Jeżeli tylko w tym życiu w Chrystusie nadzieję pokładamy, jesteśmy bardziej od wszystkich ludzi godni politowania (1 Kor 15,19).
Grecy mieli problem z pojęciem zmartwychwstania. Ci, którzy kiwali głowami na Areopagu, powtarzając, że innym razem Pawła posłuchają (współczesne: „my do pana zadzwonimy”), są tego problemu przykładem. Achilles w „Iliadzie” przekonuje Priama: „Przytłum w sercu boleści i otrzyj łzy z powiek. Bo nie odzyskasz syna, który już w Erebie, nie cofniesz go, a płaczem gubisz jeszcze siebie”, dając mu do zrozumienia, że nie jest możliwe przywrócenie życia poległemu Hektorowi. Więc i święty Paweł, pisząc do Koryntian, musiał się nieco natrudzić. Przede wszystkim podkreślić, że nauczanie byłoby daremne, a wiara próżna, gdyby nie było zmartwychwstania. Używa przy tym dwa razy tego samego przymiotnika – kenos, stosowanego często w odniesieniu do narażonej na bezskuteczność pracy apostolskiej. Gorzkie są konkluzje Apostoła Narodów, według których jesteśmy godni politowania (bardziej od wszystkich ludzi!), jeśli nie pokładamy w Chrystusie nadziei na wieczność. Trochę przypominają analogiczną wypowiedź w apokryficznej „Apokalipsie syryjskiej Barucha”, gdzie czytamy: „Jeśli istniałoby tylko obecne życie, nic nie byłoby bardziej gorzkie od tego faktu”. Może pora na to, byśmy po dwóch tysiącach lat spróbowali odpowiedzieć sobie na pytanie: „Dlaczego Chrystus jest dla mnie najważniejszy?”. Czy może raczej: „Dlaczego nie jest?”.