Marek Małyszczuk

Człowiek cierpiący ponad wszystkie moje dotychczasowe wyobrażenia o granicy cierpienia, przykuty do łóżka, nie mogący jeść ani swobodnie się ruszać, upokorzony przez chorobę do granic możliwości mówił, że jest szczęśliwy.

5.10.2005 roku, czując wewnętrzny niepokój zadzwoniłam do mamy, aby upewnić się czy wszystko u nich w porządku. Już w pierwszych słowach wypowiedzianych przez mamę słyszałam smutek i zmartwienie, na pytanie o to co się stało, usłyszałam odpowiedź, że Marek źle się czuje i ma znacznie podwyższone ciśnienie tętnicze krwi. Od tego momentu bardzo często dzwoniłam do domu i ponaglałam Marka, aby jak najszybciej poszedł do lekarza. Źle spalam i czułam ogromny niepokój. Tydzień później Marek zaczął gorączkować, a bóle w okolicy trzustki nasilały się. Badanie USG wykazało duży naciek na wątrobie. Jeszcze w tym samym dniu Marek został przyjęty na oddział gastroentorologiczny w Opolu. Dnia 24.10.2005 został zoperowany w szpitalu Akademii Medycznej we Wrocławiu. Personel medyczny szpitala pytał naszą mamę czy Marek jest księdzem, widząc jego pobożność i tytuły lektur, w których się rozczytywał. 4.11.2005 został wypisany do domu. Na wyniki badań histopatologicznych przyszło nam czekać do 17.11.2005. Okazało się że mój ukochany braciszek cierpi na nowotwór o bardzo dużej złośliwości. W tym czasie Marek tracił z dnia na dzień na wadze, schudł około 20 kg, jego samopoczucie pogarszało się. Najbardziej elementarne czynności, jak jedzenie, mycie, czy siedzenie były dla Niego związane z dużym wysiłkiem.

Ponownie doświadczyliśmy naszej bezradności, bezsilności, małości i kruchości. Człowiek współczesny uważa się za pana samego siebie i otaczającego świata. Dopiero tak trudne doświadczenia uzmysławiają mu jego małość i bezradność. Wewnętrzny ból i bunt stają się nie do zniesienia.

Mój Brat w ostatnich tygodniach swojego doczesnego życia dał nam ludziom wierzącym przepiękne świadectwo wiary i zawierzenia. W słowach, których wypowiadanie przychodziło mu w miarę postępu choroby z takim trudem, zawarł swój duchowy testament, powiedział nam co dla niego jest ważne, co nadaje sens jego życiu, co pomaga mu przetrwać chwile kiedy wydaje się, że są nie do przetrwania. Kiedy z Moniką szamotałyśmy się z myślami, nie dopuszczając, że wynik może być zły, nasz Brat nas podsumował: „Czego wy się tak czepiacie tej doczesności. Kimże ja to jestem żeby mnie ta choroba nie mogła dotknąć? Zamiast biadolić, lepiej módlcie się”. To właśnie modlitwa wypełniała każdą wolną chwilę w czasie choroby, kiedy samemu trudno mu było się modlić, Marek prosił nas abyśmy modlili się na głos. Kiedy siły jeszcze na to pozwalały czytał i medytował nauczanie Jana Pawła II, czytał jego testament i teksty poświęcone wartości cierpienia.

„Dramatyczne pytania o sens cierpienia i śmierci, które — choć zeświecczona mentalność często próbuje lekceważyć je lub całkowicie usunąć ze świadomości człowieka — pojawiają się w sercu każdej osoby i czekają na zadowalającą odpowiedź. Chrześcijanin, zwłaszcza gdy staje w obliczu ludzkich tragedii, jest wezwany do dawania świadectwa o pocieszającej prawdzie zmartwychwstałego Pana, który przyjmuje na siebie wszystkie krzywdy i cierpienia ludzkości, w tym również śmierć, i przemienia je w źródło łaski i życia. Prawdę tę trzeba głosić wszystkim ludziom na całym świecie.”

