Nieważne, jaką Maryja ma sukienkę – diamentową, bursztynową czy perłową. Ważne, kim Ona jest dla mnie. Każdego roku w Wielkim Tygodniu, tuż przed Wielkanocą, Maryja na Jasnej Górze zakłada nową sukienkę. No, nie sama, oczywiście. Robią to ojcowie i bracia paulini, którzy opiekują się kaplicą Cudownego Obrazu. Najpierw przy śpiewie Litanii Loretańskiej, modlitwy, którą odmawiamy teraz w maju, obraz wyjmują, czyszczą, a potem nakładają na niego nową sukienkę. A ma ich Maryja dziesięć. Każda ma swoją nazwę i historię. Wszystkie powstały z miłości i wdzięczności do Niej.
Co takiego jest innego w tej Nocy? Tylko ta Noc kryje taką Moc! Hip hip hura Alleluja! Gdyby dziennikarze „Małego Gościa” zapytali mnie, co najbardziej pamiętam z Triduum Paschalnego, czyli trzech najważniejszych dni w roku, odpowiedziałabym tak, jak dzieci z Arki Noego: „Nic nie widać, kiedy gasną światła, wszyscy czekamy, to niezwykła Pascha, to jest noc, niezwykła noc…”.
Mamy dobry czas. Możemy odczepić się od wszystkiego, co zasłania Pana Boga, i zrobić Mu w życiu więcej miejsca. Spodobała mi się bardzo opowieść pani katechetki o 5-letniej Zuzi, która na pytanie, co to jest post, odpowiedziała: „To taki czas, w którym trzeba odczepić się od przyjemności i na przykład pomóc mamie”.
Bóg codziennie daje znaki. Trzeba je czytać nie tylko oczami, ale przede wszystkim sercem. Poznałam niedawno młodą, piękną hrabiankę. Nazywa się Rózia – nie od Rozalii, tylko od Róży – dzisiaj chyba rzadko daje się dzieciom takie imię... Urodziła się dość dawno temu, w XIX wieku. Świetnie grała na fortepianie. W ogóle lubiła muzykę i uwielbiała jeździć konno.
Jeśli ktoś mówi: „kocham Boga”, a nienawidzi brata, jest kłamcą. Bo kto nie miłuje brata, którego widzi, nie może miłować Boga, którego nie widzi.
Gdyby TO się nie zdarzyło, na świecie byłaby wieczna zima, a ludzie byliby sobie całkiem obcy. Wyobrażacie sobie świat bez Bożego narodzenia? Nie, nie bez świąt Bożego Narodzenia, ale bez narodzenia Pana Jezusa, Syna Bożego. Zastanawiał się nad tym kiedyś Roman Brandstaetter, wybitny pisarz. Być może niektórzy z Was już o nim słyszeli.
Na sygnały z nieba trzeba mieć otwarte nie tylko uszy, ale przede wszystkim serce. W styczniu zeszłego roku rozpisywały się na jej temat gazety. Mówiono o niej we wszystkich telewizjach i stacjach radiowych, nie tylko w Polsce. W internecie pełno było jej zdjęć: z gitarą, przytulającą afrykańskie dzieci, na tle górskich szczytów czy na rowerze.
Każdy stanie się kiedyś historią, czy tego chce, czy nie. I każdy zapisze w niej jakieś karty, oby takie, którymi można się chwalić. Mieszkali we Lwowie, w starym, pięknym polskim mieście. Mieli, jak Wy, po kilkanaście lat, niektórzy nawet mniej. Tak jak Wy chodzili do szkoły, mieli swoje zainteresowania, przyjaźnie, problemy, takie jak większość nastolatków. Wszystko się zmieniło 1 listopada 1918 r., gdy niespodziewanie i podstępnie Ukraińcy zajęli Lwów. Szok dla wszystkich. Przecież dotąd żyli tu w zgodzie, Polacy i Ukraińcy.
Jezu, jeśli mnie nie posłuchasz, to poskarżę się Twojej Mamie. Bardzo spodobały mi się te słowa, które z kazania zapamiętała Weronika Kostrzewa, jedna z naszych rozmówczyń w sondzie (ss. 4–5). Myślę, że warte zapamiętania. Zresztą, jak widzicie, w mojej głowie już siedzą. Pani Weronika jest chyba w tym samym łańcuszku ludzi, szukających przed wiekami modlitw, którymi wypraszaliby u Pana Boga potrzebne łaski.
Nie chodzi o to, by uciekać do kąta, siedzieć jak mysz pod miotłą albo stać zawsze na końcu. Chodzi o to, by nie zadzierać nosa. Postanowiłam zacząć ten rok szkolny od najważniejszego Słowa – jak widać, pisanego wielką literą, a to znaczy, że zaczynam od Słowa Bożego.
Wygląda na to, że Twoja przeglądarka nie obsługuje JavaScript.Zmień ustawienia lub wypróbuj inną przeglądarkę.