Poślubię cię sobie na wieki... (Oz 2,21)
Trzy razy słowo „poślubię”... to coś więcej, niż obietnica narzeczonej, która odpowiada na pytanie: „Czy wyjdziesz za mnie?”. To już ślub, na pewno nie rzucone na wiatr słowo. To dlatego dla ludzi zaręczyny były kiedyś o wiele ważniejsze, niż dzisiaj – wywoływały skutek prawny, a nie były tylko sentymentalnym „tak” wypowiedzianym przy zachodzie słońca, na romantycznej plaży, albo po znalezieniu pierścionka w ciastku. Bóg, który mówi: „poślubię Cię” – w czytaniu wybranym na święto niezwykłej kobiety, która złożyła śluby zakonne – w dzisiejszym kontekście zwraca się szczególnie do konsekrowanych. Ale przecież są to słowa skierowane do całego narodu wybranego, do nas również. Zarówno jako do Kościoła – Oblubienicy Chrystusa, jak i indywidualnie do każdego z nas – ochrzczonych. Śluby wiążą się z obowiązkiem dotrzymania wierności i Bóg jej dochowuje. A co z nami? Zwłaszcza gdy pojawia się pokusa odejścia? Dobrze jest czasem wyjść na pustynię i tam na nowo usłyszeć głos Boga...