Gdy Adam spożył z drzewa, Pan Bóg zawołał na niego i zapytał go: „Gdzie jesteś?” (Rdz 3,9)
Gdzie był Bóg? Od czasu Holocaustu to pytanie stało się mottem człowieka, który chce osądzać Boga za Jego „milczenie”. Benedykt XVI w 2006 roku w obozie Auschwitz mówił: „Nie obronimy w ten sposób człowieka, przeciwnie – przyczynimy się do jego zniszczenia”. Ale w tym samym przemówieniu dał do zrozumienia, że pytanie „gdzie był Bóg” jest nie tylko zrozumiałe, ale jest wręcz konieczne. „W miejscu takim jak to, brakuje słów, a w przerażającej ciszy serce woła do Boga: Panie, dlaczego milczałeś? Dlaczego na to przyzwoliłeś?”. I dalej przyznał, że „ostatecznie powinniśmy wytrwale, pokornie, ale i natarczywie wołać do Boga: Przebudź się! Nie zapominaj o człowieku, którego stworzyłeś!”. Ważna jest jednak puenta: „To nasze wołanie do Boga winno jednocześnie przenikać i przemieniać nasze serca, aby obudzić ukrytą w nas obecność Boga”. Francuscy Żydzi ocalali z Holokaustu, napisali w miejscu, w którym się ukrywali, takie słowa: „Ja wierzę w słońce, nawet kiedy ono nie jest widoczne. Ja wierzę w miłość, nawet kiedy ja nie mam miłości. Ja wierzę w Boga, nawet kiedy Bóg milczy".
Jak to się ma do dzisiejszego I czytania? Odwraca perspektywę. Po grzechu Adama to Bóg pyta go: „Gdzie jesteś?”. To Bóg ma prawo mieć pretensję do człowieka, który zdradził i ze wstydu schował się przed Tym, który dał mu wszystko. Pytanie Boga do człowieka – gdzie jesteś? – nie jest jednak osądem, oskarżeniem. Jest pełnym wyzwolenia gestem dającym nadzieję. Po Holocauście, po zbrodniach komunizmu, po wojnie na Ukrainie, po moim i twoim grzechu – to Bóg ma prawo pytać: Gdzie był człowiek?
Obok krzyża Jezusa stały: Matka Jego i siostra Matki Jego, Maria, żona Kleofasa, i Maria Magdalena. Kiedy więc Jezus ujrzał Matkę i stojącego obok Niej ucznia, którego miłował, rzekł do Matki: „Niewiasto, oto syn Twój”. Następnie rzekł do ucznia: „Oto Matka twoja”. I od tej godziny uczeń wziął Ją do siebie.
Oto Matka twoja. (J 19,27)
Maryja stojąca obok krzyża, obok Jezusa, obok człowieka. Trwająca. Jakkolwiek byśmy Cię dzisiaj malowali: śniadą czy ciemną, młodą lub starszą, jako Indiankę lub Eskimoskę. W jakiejkolwiek spotkalibyśmy Cię chwili: jako brzemienną, rodzącą, towarzyszącą czy słuchającą. Jakimkolwiek tytułem byśmy się do Ciebie zwracali: Matki Częstochowskiej czy z Guadalupe, Królowej, Służebnicy, Lekarki lub Pocieszycielki.
Zawsze będziesz moją Matką, naszą Matką. Matką Kościoła. Znakiem niezawodnej nadziei w pielgrzymce do Twego Syna. Jak uczy i przypomina nam św. Bernard: „Nigdy nie słyszano, abyś opuściła tego, kto się do Ciebie ucieka, Twej pomocy wzywa, Ciebie o przyczynę prosi”. Matko Kościoła, módl się za nami.
Ewangelia z komentarzem. Zawsze będziesz moją Matką, naszą MatkąZobacz: Teksty dzisiejszych czytań