Dość upodlenia

Za brutalizację życia publicznego w Polsce odpowiadają nie tylko politycy, ale także promujące ich media i my, którzy na nich głosujemy.

Za upodlenie życia publicznego w Polsce przede wszystkim odpowiadają uczestnicy wojny polsko-polskiej, czyli ostrego konfliktu między Platformą Obywatelską a Prawem i Sprawiedliwością, który trwa do 2005 r. i obu stronom jest na rękę. Nie będę tu udowadniał po której stronie leży większa odpowiedzialność, ale moim zdaniem po stronie Platformy, która jako partia rządząca ma większe możliwości oddziaływania a przez to większą odpowiedzialność za stan państwa. Jednak druga strona nie jest bez winy, chociażby za to, że daje się prowokować i uczestniczy w tej wojnie, oddając razy równie mocno jak adwersarze.

Publicysta Piotr Zaremba określił stosunek obecnej ekipy rządzącej i ich popleczników do PiS mianem „przemysłu pogardy”, druga strona oskarża PiS o stosowanie „języka nienawiści” wobec politycznych przeciwników, ja proponuje określenie wojny polsko-polskiej mianem „przemysłu upodlenia”. Mechanizm tego procesu bardzo dobrze oddają wydarzenia w Sejmie związane z debatą o zmianie systemu emerytalnego i to co się od tamtej pory dzieje.

Kwestia podniesienia wieku emerytalnego jest sprawą bardzo ważną, od tego jak naprawimy niewydolny system emerytalny zależy przyszłość zdecydowanej większości społeczeństwa. Tymczasem debat aprzed głosowaniem ustawy podnoszącej wiek emerytalny skupiała się na zupełnie czym innym – wzajemnych wyzwiskach. Zaczął Donald Tusk, pozornie niewinnie. W swoim przemówieniu cytował opinie prezydenta Lecha Kaczyńskiego, który mówił o podniesieniu wieku emerytalnego, a więc co innego niż obecnie PiS.

Cytaty nie miały żadnego znaczenia dla obecnych zmian, wypowiedziane zostały w zupełnie innym kontekście. Ale premierowi nie chodziło o sprawy merytoryczne, tylko o zirytowanie Jarosława Kaczyńskiego. Ten, jak zwykle, zareagował, a właściwie nie zdążył odpowiedzieć premierowi, gdy usłyszał w Sejmie z lewej strony podłe słowa „zadzwoń do brata”. To wyprowadziło go z równowagi i oddał cios, zarzucając premierowi, że to on odpowiada za poziom „nieprawdopodobnego chamstwa i grubiaństwa w życiu publicznym”, czego wyrazem były podłe słowa o dzwonieniu do brata. Gdyby na tym skończył wyszedłby z tego sporu zwycięski tym bardziej, że jego diagnoza była słuszna.

To właśnie premier Tusk wyhodował takich nienawistników jak Janusz Palikot, czy Stefan Niesiołowski, których obecność w życiu publicznym polega na obrażaniu innych. Jednak J. Kaczyński jak zwykle poszedł dalej i dodał, że marzeniem Adolfa Hitlera było doprowadzenie Polaków do tak nieprawdopodobnego chamstwa w życiu publicznym. Jak to często bywa w przypadku prezesa PiS, stawiając słuszną diagnozę nie dostrzega, że retoryka jaką używa stawia go po stronie osób, które krytykuje, że sam brutalizuje nasze życie publiczne. Dopełnieniem „przemysłu upodlenia” było wystąpienie Palikota, który zarzucił Kaczyńskiemu, że posłał swojego brata na śmierć. A epilogiem zachowanie Niesiołowskiego, który słownie i fizycznie zaatakował Ewę Stankiewicz.

Ale zachowanie polityków to tylko część „mechanizmu upodlenia”, po nich przyszedł czas na media. Ostra wymiana w Sejmie, a nie kwestia zmian systemu emerytalnego, została podjęta prze media, które od kilku dni o niczym innym nie mówią. Palikot jest zapraszany do TVN24, Niesiołowski występuje w telewizji publicznej w programie Tomasza Lisa, tak jakby nic się nie stało, jakby ich postawa nie zasługiwała na dezaprobatę, a nie uhonorowanie w mediach jako bohaterów. Dalej głos zabierają wyznawcy Platformy, np. Ireneusz Krzemiński publicznie porównuje Ewę Stankiewicz do Gebelsa. Spirali podłości jest nakręcana w życiu publicznym przez media. Do opinii publicznej dochodzi spolaryzowany obraz rzeczywistości, w której trwa wojna, a zwycięzca może być tylko jeden, wroga należy zniszczyć.

Trzeci akt odbywa się przy urnach wyborczych. Wciągnięci w „przemysł upodlenia” jesteśmy stawiany przed alternatywą: albo zagłosować na „brunatną siłę”, która chce w Polsce wprowadzić totalitaryzm, albo na „zdrajców”, którzy sprzedali Polskę Niemcom i Rosji. Innej alternatywy nie ma, albo jest zbyt słaba. Więc od siedmiu lat wciąż wybieramy nienawistników.

Jak przerwać tę spiralę „upodlenia” życia publicznego? Na polityków nie mamy co liczyć, im się to opłaca. Na skomercjalizowane media też, one żyją z tego konfliktu. Dlatego to my powinniśmy powiedzieć dość i odrzucić ludzi, którzy niszczą godność innych.

 
« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..
TAGI:

Bogumił Łoziński

Bogumił Łoziński

Zastępca redaktora naczelnego „Gościa Niedzielnego”, kierownik działu „Polska”.
Pracował m.in. w Katolickiej Agencji Informacyjnej jako szef działu krajowego, oraz w „Dzienniku” jako dziennikarz i publicysta. Wyróżniony Medalem Pamiątkowym Prymasa Polski (2006) oraz tytułem Mecenas Polskiej Ekologii w X edycji Narodowego Konkursu Ekologicznego „Przyjaźni środowisku” (2009). Ma na swoim koncie dziesiątki wywiadów z polskimi hierarchami, a także z kard. Josephem Ratzingerem (2004) i prof. Leszkiem Kołakowskim (2008). Autor publikacji książkowych, m.in. bestelleru „Leksykon zakonów w Polsce”. Hobby: piłka nożna, lekkoatletyka, żeglarstwo. Jego obszar specjalizacji to tematyka religijna, światopoglądowa i historyczna, a także społeczno-polityczna i ekologiczna.

Kontakt:
bogumil.lozinski@gosc.pl
Więcej artykułów Bogumiła Łozińskiego