Najdroższy prezent nie ma żadnej wartości, jeśli nie jest darowany z miłości. Mała dziewczynka wróciła do domu od sąsiadki, której niedawno zmarła ośmioletnia córeczka. – Po co tam byłaś? – zapytał tata. – Żeby pocieszyć tę panią. – Jesteś przecież mała, jak mogłaś ją pocieszyć? – Usiadłam jej na kolanach i płakałam razem z nią.
Rorate caeli desuper et nubes pluant justum. Co to za słowa? Jaki to język? Nie angielski, nie francuski, nie niemiecki… To jaki? „Rorate caeli…” – to słowa napisane w języku łacińskim. Nie uczycie się takiego języka? A może jednak ktoś się uczy?…
Pamiętacie Carla Acutisa, nastolatka z Mediolanu (pisaliśmy o nim w „Małym Gościu”)? To on właśnie lubił powtarzać, że „wszyscy rodzą się oryginalni, ale wielu umiera jako fotokopie”. Carlo miał więcej powiedzonek. Jego koledzy do dziś modlą się jak on: „Panie, uczyń mnie świętym tak, jak chcesz”.
Pan Bóg chce ratować ludzi i posyła na ziemię Matkę swego Syna. Ona idzie do dzieci i mówi, co powinni zrobić dorośli.
Najpiękniejszy moment przy lekturze to ten, kiedy książka tak wciąga, że nie możesz się od niej oderwać. Tę prawdę uświadomił mi właśnie kolega, kiedy w redakcji rozmawialiśmy o czytaniu książek.
Panu Bogu najbardziej podobają się osły. Tacy, co im się wydaje, że nic nie potrafią, że są słabi i tacy nijacy. Tacy wielkie bitwy wygrywają. Dlatego dobrze być osłem. I nie dziwię się wcale, że piosenkę „Wyjątkowy osioł” wybrały dzieci z Arki Noego na tytuł swojej najnowszej płyty. – Bo – jak mówi Robert Friedrich, tata, wujek, prawdziwy i przyszywany, i dziadek dzieci śpiewających w Arce Noego – każdy jest wyjątkowym osiołkiem, który trochę marudzi, płacze i smutno mu, że jest taki niedoskonały.
Najlepsze u Mamy jest to, że ją mamy. Swoją, nie cudzą. Nie inną. Zawsze tę samą. I żeby nie wiem, co się stało, Mama zostanie Mamą. Wiesz co, Mamo… – ile razy tak zaczynałam rozmowę z moją Mamą… Nie zliczę na pewno. Najczęściej w kuchni – Mama zawsze tam była. Uwielbiałam te chwile, kiedy po powrocie ze szkoły, a potem już z pracy, siadałam na blacie kuchennym i… zaczynałam: „Wiesz co, Mamo…”. Ja opowiadałam, Mama słuchała. Czasem o coś pytałam, radziłam się – Mama zawsze wiedziała, co zrobić, co odpowiedzieć. I ja, i ona lubiłyśmy ten czas.
Tak jak do Łucji, Hiacynty i Franciszka, Matka mówi do nas: „Przychodźcie do Mnie”. Nie ma bardziej serdecznego zaproszenia.
Zamiast sobie, oddam tobie. Nie to, czego mam za dużo, ale czym chcę podzielić się z biedniejszym ode mnie.
Sprawa jest wielka, ważna i poważna. Absolutnie wyjątkowa. Z dwóch powodów. Pierwszy jest taki, że chodzi o ratowanie ludzi. Nie przed trującym smogiem, tsunami, wojną atomową czy innym kataklizmem. Chodzi o ratowanie przed czymś dużo gorszym. Ludzi trzeba ratować przed śmiercią wieczną. Bo nie ma dla człowieka nic gorszego jak utrata nieba na wieki. Po drugie, taka akcja sporo może Was kosztować. O co chodzi? Zacznę od początku, czyli od tego, co stało się w Portugalii, a dokładnie w Fatimie, równo sto lat temu.
Wygląda na to, że Twoja przeglądarka nie obsługuje JavaScript.Zmień ustawienia lub wypróbuj inną przeglądarkę.