Był też wielkim wspomożycielem potrzebujących. Dzisiejsze pierwsze czytanie jest tego przykładem. Prorok, mając świadomość swej mocy, odwdzięcza się za gościnę, zaradzając w cudowny sposób niepłodności kobiety, która w Szunem udzieliła mu gościny.
Szunem to osada leżąca na obrzeżach doliny Jezreel, najżyźniejszej doliny Palestyny. Tylko na pierwszy rzut oka zdaje się mało znacząca. W sąsiedztwie Szunem rozegrały się dwie ważne bitwy w dziejach Izraela. Pierwszą, zwycięską, stoczył sędzia Gedeon, stając z garstką wojowników naprzeciw o wiele liczniejszego wojska Madianitów. Druga bitwa rozegrała się między Filistynami a Izraelitami, którymi dowodził król Saul. Pierwszy król Izraela zginął tam ze swym synem, a tron objął Dawid, dając początek dynastii i rodowi, z którego po tysiącu lat narodził się Jezus Chrystus.
Jaka była Szunemitka, która udzieliła gościny Elizeuszowi? Czy była piękna? Nie wiemy, bo Biblia nic o tym nie mówi. Wiadomo, że była kobietą gedolah. Biblia Tysiąclecia tłumaczy ten hebrajski przymiotnik jako „bogata”. Ale można też użyć innych znaczeń, jak: „wielka”, „mająca znaczenie” i „zacna”. Była bez wątpienia osobą nietuzinkową. „Przygotujmy mały pokój na górze, obmurowany, i wstawmy tam dla niego łóżko, stół, krzesło i lampę. Kiedy przyjdzie do nas, to tam się uda” – mówi do męża. Jeśli uwzględnimy, że w tamtych realiach ludzie najczęściej spali, siedzieli i jedli bezpośrednio na ziemi, to jej gościna jest naprawdę wyjątkowa. Elizeusz pomoże jej jeszcze dwukrotnie. Wskrzesi syna i ostrzeże przed suszą, nakazując emigrację do kraju Filistynów.
„Kto przyjmuje proroka jako proroka, nagrodę proroka otrzyma” – słyszymy w dzisiejszej Ewangelii. Pouczenie Pana Jezusa podkreśla, że obok ewangelizatorów są także ich pomocnicy. Bez nich dzieło nie osiągałoby efektów. Bądźmy jak Szunemitka, a otrzymamy „nagrodę proroka”. •
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Taką intuicją kierował się też prymas Wyszyński, który po wyjściu z trzyletniego więzienia zaproponował Polakom poddanym komunistycznej ateizacji wielki program odnowy obietnic chrzcielnych. Również Benedykt XVI zachęcał, by każdy w Roku Wiary odbył podróż do własnej sadzawki chrzcielnej. Jezus po swym zmartwychwstaniu nakazał uczniom głosić Ewangelię i udzielać chrztu. Kto chciałby wyrobić sobie pojęcie o tym, jak pierwsi chrześcijanie przeżywali swój chrzest, powinien pojechać do Akwilei. Tam znajduje się piękne baptysterium, a w jego wnętrzu – obszerna sadzawka chrzcielna. Była ona wypełniana bieżącą wodą. W niej uczniowie Jezusa, przez zanurzenie w Jego śmierci i zmartwychwstaniu, nasycani byli mocą z wysoka.
Pewnego razu znalazłem się tam sam. Zbiegłem po siedmiu stopniach, stopami dotykałem dna basenu. Miał on kształt krzyża, wyobrażał matczyne łono Kościoła. Tam rodzili się synowie Boży. Wyobraziłem sobie, jak dawniej kandydaci do chrztu, kierując palec ku zachodowi, wyrzekali się diabła i wszystkich jego knowań, własnych grzechów, po czym zrzucali dawne szaty i zanurzali się w wodach sakramentu, aż po czubek głowy, by dać się całkowicie ogarnąć mocy Chrystusowego zwycięstwa, całkowicie wraz z Nim umrzeć i w całości zmartwychwstać. Nie chcieli, by najmniejsza tkanka ich ciała pozostała nietknięta miłością Pana. Taki obrzęd stawał się programem życia: „umarliście dla grzechu, żyjecie zaś dla Boga w Chrystusie Jezusie”.
