… jesteście współobywatelami świętych i domownikami Boga (Ef 2, 19-22)
W domu, czyli u siebie. Nie musisz tu pracować na czyjeś względy i miłość, domagać się uwagi, sprawdzać, czy jesteś bezpieczny/a. Nie musisz udawać kogoś, kim nie jesteś, dążyć do perfekcji, za wszelką cenę wykazywać swoją wartość.
Tu nie musisz zastanawiać się, jak inni cię oceniają i co o tobie myślą. Możesz czuć się przyjęty/a i zaakceptowany/a. Możesz zdjąć maski i kostiumy, włożyć wygodne kapcie i odetchnąć w spokoju. Po prostu być sobą.
Jako domownicy Boga tworzymy jedną rodzinę, w której dzielimy miłość i odpowiedzialność, uważność i wrażliwość, solidarność i szacunek. Ludzie są dla nas braćmi, nie konkurencją, a Bóg – ukochanym Ojcem, nie sędzią.
Zdarza się, że w tym domu czujemy się wyobcowani i odnosimy wrażenie, że jego cztery ściany są dla nas za ciasne. Zdarza się, że nie znajdujemy zrozumienia i empatii, zdarza się też, że sami krzywdzimy obojętnością i roztargnieniem, nie zauważamy potrzeb człowieka, z którym żyjemy pod jednym dachem. Zdarza się, że ktoś spośród domowników porzuca bliskich, odcina się od nich. Tak bywa nawet w najlepszych rodzinach.
Warto wtedy pamiętać, że zawsze będziemy przyjęci z powrotem bez wyrzutów i pretensji, bo wśród naszych domowników są święci, apostołowie, prorocy i sam Chrystus. Owszem, są i tacy, którzy odrzucają, odwracają się bez słowa, nie próbują zrozumieć. Nie zmienia to jednak faktu, że w tym domu zawsze Ktoś na nas czeka z miłością.