 maja 1939 roku.
Ze względów bezpieczeństwa, kiedy korzystasz z możliwości napisania komentarza lub dodania intencji, w logach systemowych zapisuje się Twoje IP. Mają do niego dostęp wyłącznie uprawnieni administratorzy systemu. Administratorem Twoich danych jest Instytut Gość Media, z siedzibą w Katowicach 40-042, ul. Wita Stwosza 11. Szanujemy Twoje dane i chronimy je. Szczegółowe informacje na ten temat oraz i prawa, jakie Ci przysługują, opisaliśmy w Polityce prywatności.