Pluszowa emigracja na motylka

Migracja pogrążonych w żałobie po przegranej Kamali Harris użytkowników portalu „X” na podobny, choć mniej znany Bluesky, w niektórych przypomina pluszowe męczeństwo. To ruch ogłaszany jako odważny skok. Przemilcza się jednak, że na wszelki wypadek w miejscu lądowania rozłożono materac.

Po łomocie, jaki w listopadowych wyborach spuścił Kamali Harris Donald Trump i włączeniu ekscentrycznego miliardera Elona Muska do grona najważniejszych doradców prezydenta elekta, wśród – najpierw amerykańskich, a za nimi europejskich – sympatyków reprezentowanej przez kandydatkę Partii Demokratycznej rozpoczęła się pełna dramatyzmu emigracja. Nie realna, ale wirtualna. Z należącego do Muska dawnego Twittera – obecnie sieci społecznościowej „X” – do bliźniaczo podobnej, ale niszowej dotąd platformy Bluesky. W listopadzie Bluesky zyskała kilka milionów użytkowników i dziś ma ich nieco ponad 24 mln. Twitter około 600 mln.

Dla pierwszej fali socialmediowych migrantów miała to być demonstracyjna ucieczka z sieci, która ich zdaniem szerzy fejknewsy i dezinformację, do oazy demokratycznych wartości i prawdy.

Profile w sieci spod znaku niebieskiego motylka założyli celebryci, politycy, a za nimi także niektóre przychylne Harris i Demokratom redakcje, jak choćby brytyjski „The Guardian”, hiszpańska „La Vanguardia”, a na naszym, krajowym podwórku „Gazeta Wyborcza” i „Krytyka Polityczna”. Ogłaszając aktywację swoich kont na Bluesky, podkreślali, że robią to w proteście przeciw zaangażowaniu politycznemu po prawej stronie sceny politycznej właściciela dawnego Twittera i szerzącej się w tej sieci dezinformacji.

Na pierwszy rzut oka brzmi szlachetnie i sensownie. Dopóki nie zawiesi się wzroku nieco dłużej, ot na parę sekund. A co zobaczymy, jeśli nie odwrócimy oczu?

Istotę absurdu oddaje chyba najkrócej fragment tekstu o fali uciekinierów opublikowany na stronie TVN24 15 listopada:

Według agencji AFP wzrost popularności tych platform [Bluesky i Threads – przyp. red.] wiąże się ze spadkiem wiarygodności »X« w oczach internautów. Po przejęciu komunikatora w październiku 2022 r. Musk złagodził zasady moderowania treści i pozwolił m.in. na powrót na platformę wielu kont związanych ze skrajną prawicą.

Abstrahując od tego, jaka jest według autorów tego tekstu definicja SKRAJNEJ prawicy (bardzo rzadko lub wcale w publikacjach podobnych mediów określenie „skrajna” nie występuje w odniesieniu do ruchów lewicowych), okazuje się, że głównym problemem nie jest cenzura, a jej brak. Oburzenie redakcji i uciekających internautów budzi fakt, że właściciel nie stosuje w swoim komunikatorze cenzury i w równoprawny sposób dopuszcza do głosu osoby prezentujące konserwatywny punkt widzenia.

Oczywiście obrońcy takiego rozumienia wolności słowa powiedzą, że problemem nie jest dla nich wyrażanie zdania odmiennego, ale fakt, że przez brak moderacji publikowane mogą być również informacje fałszywe. To rzecz jasna ważny argument i jeden z nieuniknionych skutków nieskrępowanej wolności wypowiedzi. Tyle tylko, że tym samym krytykom nie przeszkadzały fejki pojawiające się na znanych z progresywnej ideologicznie moderacji komunikatorach marki Meta, takich jak choćby Facebook. Parafrazując słowa ministra sprawiedliwości, mamy więc do czynienia z klasyczną obroną „prawdy takiej, jak my ją rozumiemy”.

W rzeczywistości minimalizacja moderacji na Twitterze nie jest większym zagrożeniem dla wolności słowa i prawdy niż ideologiczna moderacja treści, jaka stała się organiczną częścią polityki informacyjnej Facebooka i wielu innych sieci społecznościowych. Jest dokładnie odwrotnie: to, co zrobił Musk, jest krokiem w stronę przywrócenia zdrowych proporcji i jednej z najważniejszych wolności charakteryzujących cywilizację Zachodu. Oczywiście, że niesie to ze sobą ryzyko publikowania fałszywych informacji. Ale po pierwsze platforma „X”, wbrew temu, co zarzucają jej ideologiczni przeciwnicy, posiada mechanizmy weryfikacji, jak choćby informacje kontekstowe, które do kontrowersyjnych wpisów mogą dodawać inni użytkownicy, weryfikując w ten sposób prawdziwość informacji. W ten sposób mechanizm weryfikacji informacji opiera się o całą, wielomilionową społeczność sieci, a nie uznaniową decyzję moderatora, realizującego politykę firmy.

Po drugie dezinformacją są nie tylko pojedyncze wpisy zawierające fałszywe treści, ale również czysto ideologiczne pozycjonowanie lub wręcz ukrywanie określonych treści, co jest normą w innych sieciach społecznościowych, a zaburza w użytkownikach serwisu obraz rzeczywistych proporcji tego, jak rozkładają się w społeczeństwie opinie na gorące tematy.

Wszystko wygląda więc tak, jakby ruch generowany i stymulowany przez celebrytów, polityków określonej opcji i reprezentujące lewicowy punkt widzenia redakcje działał na wzmocnienie konkurenta Twittera i osłabienie należącej do Muska sieci. Sami inicjatorzy tej cyfrowej emigracji chyba jednak do końca nie wierzą w sukces, bo ogłaszając hucznie swoje przejście na Bluesky i podkreślając oburzenie na „dezinformacyjną” politykę Twittera, nie rezygnują realnie ze swoich kont na „X”, trzymając je w zanadrzu, na wszelki wypadek. Obrzydzenie twitterową dezinformacją jest więc deklaratywne, ale nie faktyczne.

Jestem więc gotów założyć się o dobre wino, że efektem całej akcji będzie w dłuższej perspektywie stworzenie kolejnej banieczki, w której zapewne pojawią się również – z warsztatowego obowiązku i obserwacyjnej ciekawości – inni użytkownicy, ale ci, którzy dziś z rozgłosem przywdziewają szaty wielkich emigrantów, uciekających z Twittera w imię szlachetnych wartości, na platformę Muska prędzej czy później wrócą. A sama ta odtrąbiona, ideowa ucieczka przypomina trochę skok, który ma wyglądać na akt odwagi, ale po cichu wcześniej w miejscu lądowania rozłożono materace.

Innymi słowy, pogłoski o śmierci i wielkich problemach Twittera należy uznać za zdecydowanie przesadzone.

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

Wojciech Teister Wojciech Teister Dziennikarz, redaktor portalu „Gościa Niedzielnego” oraz kierownik działu „Nauka”. W „Gościu” od 2012 r. Studiował historię i teologię. Interesuje się zagadnieniami z zakresu historii, polityki, nauki, teologii i turystyki. Publikował m.in. w „Rzeczpospolitej”, „Aletei”, „Stacji7”, „NaTemat.pl”, portalu „Biegigorskie.pl”. W wolnych chwilach organizator biegów górskich.