Wówczas Izajasz, syn Amosa, posłał Ezechiaszowi oświadczenie: Tak mówi Pan, Bóg Izraela: Wysłuchałem tego, o co się modliłeś do Mnie w sprawie Sennacheryba, króla Asyrii. (2 Krl 19,20)
Usłyszałam niedawno: „Bozia mnie wysłuchała”. I choć może takich zdań nie słyszymy już zbyt często, to zastanawiam się czy owego obrazu malutkiej „Bozi” nie nosimy wciąż gdzieś głęboko w nas, zapominając z jak potężnym Bogiem mamy do czynienia. Przecież kto nie chciałby mieć za najlepszego przyjaciela, Tego, który z zazdrosnej miłości (w.31) zabił 185 tys. wrogów, by ocalić całe miasto przez wzgląd na jednego, umiłowanego człowieka…? A jednak, jak często zdajemy się na nasze ograniczone możliwości, zamiast zwrócić się do dobrego Boga, wiemy tylko my sami. Na szczęście nawet jeśli w codzienności zapominamy o naszym Obrońcy, On o nas pamięta i jest nam wierny. Kochając nas do szaleństwa, zawsze wysłuchuje naszych modlitw (w.20) i odpowiada w najlepszy dla nas sposób. Oby dzisiejsze czytanie stało się dla nas zachętą do głębszego poznawania natury Boga, które będzie obfitować dojrzałą relacją z Najwyższym.
Jezus powiedział do swoich uczniów:
«Nie sądźcie, abyście nie byli sądzeni. Bo takim sądem, jakim sądzicie, i was osądzą; i taką miarą, jaką wy mierzycie, wam odmierzą.
Czemu to widzisz drzazgę w oku swego brata, a nie dostrzegasz belki we własnym oku? Albo jak możesz mówić swemu bratu: Pozwól, że usunę drzazgę z twego oka, podczas gdy belka tkwi w twoim oku? Obłudniku, usuń najpierw belkę ze swego oka, a wtedy przejrzysz, ażeby usunąć drzazgę z oka twego brata».
Gdy belka [tkwi] w twoim oku… (Mt 7,4)
Ludzkie sądzenie jest dlatego zgubne, że opiera się często na powierzchownych przesłankach i domysłach. Co więcej, bazuje ono na naszych osobistych doświadczeniach i przemyśleniach. Mówimy: sądzić swoją miarą.
Taki osąd jest instrumentem dalece niedoskonałym, bo nie potrafi sięgnąć do serca człowieka, którego ocenia. Czy zatem posługiwanie się takim narzędziem ma sens? A gdyby Bóg sądził nas po pozorach? Jezus nam wskazuje, że zmianę najlepiej zacząć od siebie, bo mamy wgląd we własne wnętrze i możemy w nim dostrzec zarówno dobro, jak i grzech. Jeśli zrozumiemy, że drugi człowiek jest podobny do nas w słabości, wtedy też mamy szansę być bardziej powściągliwymi w sądzeniu braci.
Ewangelia z komentarzem. A gdyby Bóg sądził nas po pozorach?
Kto pod koniec czerwca nie marzy już o wakacyjnej ciszy i spokoju? Jedni mają nadzieje znaleźć to nad morzem, inni na jeziorach lub w lesie. A dzisiejszy patron ciszy i spokoju szukał na wysokości 1270 metrów na zboczu Montevergine, gdzie zbudował sobie nawet stosowną pustelnię. Dlaczego wybrał akurat "Górę Maryi" w południowych Włoszech? Bo w XI wieku ludzie nie mieli zwyczaju żyć w takich miejscach, co zwiększało szansę na ów wymarzony stan odosobnienia. Poza tym bohater naszej dzisiejszej historii został do tego kroku zachęcony przez innego świętego. Spotkali się w pobliżu Brindisi, gdy nasz patron czekał właśnie na statek. Dokąd? Po odwiedzeniu grobu św. Jakuba Apostoła w Compostelli i po nawiedzeniu miejsc świętych we Włoszech zamierzał udać się do Ziemi Świętej. Od 15 roku życia był w końcu zakonnikiem i pątnikiem, cóż więc miałby robić innego? Otóż właśnie ta inna propozycja na drogę do nieba, pojawiła się wraz ze spotkaniem św. Jana z Matera. Po cóż masz chodzić po całym świecie szukając tego, co już masz na wyciągnięcie ręki? – tak mógł mu powiedzieć ów założyciel klasztoru św. Jakuba koło Ginossy, który sam wiele lat pielgrzymował zanim znalazł ukojenie we wspólnocie eremitów. Chcesz znaleźć sens życia, to zatop się w ciszy, modlitwie i ascezie. Ta rada mocno utkwiła w głowie, a przede wszystkim w sercu, dzisiejszego patrona. To dzięki niej zaczął wieść życie pustelnicze na Montevergine. Wystarczył jednak rok, by owa samotność pośród surowej przyrody została zakłócona przez naśladowców. Któż bowiem nie chciałby iść śladem zakonnika, który pojawia się z wilkiem u swojego boku, niemal nic nie mówi i zamieszkuje dzikie górskie okolice. Gdy tych naśladowców było dość dużo, nasz eremita zbudował dla nich kościółek, ułożył regułę i odszedł szukać kolejnego miejsca swojego odosobnienia. Gdy je jednak odnalazł, bardzo szybko dopadała go sława jego świętości i trzeba było znowu tworzyć wspólnotę złożoną z uczniów. Gdy historia powtórzyła się siedem razy, nasz patron dał w końcu za wygraną. Doszedł być może do wniosku, że to nie jemu, ale ludziom wokół niego pisana jest cisza i kontemplacja. A on? On ma, na wzór Jezusa, stać się dla nich drogą, na której ów upragniony stan osiągną. W końcu pożegnał ziemię dla nieba 24 czerwca 1142 roku, na rękach swoich uczniów. Ponieważ jednak 24 czerwca przypada uroczystość św. Jana Chrzciciela, Kościół przesunął wspomnienie dzisiejszego patrona na 25 czerwca. Czy wiecie państwo o kogo chodzi? O św. Wilhelma z Vercelli, gdzie się urodził, lub z Montevergine, gdzie po dziś dzień znaleźć możemy jego duchowych synów – wilhelmianów.
Zobacz cykl audycji Radia eM:
Ze względów bezpieczeństwa, kiedy korzystasz z możliwości napisania komentarza lub dodania intencji, w logach systemowych zapisuje się Twoje IP. Mają do niego dostęp wyłącznie uprawnieni administratorzy systemu. Administratorem Twoich danych jest Instytut Gość Media, z siedzibą w Katowicach 40-042, ul. Wita Stwosza 11. Szanujemy Twoje dane i chronimy je. Szczegółowe informacje na ten temat oraz i prawa, jakie Ci przysługują, opisaliśmy w Polityce prywatności.