Wstyd na naszych twarzach, naszych królów, naszych przywódców i naszych ojców (Dn 9,8)
Polityka historyczna. Jedno z ważniejszych narzędzi, za pomocą których państwa tworzą swoją „soft power”, promując własną wersję historii. Może być zwykłą funkcją świadomego siebie i dumnego ze swoich osiągnięć narodu. Bywa też jednak, że staje się środkiem przemocy - symbolicznej lub nawet fizycznej - narzucaniem słabszym narodom, nie mającym przebicia z własną wersją zdarzeń, jedynej słusznej perspektywy.
Czy tylko rządzący państwami ulegają pokusie takiego wykorzystania polityki historycznej, w której zazwyczaj więcej jest polityki niż dobrego warsztatu historycznego? Pokusa ta nie jest, niestety, obca również w rzeczywistości kościelnej. Polityka historyczna Kościoła – obrona za wszelką cenę tzw. dobrego imienia instytucji, również tam, gdzie bronić nie ma już czego – jest dokładną odwrotnością tego, do czego wzywa nas dzisiejsze słowo: „Wstyd na naszych twarzach, naszych królów, naszych przywódców i naszych ojców, bo zgrzeszyliśmy przeciw Tobie”.
Są takie daty, są takie wydarzenia w historii dalszej i bliższej, przy których wypada już tylko powtarzać te słowa publicznej spowiedzi świadomego swoich grzechów ludu Bożego. Nie szukać ekspertyz, kruczków prawnych, które pozwolą uniknąć odpowiedzialności i pozbawią możliwości naprawienia szkody. „Wstyd na naszych twarzach”. Mniej polityki, więcej wstydu.
Jezus powiedział do swoich uczniów:
«Bądźcie miłosierni, jak Ojciec wasz jest miłosierny. Nie sądźcie, a nie będziecie sądzeni; nie potępiajcie, a nie będziecie potępieni; odpuszczajcie, a będzie wam odpuszczone.
Dawajcie, a będzie wam dane; miarę dobrą, ubitą, utrzęsioną i wypełnioną ponad brzegi wsypią w zanadrza wasze. Odmierzą wam bowiem taką miarą, jaką wy mierzycie».
Bądźcie miłosierni, jak Ojciec wasz jest miłosierny. Łk 6,36
Nieraz w życiu spieramy się o źle postawioną kropkę lub przecinek. O łącznik między wyrazami. O to, czy powinno być „i”, czy „lub”, „zawsze” czy „czasami”. Czy coś dotyczy „wszystkich”, czy tylko „niektórych”. Słowa, litery i znaki mają znaczenie.
Gdy słyszymy Jezusa mówiącego: „Bądźcie miłosierni, jak Ojciec wasz jest miłosierny”, nie straćmy z oczu tych trzech liter tworzących słowo „jak”. To słowo łącznik jest kluczem do Dobrej Nowiny, do niepogubienia się w dobru i dobroczynności. Zapytałem kiedyś starszego mężczyznę, dlaczego pomaga innym w trudnej, żmudnej drodze wychodzenia z bezdomności. Odpowiedział: „Proszę księdza, ja to robię, bo kiedyś to samo zrobił dla mnie Pan Bóg”.
Ewangelia z komentarzem. To słowo łącznik jest kluczem do Dobrej NowinyOpiekunka kotów, a także najlepsza orędowniczka w sprawie plagi szczurów i myszy, czyli ktoś nieodzowny w średniowieczu na czas epidemii. Do tego patronka podróżujących i umierających. Do dzisiaj ma nawet w Krakowie swoją ulicę - i to niedaleko Wawelu - choć mało kto dziś pamięta dlaczego. Ale gdyby trafić do Krakowa jakieś 500 lat temu, to każdy mieszkaniec wskazałby kościół pod wezwaniem dzisiejszej patronki. Dlaczego każdy? Bo kto by nie wiedział, gdzie jest świątynia ufundowana przez Mikołaja Wierzynka, rajcę miejskiego. Ale nawet, gdyby to imię i nazwisko średniowiecznym krakowiakom nic nie mówiło, to każdy był w stanie wskazać kościół, przy którym znajduje się słynny cmentarz skazańców. Grzebano na nim skazańców ściętych mieczem katowskim, którzy przed egzekucją odbyli spowiedź. Tak cmentarz, jak i świątynia, zostały zamknięte w roku 1810, a 12 lat później zniknęły z mapy miasta na zawsze - oczywiście poza nazwą ulicy, która nawiązuje do dzisiejszej świętej z VII wieku. Urodziła się w rodzinie majordomusa, czyli po prostu marszałka dworu w Austrazji, jednej z krain Królestwa Franków. Ojciec miał związane z nią poważne plany matrymonialne, ale ponieważ zmarł zanim zdążył je zrealizować, nasza 14-letnia wówczas święta, wybrała życie mniszki. Było jej o tyle łatwiej, że czekał na nią klasztor ufundowany przez jej matkę, Idubergę, która także została wyniesiona do chwały ołtarzy. Zresztą, tak samo, jak i pozostałe rodzeństwo dzisiejszej patronki, z jednym jedynym wyjątkiem, jakim okazał się następca ojca na urzędzie majordoma Austrazji. Czy życie wspominanej pod datą 17 marca świętej, różniło się jakoś od innych świętych zakonnic z okresu wczesnego średniowiecza? Nie bardzo. Z racji na wykształcenie i osobistą pobożność szybko wybrano ją na przełożoną wspólnoty benedyktynek z Nijvel (Nivelles). Szybko okazało się, że był to wybór ze wszech miar słuszny, bo nowo ufundowany klasztor zasłynął jako ośrodek promieniujący wiedzą i kulturą. Jednak naszej patronce zupełnie to nie wystarczało. Jej pragnienie bycia bliżej Boga i zrobienia dla niego dużo więcej, skłoniło ja do wyznaczenia na swoja funkcję następczyni i radykalnego oddania się modlitwie, postom i umartwieniom. Niestety, taki tryb życia dość mocno ją osłabił. Zmarła 17 marca 659 roku podczas słuchania Mszy św. Miała zaledwie 33 lata. Jaki miała mieć związek z polnymi myszami i szczurami, przed których plagą chroniła, trudno dziś orzec, ale istotnie, w kwestii błogosławionego momentu odejścia z tego świata – pod koniec Eucharystii – jest niekwestionowaną orędowniczką. Czy wiecie państwo kto taki? Św. Gertruda z Nijvel (Nivelles). Jej kult w Polsce rozpropagowała w XI wieku żona Mieszka II, Rycheza, której siostra była wówczas przełożoną w klasztorze w Nijvel (Nivelles). I tak właśnie św. Gertruda z terenów obecnej Belgii zawitała do Krakowa, od którego całą nasza dzisiejsza opowieść rozpoczęliśmy.
Ze względów bezpieczeństwa, kiedy korzystasz z możliwości napisania komentarza lub dodania intencji, w logach systemowych zapisuje się Twoje IP. Mają do niego dostęp wyłącznie uprawnieni administratorzy systemu. Administratorem Twoich danych jest Instytut Gość Media, z siedzibą w Katowicach 40-042, ul. Wita Stwosza 11. Szanujemy Twoje dane i chronimy je. Szczegółowe informacje na ten temat oraz i prawa, jakie Ci przysługują, opisaliśmy w Polityce prywatności.