Posyłam ją przeciw narodowi bezbożnemu, przykazuję jej, aby lud, na który się zawziąłem, ograbiła i złupiła doszczętnie (Iz 10,6)
Budzi się ogromny opór. Wizja Boga, który posyła jeden naród przeciwko drugiemu, mówi o rzuceniu na zdeptanie, o grabieniu i gniewie, wydaje się nie do pogodzenia z Jego miłością. Mściwy czy wybaczający? Niszczycielski czy łagodny? Zawzięty czy miłujący? Gniewny czy miłosierny?
A jednak Bóg rozpalony jest namiętnością, Jego miłość do człowieka jest gwałtowna i zagarniająca, a gdy cierpi z powodu odrzucenia, gotów jest wyrażać swój gniew tak długo, aż odnajdziemy prawdę o sobie i wrócimy do Niego – naszej pierwotnej miłości, źródła naszego życia. Bóg jest rozpalony miłością, zajęty jest zdobywaniem naszej miłości. Zrobi wszystko, byśmy Go pokochali.
A gdy rośnie nasza pycha, gdy wydaje nam się, że bez Niego damy sobie radę, gdy próbujemy sterować Jego wolą, absurdalnie niczym siekiera kierująca ręką drwala lub bicz wywijający ramieniem, gdy odwracamy się od Niego i nie słuchamy Jego słów, On nie zawaha się przemówić do nas przez naszych największych oponentów. Przemówi do nas przez krytyków, przez ludzi, którzy nam źle życzą, przez tych, którzy nas odrzucają.
Gdy podnosi się chór antagonistów, gdy wytykają pychę, przywiązanie do władzy, manipulowanie słowem Boga i zdradę miłości, to nie jest czas na zatykanie uszu albo zbrojenie w oręż kontrargumentów. To czas, by do Niego wrócić.