1 J 2, 12-17
Napisałem do was, dzieci, że znacie Ojca (1 J 2,14)
Za każdym razem nieodmiennie wzrusza mnie to Janowe „dzieci”. Myślę wówczas, że ten tkliwy zwrot jest owocem bliskiej więzi, jaka łączyła apostoła z Jezusem. On sam doświadczył miłości Pana, karmił się nią z dziecięcą prostotą i odpowiadał na nią najlepiej jak potrafił – był przy Nim aż po Golgotę. Miłość dla Jana była naturalna jak powietrze. I tak samo niezbędna do życia.
Ktoś, kto naprawdę potrafi kochać i pozwala na to, by być kochanym, nie zagarnia miłości dla siebie, dzieli się nią. Przez swoje decyzje i wybory, przez czuwającą obecność, ale także w sposób niemal odruchowy, jak Jan, który używa tego serdecznego sformułowania. Dzieci.
Nie ma w tym słowie wyższości dorosłego, bardziej doświadczonego. Nie ma w nim protekcjonalizmu. To jedno słowo w ustach apostoła, który wiele razy był świadkiem więzi łączącej Jezusa z Ojcem, mówi więcej o tajemnicy Boga, który jest miłością, niż wszystkie tomy zapisane przez teologów.
Dzieci. Ufni, z prostotą karmiący się Słowem, znający Ojca. Mocni Jego miłością.