A na ich grzechy oraz ich nieprawości więcej już nie wspomnę (Hbr 10, 17)
Z przebaczeniem mamy pewien kłopot. Nie, nie z przebaczaniem, choć i z tym różnie bywa. Mamy kłopot z przyjmowaniem przebaczenia. Ileż to razy, tak z ręką na sercu, wyrzucaliśmy sobie wciąż te same sprawy i sprawki, co do których padło wcześniej sakramentalne: „I ja odpuszczam tobie…”? Ile energii tracimy na wypominki: znowu zawaliłam, zawiodłam, źle zrobiłam? Po co wciąż tkwimy w lęku przed tym, że zostaniemy ukarani brakiem miłości, odwróceniem oczu, milczeniem?
Na szczęście Bóg nie ma kłopotu z przebaczeniem. Nie musimy wciąż składać ofiar, którymi próbujemy zasłużyć sobie na Jego miłość. Ona jest za darmo, nie kupimy jej za żadną walutę: dobrych czynów, moralnej doskonałości, modlitw i skrupulatnego przestrzegania prawa.
Nauczyliśmy się, że nie ma nic za darmo, a każdy dług trzeba spłacić. Niewygodna jest ta Boża bezinteresowność. Krępująca. Chciałoby się mieć poczucie, że wszystko jest w naszych rękach, nawet zbawienie. A tymczasem Duch mówi: „A na ich grzechy oraz ich nieprawości więcej już nie wspomnę”.
Nie musimy udowadniać Bogu, sobie, innym, że zasługujemy na miłość. Dlaczego więc tak trudno nam ją przyjąć?