Jeremiasz był prorokiem czasów bezpośrednio poprzedzających wygnanie Judy do Babilonu. To postać tragiczna. Kochał swój naród, a z rozkazu Boga musiał zapowiadać jego nieuchronną klęskę. Widząc jakąś szansę dla ludu w uległości wobec Babilończyków – wtedy rozmiary klęski byłyby ograniczone – naraził się rodakom, którzy uznali go za zdrajcę. Zresztą dopóki nieszczęście nie nadeszło, nie bardzo wierzyli, że jest możliwe. Kara była jednak nieunikniona – Bóg widząc, jak Juda (czyli część dawnego Izraela) nieustannie sprzeniewierza się zawartemu z Nim na Synaju przymierzu, postanowił cofnąć swój parasol ochronny przed wrogami.
Fragment Księgi Jeremiasza, który dziś słyszymy, zawiera zapowiedź rozliczenia przywódców narodu z ich nieprawości. Zwraca w nim uwagę surowy wyrzut, jaki czyni im Pan: będąc pasterzami Izraela, prowadzili naród do zguby i rozproszyli stado, zamiast je chronić i jednoczyć. Dlatego Bóg rozliczy ich nieprawości. Upadek Judy jednak nie będzie trwał wiecznie – obiecuje Stwórca. Naród kiedyś się podniesie.
Warto zauważyć, że o tej lepszej przyszłości prorok mówi w dwojaki sposób. Najpierw zapowiada, że Pan sam stanie się pasterzem dla Izraela. On sam odnajdzie i sprowadzi do siebie zagubione stado. A wtedy ustanowi nad nim nowych, lepszych pasterzy. Jednocześnie zapowiada, że spełnią się też obietnice dane Dawidowi, iż jego potomstwo będzie rządzić Izraelem na wieki. Sprzeczność? Może się tak wydawać, zanim nie zauważymy, że w przedziwny sposób obietnica ta spełniła się w Jezusie – Synu Bożym i zarazem potomku Dawida. I spełniła się inaczej, niż mogli spodziewać się Żydzi. Jezus Chrystus został nie ziemskim królem, ale królem nieba i ziemi, całego wszechświata. A zbawienia dostąpiły nie tylko Juda i Izrael, ale wszyscy, którzy przez chrzest stali się członkami nowego ludu wybranego, Kościoła.
Czytając dziś te słowa, warto zauważyć nadzieję, jaką nam niosą. Martwi nas malejąca liczba kapłanów. I słusznie. Ale Bóg na pewno poradzi sobie z tym problemem. Gdy zabraknie odpowiednich pasterzy – z różnych powodów – sam potrafi zatroszczyć się o swoje owce.
W jego dniach Juda dostąpi zbawienia, a Izrael będzie mieszkał bezpiecznie (Jr 23,6)
Chaos często bywa skutkiem rozproszenia. Zdarza się tak wówczas, gdy nasze myśli biegną w sprzecznych kierunkach i gubią się w poszukiwaniu światła. Myśli pełne rozproszenia potrafią być jak przerażone dzieci, które potykając się o siebie usiłują wydostać się z ciemnego pokoju. W takich chwilach gęstnieje lęk, który uniemożliwia zobaczenie chociażby zarysu odpowiedzi, której tak bardzo potrzebujemy, by właściwie postawić kolejne kroki.
Rozproszenie może ogarniać nie tylko umysł, ale także i serce. Chaos walczących ze sobą myśli przenosi się do głębi pragnień i potęguje zamęt. Potrzeba podjęcia decyzji gubi się w labiryncie gorączkowych i rozpaczliwych poszukiwań. Biada nam, gdy pozwolimy, aby wewnętrzne rozproszenie ogarniało nas coraz częściej, aż wreszcie - jak tosyczny domownik zamieszka w nas i zatruje zdolność oceny rzeczywistości.
Gdy bezradnie stajemy pośrodku takiego chaosu - na wagę złota są ludzie, którzy potrafią go choć trochę uciszyć (Jr 23, 4). Obecność pełna pokoju lub dobrze postawione pytanie stają się wówczas początkiem powrotu do siebie (Jr 23, 6). Krystalizuje się błogosławione skupienie wewnątrz umysłu głodnego prawdy i serca złaknionego miłości.