Bardzo lubię otrzymywać listy. Do dziś pamiętam, jak biło mi serce, gdy do drzwi naszego domu dzwonił listonosz i po chwili mama wołała: „Gabi! List do Ciebie!”. Napięcie jeszcze bardziej rosło, kiedy na kopercie nie było nadawcy. – Kto też do mnie napisał? – myślałam.
Tym razem będzie o Komunii św. – Ale co robi tu ten duży słoń? – zapytacie. Poza tym, co to za połączenie – słoń i Komunia św. I słoń, i Komunia św. coś zasłaniają. Słoń potrafi i pół świata zasłonić. Nie tylko dlatego, że jest wielki jak słoń, ale też dlatego, że nazywa się „słoń”.
Co najlepiej pachnie? Egzotyczne kwiaty? Drogie perfumy? A może kadzidło? Ani kwiaty, ani perfumy, ani kadzidło. Najlepiej pachną ludzie, którzy są blisko Boga. Nie wszyscy, oczywiście, ale niektórzy święci rozsiewali wokół siebie nieziemski wprost zapach. Jest to dar nazywany zapachem świętości.
W tak dobrym towarzystwie znalazłam się pierwszy raz w życiu. Obok mnie święty Jan Maria Vianney. Podobnie jak ja – zakuty łeb albo – pisząc bardziej elegancko – zakuta głowa. Rzeczywiście, miał starannie uodpornioną na wiedzę głowę.
Karol Wojtyła odmawiał różaniec, odmawiał brewiarz, ale nigdy nie odmawiał (sobie) wakacji. Co to, to nie! Potrafił ciężko pracować, ale też solidnie odpoczywać. Wakacje spędzał różnie. Chodził po górach, pływał kajakiem, jeździł na rowerze.
To moja dłoń, w skali 1:1. Wygląda prawie tak samo jak kilkanaście lat temu, gdy chodziłam do liceum. A już na pewno nie zmieniły się na niej linie papilarne, które – jak wiadomo – zawsze są takie same. To z tej ręki wróżka przepowiadała mi przyszłość. Przyjmowała w domu niedaleko mojej szkoły.
Czy Jezus kiedyś płakał? Jako dziecko pewnie nie raz. A jako dorosły mężczyzna? Ewangelia dwa razy o tym wspomina. Raz Jezus płakał nad grobem swojego przyjaciela Łazarza. A drugi raz, gdy szedł na święta do Jerozolimy. Kiedy był już tak blisko ukochanego miasta, że mógł zobaczyć jego panoramę, zrobiło Mu się bardzo smutno.
Któregoś dnia na katechezie Laura usłyszała, że jeżeli kobieta i mężczyzna żyją razem bez ślubu kościelnego, popełniają grzech ciężki. Laura była przerażona. Od dawna domyślała się, że mama żyje w grzechu.
Jeżeli już nie uratować dziecko od śmierci na śmietniku, to przynajmniej pomóc mu w utrzymaniu, żeby miało co jeść, i w wykształceniu, żeby miało na zeszyty, i żeby mogło chodzić do szkoły. A Wy? Też chcielibyście pewnie kogoś uratować. Nie ma problemu. To jest możliwe!
Co właściwie jest na tej okładce? Być może niektórzy mieli problem z odgadnięciem. Jakieś plamy, cienie. W dodatku wszystko poszarpane, jakby jeden drugiemu wyrywał kawałek płótna.
Wygląda na to, że Twoja przeglądarka nie obsługuje JavaScript.Zmień ustawienia lub wypróbuj inną przeglądarkę.