W ciągu tych zaledwie siedmiu tygodni Marek wypowiedział wiele słów, których nigdy nie zapomnę. Nigdy nie zapomnę, gdyż za każdym razem kiedy wracam do nich na nowo, umacniam się w przekonaniu, że warto starać się przeżyć każdy dzień naszego życia, tak jak by on był dniem ostatnim. Warto nie zaniedbywać wypowiadania choć jednego dobrego słowa pod adresem drugiego człowieka, warto uśmiechać się, warto dostrzegać potrzeby otaczających nas ludzi i nigdy nie zapominać o tym, że to właśnie w drugim człowieku przychodzi do nas Jezus.

« 2 3 4 5 6 »
oceń artykuł Pobieranie..

Beata Kubis

  • A
    14.11.2014 20:53
    Wzruszające...Jak odszedł Marek poczułem wielką bezsilność i żal...Później złość i ciągle zadawałem sobie pytanie: dlaczego? Teraz ,kiedy minęło parę lat, rozumiem więcej ,ale dalej nie mogę się z tym pogodzić. Ten głęboki list , znowu pozwolił mi zrozumieć więcej i chyba jedynym pocieszeniem jest wiara w to, że według tego co mówił mój przyjaciel, wybrał drogę życia...Zawsze kiedy o Nim myślę ,cieszę się ,że kroczyliśmy wspólnymi drogami dwadzieścia kilka lat, przecież znaliśmy się od czasów przedszkola, że miałem szczęście przyjaźnić się z człowiekiem "z prawdziwego zdarzenia"...

    Dziękuję Beata za to, że znowu zrozumiałem więcej...
  • dobrzniołk
    24.11.2014 21:09
    Pamiętam wypadek twojego brata,pamiętam twojego tatę który pracował razem z moim nad Odrą.Nie wiedziałem że tacy ludzie jak Marek chodzą i chodzili po tej ziemi.Myślałem że to tylko w biblii i kazaniach tak jest.No cóż...
    dla mnie to on jest święty.
    doceń 1
Dyskusja zakończona.

Ze względów bezpieczeństwa, kiedy korzystasz z możliwości napisania komentarza lub dodania intencji, w logach systemowych zapisuje się Twoje IP. Mają do niego dostęp wyłącznie uprawnieni administratorzy systemu. Administratorem Twoich danych jest Instytut Gość Media, z siedzibą w Katowicach 40-042, ul. Wita Stwosza 11. Szanujemy Twoje dane i chronimy je. Szczegółowe informacje na ten temat oraz i prawa, jakie Ci przysługują, opisaliśmy w Polityce prywatności.

Reklama

Najnowszy numer

GN 47/2024

24 listopada 2024

ks. Adam Pawlaszczyk ks. Adam Pawlaszczyk Redaktor naczelny „Gościa Niedzielnego”, wicedyrektor Instytutu Gość Media. Święcenia kapłańskie przyjął w 1998 r. W latach 1998-2005 pracował w duszpasterstwie parafialnym, po czym podjął posługę w Sądzie Metropolitalnym w Katowicach. W latach 2012-2014 był kanclerzem Kurii Metropolitalnej w Katowicach. Od 1.02.2014 r. pełnił funkcję oficjała Sądu Metropolitalnego. W 2010 r. obronił pracę doktorską na Wydziale Prawa Kanonicznego UKSW w Warszawie i uzyskał stopień naukowy doktora nauk prawnych w zakresie prawa kanonicznego.

Król. W niebie i na ziemi

Miał 28 lat i umarł ze starości. Tak już jest z progerią, że przewraca naturalny bieg czasu do góry nogami. Na fotografiach w mediach widzieliśmy go chyba wszyscy, nikt zapewne nie miał wątpliwości, że życie chorego do łatwych nie należy.

Więcej w Artykuł