Jeśli pragnąć jej będziesz jak skarbów, to bojaźń Pańską zrozumiesz (Prz 2, 3)
Zerkam na wszechobecne unoszące się nad ołtarzami barokowe pulchne aniołki i nie dziwię się, że niektórzy snują przy dzieciach infantylne bajeczki… o bliżej nieokreślonej Bozi, która nie ma nic wspólnego z potężnym Panem Zastępów, przed którym aniołowie zasłaniają twarz i który uprzedził Mojżesza: „nikt nie może oglądać mojego oblicza i pozostać przy życiu” (Wj 33, 20).
Zapominamy o tym, że Jezus jest potężnym Lwem z pokolenia Judy. „Jest łagodny i niebezpieczny” – pisał o Aslanie C. S. Lewis. Zagłaskaliśmy Go, zrobiliśmy z Niego bezzębnego „misia przytulankę”, a książki o Nim ustawiliśmy w Empikach na półce „rozwój osobisty”.
Bardzo odnajduję się w intuicji Johannesa Hartla: „Post służy temu, by schudnąć. Jałmużna jest tylko po to, by odzyskać wewnętrzną równowagę psychiczną i lepiej się poczuć. Duchowość pod hasłem «porozmawiajmy o tym» obejmuje również modlitwę – modlitwa nie służy bowiem oddawaniu czci Bogu, ale staje się partnerską wymianą”.
To ślepa uliczka! Już św. Benedykt w swej „Regule” podpowiadał: „O pierwszym stopniu pokory mówimy wówczas, jeśli człowiek ma stale przed oczyma bojaźń Bożą i gorliwie się stara o niej nie zapominać”.