Każdy, kto miłuje, narodził się z Boga i zna Boga (1 J 4, 7b)
Samo sedno. Bóg jest miłością. Strywializowaliśmy to zdanie, sprawiliśmy, że brzmi jak banał. Gorzej. Są tacy, którzy – wypowiadając te słowa – zaprzeczają im swoim życiem, postawą, wyborami, jakością relacji z innymi i doprowadzają przez to do tego, że brzmią one jak dobrze opakowane kłamstwo, w które nikt nie wierzy. Albo jak bajka dla naiwnych dzieci. Pusto brzmiący frazes.
Nie możemy jednak przestać. Jeśli słowa brzmią pusto, trzeba o tym mówić sobą, bo jesteśmy stworzeni z miłości. Miejsce pochodzenia? Miłość. Ona jest pierwsza, zawsze przed nami, wyprzedza nas wciąż, naprawia, co zepsuliśmy. Dzięki niej istniejemy i dzięki niej to istnienie ma sens.
Gdy spotykamy miłość, zmienia się wszystko. Jak o tym opowiadać? Najlepiej za radą św. Franciszka z Asyżu, który nawoływał: „Głoście Ewangelię, a jeśli trzeba, także słowami!”.