Posiejcie sobie sprawiedliwość, a zbierzecie miłość (Oz 10,12)
Wyobrażacie to sobie? Jak można zmarnować tyle darów! Spójrzcie tylko na te zniszczenia, na ciernie i osty porastające symbole dawnej świetności, na ten samotny, złamany konar dryfujący na powierzchni wody! Gdzie podziały się wszystkie wspaniałości, gdzie obfitość dóbr? Gdzie pomyślność i szczęście?
Niszczeje wszystko. Nawet dary, które wybłagamy u Pana, nieuchronnie przeminą: ludzie, których kochamy, zdrowie, praca, życie w końcu… Im bardziej koncentrujemy uwagę na tym, by zdobywać i karmić się tymi dobrami, tym silniej narażamy się na widok zniszczeń i gorycz upadku. Sprawy, którym poświęcamy życie, staną się jak smętny konar na wodzie, będą ranić, nie karmić, truć, nie odżywiać.
Czego – lub kogo - szukamy? Dobrobytu, rozwoju i życiowych szans? Wolności od cierpienia? Zdrowia i szczęścia dla ukochanych? Uwolnienia od zła? Pokoju na świecie? Jeśli oderwiemy wzrok od tego, co jest darem, zrozumiemy w końcu, często na zgliszczach, że to Dawcy trzeba nam szukać, do Niego tęsknić, Jego wypatrywać. Oto sprawiedliwość. Zbierzemy miłość, gdy Jemu wyjdziemy naprzeciw i tylko Jego będziemy pragnąć, nie dobra, które On nam gwarantuje. Wreszcie będziemy wiedzieli, że jesteśmy kochani.