Trudno, żeby prezydent Andrzej Duda, którego na to stanowisko wysunęło PiS, miał desygnować na premiera kogoś spoza swojego obozu, skoro pozwala mu na to prawo, a wspiera tradycja.
07.11.2023 15:12 GOSC.PL
Od momentu, gdy prezydent Duda powierzył misję tworzenia nowego rządu Mateuszowi Morawieckiemu, nie milkną spekulacje, domysły, analizy, dlaczego tak postąpił. Środowiska skupione wokół koalicji KO-Trzecia Droga-Lewica oczywiście ostro atakują decyzję głowy państwa, jak zwykle zaczynając z wysokiego C. Możemy więc się od nich dowiedzieć, że prezydent szkodzi w ten sposób Polsce, że odsuwa w czasie uzyskanie środków z KPO, że jest marionetką Jarosława Kaczyńskiego itd., itp. Oczywiście tego typu komentarze w dużym stopniu odzwierciedlają frustrację środowiska, które w wyborach zdobyło większość, by rządzić, a teraz musi czekać, tym bardziej, że na koniec i tak tę władzę przejmie, bo, przynajmniej obecnie, nie widać innej racjonalnej alternatywy. Ich niecierpliwość jest uzasadniona, ale oskarżenia wobec prezydenta miałkie.
Andrzej Duda był kandydatem PiS w wyborach prezydenckich w 2015 i 2019 r. i w obu zwyciężył. Po objęciu urzędu realizował swój program wyborczy, który – co oczywiste – był w dużym stopniu programem partii, która wysunęła go jako kandydata na prezydenta. Zarzuty, że realizuje agendę polityczną swojej macierzystej formacji są po prostu niepoważne. Tym, którzy twierdzą, że jest marionetką Kaczyńskiego, warto chociażby przypomnieć, że w 2017 r. zawetował fundamentalne dla PiS ustawy reformujące wymiar sprawiedliwości, gdyż uznał, że naruszą trójpodział władzy. Tym, którzy twierdzą, że nie desygnując na premiera polityka z koalicji szkodzi Polsce, proponuję odwrócić tę sytuację. Z perspektywy prezydenta Dudy i jego politycznego środowiska dojście do władzy koalicji trzech partii stanowi zagrożenie dla Polski, co zresztą politycy odchodzącego obozu władzy często i otwarcie mówili. Dlaczego więc, mając takie przekonanie, ma on przyspieszać proces przejęcia władzy przez ludzi, których wizja Polski jest diametralnie różna od jego. Pojawia się też zarzut nieracjonalności. Oczywiście, że powierzenie misji tworzenia rządu M. Morawieckiemu ma niewielkie szanse, od wyborów minęło już prawie miesiąc, a zwycięskie PiS nie zdołało zgromadzić większości, tymczasem koalicja deklaruje, że ją ma. Tyle że jak jest naprawdę, przekonamy się w czasie głosowania wotum zaufania dla rządu M. Morawieckiego, chyba że wcześniej zrezygnuje. Istotny tu jest fakt, że prezydent nie łamie prawa, Konstytucja nie wskazuje, kogo ma desygnować na premiera. Co więcej, w Polsce utarł się zwyczaj, że misję tę w pierwszej kolejności prezydent powierza partii, która zdobyła największa liczbę głosów, w tym przypadku jest to PiS. Postępuje więc zgodnie z prawem i obyczajem.
Decyzje prezydenta można rozpatrywać też z innych perspektyw. Być może obóz prawicowy liczy, że z każdym dniem będą pojawiać się kolejne różnice wewnątrz koalicji, co w końcu doprowadzi do zerwania współpracy. Choć rzeczywiście pojawiają się takie różnice, nawet poważne, jak w kwestii aborcji, ale chęć objęcia władzy z pewnością je przezwycięży, ewentualny rozpad może następować, ale już po objęciu rządowych stanowisk.
Może być też tak, że ruch prezydenta jest związany z przyszłością PiS, oba powody się nie wykluczają, a dokładnie z walką o objęcie w nim rządów, gdyby wycofał się Jarosław Kaczyński, który w rzeczywistości jest wielkim przegranym tych wyborów, bo odebrały mu one możliwość realizacji swojej wizji Polski. Wśród kandydatów na jego następcę najczęściej wskazuje się M. Morawieckiego, ale powierzenie mu misji tworzenia rządu, która zapewne zakończy się porażką, na pewno go bardzo osłabi. Nie jest tajemnicą, że promowany przez J. Kaczyńskiego premier Morawiecki ma wewnątrz partii wielu przeciwników. Może prezydent Duda realizuje dalekosiężny plan związany z przejęciem władzy w partii przez bliskie mu środowisko, może przez niego samego, bo za kilkanaście miesięcy nie będzie już pełnił funkcji prezydenta.
Jak widać powodów desygnowania M. Morawieckiego na premiera może być dużo. Dociekania, który jest najbardziej prawdopodobny, są bardzo interesujące, przestrzegałbym jednak przed daleko idącymi oskarżeniami.
Bogumił Łoziński
Zastępca redaktora naczelnego „Gościa Niedzielnego”, kierownik działu „Polska”.
Pracował m.in. w Katolickiej Agencji Informacyjnej jako szef działu krajowego, oraz w „Dzienniku” jako dziennikarz i publicysta. Wyróżniony Medalem Pamiątkowym Prymasa Polski (2006) oraz tytułem Mecenas Polskiej Ekologii w X edycji Narodowego Konkursu Ekologicznego „Przyjaźni środowisku” (2009). Ma na swoim koncie dziesiątki wywiadów z polskimi hierarchami, a także z kard. Josephem Ratzingerem (2004) i prof. Leszkiem Kołakowskim (2008). Autor publikacji książkowych, m.in. bestelleru „Leksykon zakonów w Polsce”. Hobby: piłka nożna, lekkoatletyka, żeglarstwo. Jego obszar specjalizacji to tematyka religijna, światopoglądowa i historyczna, a także społeczno-polityczna i ekologiczna.
Kontakt:
bogumil.lozinski@gosc.pl
Więcej artykułów Bogumiła Łozińskiego