Błogosławimy, gdy nam złorzeczą, znosimy, gdy nas prześladują; dobrym słowem odpowiadamy, gdy nas spotwarzają. (1 Kor 4, 12-13)
Kiedy nam złorzeczą, prześladują nas i spotwarzają... błogosławimy, znosimy i odpowiadamy dobrym słowem. Niby wiadomo, że Paweł kieruje swoją mowę (dziś powiedzielibyśmy coaching) również do mnie, chrześcijanina z przyszłości. A jednak pokusa, by wskazówki sprzed prawie dwóch tysięcy lat traktować historycznie, jest silna – zwłaszcza w momentach, „kiedy spotwarzają”. „Staliśmy się jakby śmieciem tego świata” – puentuje jeszcze Apostoł. Jakby dawał mi do zrozumienia: pora na decyzję. Błogosławić czy wybrać inne rozwiązanie: kontratakować, protestować w imię prawdy? W imię prawdy, bo przecież „prawda nas wyzwoli”. Chyba że ktoś zastawi na siebie pułapkę... Bo miłość, która – jak dowiadujemy się od św. Pawła w tym samym liście, tylko kilka rozdziałów dalej – „wszystko znosi” i „nigdy nie ustaje”, bywa czasem mylona z potrzebą natychmiastowego wyrażenia poglądów i emocji (a może lepiej: emocji poglądów).
Jak nie ulec tej pokusie? – to pytanie kieruję do świętych mistrzów z ostatniej ławki. Jest wśród nich Karol de Foucauld, który na początku ubiegłego stulecia zdecydował się na życie w ubóstwie i ukryciu. I milczeniu. Może dlatego nie odpowiada na moje pytanie. Za to słucha, co do powiedzenia w tej sprawie ma Mistrz. A Mistrz mówi: „Uczcie się ode Mnie, bo jestem cichy i pokorny sercem”. (Mt 11, 29)