Pierwsza Komunia. Czy impreza i prezenty przysłaniają sakrament?

Nie wylewajmy dziecka z kąpielą. Obserwujmy, wyciągajmy wnioski, dyskutujmy, co można poprawić. Ale nie patrzmy z góry na tych, którzy po prostu świętują tak, jak się od wielu lat przyjęło.

Jak co roku o tej porze przez katolickie media przetacza się burza w temacie Pierwszej Komunii Świętej. A właściwie otoczki, która zwykle jej towarzyszy. Na forach internetowych huczy od pytań osób wybierających się na uroczystości: Ile wypada dać w kopercie? Jakie prezenty są teraz na topie? Quad, dron, ipad...? Może coś jeszcze?

Rodzice pierwszokomunijnych dzieci debatują nad lokalami, w których ma się odbyć przyjęcie. Zastanawiają się nad menu, atrakcjami dla gości, kreacjami i fryzurami „głównych bohaterów”. Oczywiście zawsze aktualne pozostają pytania o najlepszego fotografa, relację wideo i ewentualnie jakiś prezent dla katechety lub parafii, w której ma się odbyć przyjęcie sakramentu. Chciałoby się powiedzieć: małe wesele. Tyle że nie takie małe. 

Czytaj też: Czy katolikowi wolno nawracać innych?

Z drugiej strony mamy mocne opinie, że przez te „rozbuchane imprezy” dzieci, zamiast skupić się na sakramencie, myślą o prezentach. Poza standardowymi głosami „świętego oburzenia”, lamentującymi, że to czyste pogaństwo, a sam sakrament jest tylko mało istotnym dodatkiem do wystawnej fety obfitującej w prezenty, pojawiają się również konkretne alternatywne sposoby przygotowań do pierwszej komunii, jak chociażby katecheza „Baranki”, stawiająca na prostotę i skupienie na znaczeniu samego sakramentu.

Gdzieś na dalszym planie, odbywają się debaty bardziej wysublimowane. Katoliccy intelektualiści głowią się nad kolejnością sakramentów inicjacji chrześcijańskiej, czy chrzest, bierzmowanie i pierwsza komunia święta nie powinny się odbywać razem (jak w Kościołach wschodnich), a jeśli już są rozdzielone, to czy bierzmowanie, zgodnie z logiką sakramentalną, nie powinno odbywać się przed pierwszą komunią? Jeśli do tego dodamy kwestię pierwszej spowiedzi, która jeszcze „wbija się” pomiędzy sakramenty inicjacji – dodatkowo je od siebie rozdziela i w jakimś sensie zamazuje odpuszczenie grzechów, którego doświadczamy we chrzcie – to już w ogóle mamy teologiczną zagwozdkę. 

Co z tym wszystkim zrobić? Nie mam bladego pojęcia. Na pewno dobrze, że pojawiają się nowe formy, lepiej i głębiej wprowadzające dzieci w doświadczenie sakramentu Eucharystii. Na pewno dobre jest też to, że jest w ludziach wrażliwość na przegięcia i nadużycia, które się zdarzają, mieszając cel (wejście na kolejny poziom chrześcijańskiej inicjacji) ze środkami (wspólne ucieszenie się z kolejnego kroku na drodze dojrzewania wiary dziecka).

Nie wylewajmy jednak dziecka z kąpielą. Obserwujmy, wyciągajmy wnioski, dyskutujmy, co można poprawić. Ale nie patrzmy z góry na tych, którzy po prostu świętują tak, jak się od wielu lat przyjęło. Świętowanie ważnych momentów – na co niedawno zwracał uwagę ks. Andrzej Draguła – jest wpisane w naturę ludzką. W tych sytuacjach po prostu próbujmy nie tyle wymusić na dziecku, żeby myślało o „spotkaniu z Panem Jezusem” zamiast o czekających na niego prezentach i świętowaniu, co pokazujmy, że te wszystkie fajne rzeczy są wyrazem dobroci Pana Boga, który cieszy się ze spotkania z nim. Dobra materialne nie są konkurencją Boga, ale znakiem Jego czułości wobec nas. Im wcześniej dziecko nauczy się nie oddzielać Boga od codzienności, ale widzieć Jego ślady we wszystkim wokół, tym zdrowiej dla jego wiary i duchowości.  

 

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

Dominik Dubiel SJ Dominik Dubiel SJ Jezuita, muzyk. Absolwent filozofii na jezuickiej Akademii Ignatianum, Edukacji artystycznej na Akademii Muzycznej w Krakowie i teologii na Papieskim Uniwersytecie Gregoriańskim w Rzymie. Obecnie mieszka i pracuje w Krakowie.