Freud, obserwując życie katolików, mawiał sarkastycznie, że wyglądają, jakby byli „źle ochrzczeni”. Brakuje konsekwencji. Chrzest – wyjaśniał Jan Paweł II – domaga się pewnej egzystencjalnej „drogi chrzcielnej”. Trwa ona nieraz przez całe życie i oznacza kompleksowe zaangażowanie: umierać wraz z Jezusem dla grzechu, by wraz z Nim „postępować w nowym życiu”. Dziś, patrząc na chrzty dzieci dokonywane przez polanie główek kilkoma kroplami wody, myślę czasem: „Może nam brakuje tego całkowitego zanurzenia?”. Kilka kropel a cała sadzawka – to stanowi różnicę. Niedostatki naszej chrzcielnej świadomości sprawiają, że bardziej wyglądamy na pokropionych niż wykąpanych. •
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
1. To brzmi jak wypowiedź kogoś zazdrosnego. Tak, Bóg jest zazdrosny o człowieka. Prorok Izajasz mówi wprost o „zazdrosnej miłości Pana zastępów” (9,6). Miłość ma w sobie tę nutę. Owszem, św. Paweł pisze, że „miłość nie zazdrości”. A ponadto zazdrość jest jednym z grzechów głównych, ale grzechem jest nie tyle sama zazdrość, ile raczej niewłaściwy sposób jej przeżywania. Jeśli zazdrość prowadzi do niszczenia wartości czy ludzi, do niechęci, zawiści, podejrzliwości – to oczywiście jest grzechem. Czymś innym jest zazdrościć komuś wartości materialnych, sławy, urody, talentów czy powodzenia. Czymś innym jest zazdrość wpisana w miłość do osób. Miłość ma w sobie to, że domaga się wyłączności, zwłaszcza miłość oblubieńcza. To nie jest oczywiście tak, że mamy odrzucić miłość do rodziców czy dzieci. Chodzi o hierarchię. Każda ludzka miłość ma stawać się stopniem w miłości do Boga. „Nie będziesz miał bogów cudzych przede Mną”. Pan Bóg jest tylko jeden. Być może za szybko od razu myślimy o tym, co powinniśmy robić. Może najpierw warto pomyśleć tak: „To niezwykłe, że Bóg kocha mnie nie tylko miłością ojcowską, ale także »zazdrosną« miłością oblubieńczą”. Bóg jest jeden, tak jak jedna jest żona i jeden mąż. Czy nie jest tak, że żona chce być najważniejszą kobietą swojego męża? Czy mąż nie chce być tym jednym jedynym wyjątkowym mężczyzną swojej żony?
2. „Kto nie bierze swego krzyża…” Co to konkretnie znaczy: brać swój krzyż? Godzić się na miłość ofiarną. Godzić się na cierpienie ze względu na miłość, na wierność, na prawdę. Uczyć się dawania siebie innym. Dać się przybić do krzyża swojego powołania. Dolewać do kielicha z krwią Chrystusa swoją krew. Tracić życie dla Niego. Hojnie, ufnie, bez żalu. Z nadzieją, że tylko w ten sposób można odnaleźć życie w obfitości.
3. Nagroda proroka, nagroda sprawiedliwego, nagroda nawet za kubek świeżej wody do picia. Często słyszy się w kazaniach współczesnych, że niebo nie jest nagrodą, że nie da się na nie zapracować, że jest ono czystym darem Boga. To prawda, ale nie cała. Jezus mówi wyraźnie o nagrodzie. Oryginalne greckie słowo można także tłumaczyć jako „zapłata”. Myśl o nagrodzie pojawia się tu w kontekście mowy o przyjęciu Bożych wysłanników głoszących Dobrą Nowinę. Kto otwiera się na Bożą prawdę, ten zostanie nagrodzony. Kto przyjmie ofiarowaną miłość Boga, ten zostanie nagrodzony właśnie tą miłością. Niebo jest darem Boga. Tak, ale człowiek może ten dar odrzucić lub go przyjąć. Kto przyjmuje, ten wygrywa. Jeśli wolność Boga i wolność człowieka współdziałają ze sobą, wtedy człowiek nie utraci swojej nagrody.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.