Synów Sedecjasza zabito na jego oczach, a król babiloński kazał wyłupić oczy Sedecjaszowi i zakuć go w podwójne kajdany z brązu. Potem uprowadził go do Babilonu. (2 Krl 25,7)
Kolejny raz można by stawiać pytania o sens odczytywania tego typu historii w ramach Liturgii Słowa. Bo to historia właśnie, w Księgach Królewskich nieubarwiana, ale i niepoprawiana. Nie sądzę, by po liturgii którykolwiek ze słuchaczy był w stanie powtórzyć wszystkie opisane szczegóły. Ano właśnie... szczegóły. Zdaje się, że o ten aspekt chodzi. Również w naszym życiu duchowym. Nasza codzienność ze szczegółów się składa i każdy z nich ma na nas wpływ. Nawet jeśli go bagatelizujemy, czy wręcz nie dostrzegamy. Mało kto pamięta, że ten sam fragment historii Sedecjasza – jota w jotę - znajduje się w księdze proroka Jeremiasza. I – trochę zmienię ton – właśnie o proroczy kontekst tu chodzi. Król postępował źle w oczach Pana. Spotkało go nieszczęście, o które się prosił. Pozbawiony oczu – aczkolwiek wzrok duszy utracił o wiele wcześniej i na własną prośbę – popada w niewolę. Podwójne kajdany z brązu, wywózka na zesłanie, czyli utrata domu, ojczyzny.
Tak to już z ludźmi jest – zaczyna się od ślepoty wewnętrznej, krótkiego przymknięcia oczu na sprawy oczywiste, drobne występki nazywane grzeszkami. Po oswojeniu się z nimi i wprowadzeniu do codziennych nawyków przychodzi obojętność, potem prawdziwa ślepota, a w końcu niewola. To nie jest kara Boga, choć tak chcielibyśmy to widzieć, tylko naturalna kolej rzeczy. Zatem? Nie warto przymykać oczu na to, co zdaje się niewinne, choć w rzeczywistości jest grzechem. Konsekwencje mogą być poważne.