Wy natomiast przyszliście do góry Syjon, do miasta Boga żywego – Jeruzalem niebieskiego Hbr 12, 18-19
Godzina 19.00. Niedziela. Zaczynamy modlitwę wspólnoty i… od razu lądujemy w Sali Tronowej. W wymienionym przez Pawła towarzystwie, które powinno nas onieśmielać i zawstydzać: „niezliczonej liczby aniołów, Kościoła pierworodnych, którzy są zapisani w niebiosach, duchów ludzi sprawiedliwych, którzy już doszli do celu”. I pewnie rozpadlibyśmy się na kawałki, gdyby nie to, że sam Gospodarz spotkania „Pośrednik Nowego Testamentu” jest… naszym bratem. Jesteśmy błogosławionymi, zaproszonymi na ucztę Baranka.
„U ludzi to niemożliwe, u Boga na wszystko jest czas, zaświaty przyszły na świat i kręcą się wokół nas. I piją z nami herbatę, i sadzą cynie po wsiach”. – jest tak, jak w piosence Tomasza Budzyńskiego. I jak w wierszu Józefa Czechowicza: „Przenika się nawzajem tłum, Archanioły i ludzie”. Przyjmujemy to na wiarę, bo przecież perspektywa jest nieprawdopodobna.
Bóg dobrze się czuje w naszej obecności. Zaczynamy obsypywać Go „pocałunkami swych ust”: „Jesteś piękny”, „Jesteś Barankiem i lwem”, „Jesteś Pierwszym, który staje na końcu kolejki”, „Jesteś Zwycięzcą” – słychać w „salce na górze”. Czy te szczere wyznania troszkę Go onieśmielają? Pan Panów i Król Królów przyszedł przecież po to, by nam usługiwać.